poniedziałek, 31 grudnia 2018

czego mi brakuje

Jedyne
czego mi brakuje i czego nie umiem wybaczyć
jest brak umiejętności zapominania tego, o czym zapomnieć chce się z całego serca i z całej duszy.
Tego, co paraliżuje, odbiera możliwość reagowania w sposób właściwie emocjonalny.
Tego, co rozrywa emocje na pół i miesza je, łącząc w przypadkowe pary.
Tego, co powinno być zapomniane.
Powinno i nikt nie zaprzeczy. Bo są takie wydarzenia, które nie dają lekcji, nie są przestrogą, a jedynie ciosem łamiącym na pół.

niedziela, 23 grudnia 2018

Spakowałam walizki, książki

Spakowałam walizki, książki poukładałam w kartonach. Odczepiłam breloczki od kluczy, zdjęcia zabezpieczyłam w teczce, wspomnienia spisałam w notesie z mapą. Przygotowałam papiery o przeniesienie, przecierpiałam milion telefonów do obcych ludzi, zarezerwowałam sobie kawałek nowego miejsca. Stanęłam na brzegu tego miasta, na brzegu świata i spojrzałam jeszcze raz na to wszystko, co miałam przed sobą, za sobą, wokół siebie... przy sobie. I już niczego nie byłam pewna poza tym, że nie jestem w stanie tego zostawić. Nie jestem w stanie porzucić wszystkiego, co udało się zburzyć i wybudować w ciągu ostatnich trzech lat. Nie jestem w stanie opuścić wszystkiego i wszystkich, jak niegdyś sama zostałam opuszczona. 

Wtedy obiecałam sobie, że nikogo nie zranię. Nikogo nie potraktuję tak, jak zostałam potraktowana, a teraz stałam na brzegu morza i uświadamiałam sobie powoli, że wpadłam we własne sidła. Rozbiłam się o mur, który wybudowałam gołymi rękami cegiełka po cegiełce. Potraktowałam siebie tak, jak za wszelką cenę starałam się nie traktować innych. Ja stałam się swoim najpodlejszym oprawcą. 

I nie mam pojęcia, jak to odkręcić. 

Wróciłam do mieszkania, chociaż nie umiałam powiedzieć, że wracam "do siebie". Jedyne, na co miałam siłę, to założenie breloczków do kluczy.
Torby i kartony wciąż stoją zapakowane, fotografie leżą twarzami na stole. Siedzę na środku i patrzę na to wszystko, nie wiem jak się zabrać za ułożenie się tutaj na nowo. Tylko się modlę o osobę, która wpadnie, narobi rabanu, pootwiera pudełka i zapełni szafki. Pociągnie mnie do góry i pokaże, że nic nie przepadło. Wszystko może wrócić na swoje miejsce, wszystko może znaleźć nowe miejsce.

ludzkim głosem

już nawet nie czekam
aż ludzie przemówią
ludzkim głosem

piątek, 21 grudnia 2018

Żyję w permanentnym zachwycie nad ludźmi

Żyję w permanentnym zachwycie nad ludźmi, z którymi mogę podbijać świat. Ciągle na wdechu i z szeroko otwartymi oczami czynię dobro i zachwycam się tym, że mogę służyć innym. Zaskakuje mnie, ile potrzeba na to sił i ile sił mam w sobie - nie z siebie, nie od siebie, tylko z Tej niewyobrażalnej i ponadzmysłowej Istoty. Żyję w ciągłym biegu między dziś a dziś, patrzę w oczy człowieka i widzę tylko jego, tylko on jest moim światem, on jest teraz sensem mojego życia. Patrzę na niego, rozmawiam i słucham, a dostrzegam i dostaję Siłę - niezmierzoną, nieosiągalną w pojedynkę. 

Lubię. Podziwiam. Ufam. Szanuję. Dobrze, że jesteś.
 
Dali mi wybór, jednocześnie każąc dokonać tego konkretnego - pozwól, by wyrosły Ci skrzydła, bo na skrzydłach Łaski polecisz dalej niż dotarłabyś nawet na najsilniejszych nogach. Wzniesiesz się nad wszystkimi i wszystkim, dostrzeżesz, jak wielu masz pod swoimi skrzydłami, dla jak wielu jesteś Aniołem z wielkiej. I choć masz ogromne serce, to nie ściąga Cię ono z chmur, a pozwala wznosić się nad szczytami.
 
Dla mnie jesteś poezją - niewiadomą, którą chcę odkrywać wciąż i wciąż, od nowa, zawsze coś. Dla mnie jesteś uosobieniem wrażliwości - głowy w chmurach, nóg na ziemi. Dla mnie jesteś tym, kim jesteś. I niezmiennie dziękuję, dziękuję w każdej modlitwie, każdej myśli, każdym westchnieniu. Dziękuję, że jesteś, że przychodzisz i wspierasz, bo bez Ciebie, Człowieku, świat byłby pusty. Bez Ciebie nie byłoby możliwe zachłysnąć się życiem.

sobota, 15 grudnia 2018

Odnosiliśmy wrażenie, że wszystko skończone

Odnosiliśmy wrażenie, że wszystko skończone. Mimo że jeszcze nie zdążyło się zacząć. Silni, uparci, nieustraszeni dążyliśmy do celu, realizowaliśmy marzenia, doskonaliliśmy się. Pewnego dnia zatrzymała nas gorąca herbata, jakby ktoś wcisnął pauzę. Zatrzymaliśmy się w całym tym pędzie i chaosie, spojrzeliśmy przed siebie na pustą białą ścianę. Teraz była chwila, by coś poczuć. By wejść głęboko w siebie, pozwolić emocjom wyjść na zewnątrz. Te, do tej pory więzione i tłumione w nadmiarze obowiązków i wrażeń, rozbiegły się po całym ciele i umyśle. Nagle poczuliśmy przeszywającą samotność. Potrzebę przytulenia, szczerej rozmowy i bycia dla kogoś ważnym. Tak po prostu, bez całej tej gonitwy codzienności, bez zasługiwania na akceptację, aplauz, sympatię i pochwałę. Chcieliśmy tylko usłyszeć słowa: "jak dobrze, że jesteś" - tutaj, teraz, ze mną, dla mnie. Byliśmy opuszczonym psem, zeszłorocznym prezentem gwiazdkowym. Najgorsze w ludziach jest nie to, że ranią, bo rani każdy. Ale że przychodzi w życiu czas, że zajmują się wszystkim innym, wszystkim na raz i zapominają o istnieniu drugiego człowieka. Właśnie wtedy, gdy mają dużo na głowie, gdy obowiązek rodzi obowiązek pokazują, ile są warci i jak bardzo zależy im na jakiejś relacji. Najgorsze jest to, że wtedy z reguły z nas rezygnują i odchodzą w ciszę. A my siedzimy myśląc, jak dobrze byłoby być dla kogoś "po prostu". Herbata stygnie, nie mamy do kogo się odezwać, nie mamy komu się uśmiechnąć - moglibyśmy do siebie, ale szaleńcem nazywa się człowieka rozmawiającego z samym sobą. A nam często tylko to zostaje. Często ja mogę porozmawiać tylko ze Sobą.

czwartek, 6 grudnia 2018

wtorek, 4 grudnia 2018

a może właśnie o to chodzi

a może właśnie o to chodzi,
by pozwolić innym
prostować nasze drogi,
zapełniać doliny
i równać wyżyny

by kiedyś wspólnie góry przenosić
albo dotrzeć na szczyt
zobaczyć na własne oczy,
że bez nich jesteśmy
tylko plątaniną zakrętów

może o to chodzi,
by dziękować,
a nie prosić

~ Dziękuję ~

sobota, 1 grudnia 2018

zima jest mokra i ciemna

zima jest mokra i ciemna
możesz oświetlić mi drogę
swoimi ramionami

nie patrz obojętnie, jak umieram z głodu

woda zamarza mi na policzkach
a ty odwracasz się plecami

przecież są jeszcze ludzie
którzy nie boją się mrozu
i dla których warto

wskoczyć w ogień

czwartek, 29 listopada 2018

Nadal szukam odpowiedzi na pytanie

Słów rodzących się w głowie samoistnie boję się najbardziej. Snuję domysły, kto je tam wkłada bez mojej wiedzy i zgody, kto je pielęgnuje, przemienia w myśli i pragnienia. Biegają po łąkach mojej wyobraźni obleczone jedynie w milczenie, bardzo chciałyby ujrzeć światło dzienne, jak i żeby ktoś im odpowiedział również słowem.
Ale ja nie mówię i nie powiem. Najzwyczajniej - nie umiem (choć mój psycholog twierdzi, że się boję).
Mężczyzna idący z naprzeciwka zatrzymał się gwałtownie, dłonie miał schowane w głębokich kieszeniach długiego płaszcza powiewającego na wietrze, a na twarz nie docierało światło latarni. Widziałam jedynie oczy wpatrujące się we mnie, przyspieszyłam więc kroku i minęłam go ze spuszczoną głową. Kątem oka zobaczyłam, że na jego twarzy lśnią grochy łez.
Nadal nie wiem, jak to jest, że mijają się dwie osoby z pękniętymi sercami i udają, że nic nie widzą - choć w środku obie krzyczą, że potrzebują chwili uwagi, choćby milczenia, złapania za rękę, skoro nie zasługują na nieskończoną miłość.
Dziś mijają dwa lata, trzy miesiące i pięć dni, gdy ostatni raz ktoś mnie przytulał. Chodzę obok siebie na palcach, by przypadkiem nie spłoszyć albo nie obudzić (tego czegoś drzemiącego tam w kącie, pod pajęczyną pełną much i pająków). Jest tyle ludzi, o których myślę, a których widziałam raz w życiu. Przeszłam obojętnie albo powiedziałam coś nie tak. Rozmawialiśmy przy kawie, a następnego dnia rozpłynęliśmy się w pustce. Ściskaliśmy dłonie i poszliśmy każde w swoją stronę. Jak to jest, że gdy potrzebujemy przytulenia, splatamy ręce na piersi, gdy potrzeba porozmawiać, potrafimy milczeć jak groby? Nadal szukam odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że jednemu z nas życie pomyliło się ze śmiercią?

środa, 28 listopada 2018

***

kolejny raz
przychodzę do ciebie
choć wiem
że złamiesz mi serce

przychodzę dać ci wszystko
co mam
dziurawy płaszcz
i zeszłoroczną chusteczkę

a ty ranisz mnie
dymem w twarz
i nieistnieniem
odchodzisz

i ja odchodzę
nie odwracając się
z trudem
patrzę pod nogi

a serce staje

czwartek, 22 listopada 2018

Drogi mój, Nieznajomy

Drogi mój, Nieznajomy,
jak mija Ci dzień? Myślisz czasem o tamtym spacerze, o którym ja nie mogę zapomnieć (rozsądek podpowiada mi, że powinnam; serce pielęgnuje i dopieszcza obraz Twoich oczu, ust i dłoni)? Widujesz mnie gdzieś w tłumie, podbiegasz i okazuje się, że to nie ja?
Ja miewam tak niemal codziennie. Widuję Cię w każdym mężczyźnie około trzydziestki, już myślę, że nareszcie, że cuda się zdarzają, że Bóg mnie wysłuchał... A jednak nie. Wtedy, gdy godzinami siedzieliśmy obok czy naprzeciwko siebie, nie pomyślałabym, że kiedyś będę szukać cię wzrokiem na zatłoczonym przejściu, w galerii handlowej, przy stolikach restauracji, w kościele; dziś upominam się w myślach, gdy tylko przemkniesz mi przez głowę. I nie przynosi to żadnego rezultatu.
Nauczyłeś mnie tęsknić na zapas. Nigdy nie sądziłam, że tak się da - po chwili, po tak krótkim czasie. Ale wtedy patrzyłam Ci w oczy, śmiałam się z Twoich żartów, słuchałam przeróżnych historii i wiedziałam, że już więcej nie... Że już nigdy... Już zawsze... Choć spędziliśmy ze sobą całe godziny, podczas których ogarniała mnie radość i szczęście, wchodziłam do autobusu z zaciśniętym gardłem, paznokcie wbijałam w dłonie.
Tęsknię. Piszę do Ciebie listy, których nigdy nie dostaniesz do ręki. Żałuję. Układam słowa, których nigdy Ci nie powiem. Szukam. I nawet gdy znajdę, nie będę miała prawa, po kilku wspólnych godzinach, posłuchać Twojego serca. Usłyszę tylko to, co słyszę teraz - krzyk mojego, duszonego.
Tamtego dnia straciłam cząstkę siebie. Zabrałeś ją ze sobą. Trzymasz na pamiątkę, czy wyrzuciłeś? Może kiedyś mi odpowiesz i nauczę się na powrót płakać, pozwolę sobie być sobą.

Z najszczerszymi życzeniami szczęścia,
Ja, Nieistniejąca.

środa, 21 listopada 2018

w rozsądku i głupocie

w rozsądku i głupocie,
w bogactwie czy chorobie,
w obłędzie i nieszczęściu
będę skałą

złap mnie za słowo
i trzymaj szaleńczo mocno
do zapomnienia
pociągnij za sobą
do gwiazd
albo na bruk
nieważne

razem
bylibyśmy niemożliwi

wtorek, 20 listopada 2018

leżę i milczę

zobacz mnie, dostrzeż mnie,
jestem tu i skaczę
najwyżej jak potrafię.
spójrz na mnie, obdarz uśmiechem,
bo głodna jestem uczuć,
głodna jestem miłości.
weź mnie za rękę, chwyć za serce,
umieram z głodu, tonę w beznadziejności.
daj mi choć trochę, odrobinę,
już wieczność nikt mnie nie przytulał,
wieczność nikt na mnie nie patrzył,
przez wieczność opuszczał,
przychodził i odchodził.
wiedziałam, że kiedyś nie wróci.
przestaję zwracać na siebie uwagę,
leżę i milczę, bo żebrak
nigdy nie doświadczy,
na żebraka się nie patrzy,
nie daje się uśmiechów, a co dopiero
ręki albo serca na dłoni,
jego się nie przytula, nie ratuje, nie kocha
- chyba że na odległość.
podchodzisz do mnie i mówisz
"Bóg cię kocha",
a ja chcę napluć ci w twarz i krzyczeć,
że to ciebie chcę, twojej miłości,
niech Bóg mnie kocha, przez ciebie,
albo niech się wypcha tą swoją...
zamiast tego leżę i milczę,
bo żebrak i ryba
głosu nie mają.

niedziela, 18 listopada 2018

żebyś nie mógł mnie wodzić

rozglądam się dokoła
i nie znajduję dla siebie miejsca
może znalazłabym w twoich ramionach
ale nie chcesz przygarnąć
mnie nawet na noc
a co dopiero na życie

moje największe marzenie
jest zarazem najbardziej banalne
i nijak się ma
do rzeczywistości

utkwiłam wzrok w pustce
we wszystkim nieistniejącym
żebyś nie mógł mnie wodzić
na nadzieję

miałeś po prostu zaadoptować
i powiedzieć
że wszystko jest dobrze
miałam się zgodzić
i zobaczyć
że są na to dowody

mocniejsze od moich nieufności

***

gdzieś na dnie
zmiętego serca
wygodnie w ciepłym fotelu
siedzi jeszcze nadzieja
że już nigdy
nie stanę przed tobą
bezsilna

sobota, 17 listopada 2018

Prowadzisz mnie prostą drogą

Boję się wschodów słońca,
bo z każdym zaczynam od nowa.
Boję się zachodów,
bo znikam w ciemnościach.

Prowadzisz mnie prostą drogą
od zakrętu do zakrętu
ostrego jak brzytwa.
Ciągniesz mnie za sobą,
choć widzisz moje zmęczenie,
nie pozwalasz odpocząć.

Ponoć zawsze gdzieś jest światło,
a ja czuję się jak ślepiec,
z którego wszyscy kpią,
bo pragnie odzyskać wzrok.

Przychodzisz i odchodzisz,
bawisz się ze mną w chowanego.
Nie mogę cię zobaczyć,
nie dajesz usłyszeć,
zbywasz moje cierpienie
milczeniem.

Jesteś sztormem
w mojej głowie.
Przyznaję się
- nienawidzę.

nie chciałam kochać na próbę

nie chciałam kochać na próbę,
tylko byś pozwolił mi spróbować
cię pokochać

nie na chwilę
nie na zawsze
tylko tu i teraz

a czas pokazałby
co dalej

czwartek, 15 listopada 2018

dni w listopadzie są krótsze

pielęgnuję cię w sobie,
pielęgnuję cię w snach,
zamykam na klucz za dnia,
żeby nie stracić siebie

bo zapomnienie to taki wirus

pielęgnuję twoje słowa,
odstawiam do lodówki serce,
gdy wstaje słońce

dobrze, że dni w listopadzie są krótsze

środa, 14 listopada 2018

jak zwykle w listopadzie

Leon, jak zwykle w listopadzie, usiadł na parapecie z nogami zwisającymi z trzeciego piętra. Machał nimi radośnie, popalając papierosa. Ja leżałam skulona pod kołdrą, próbując ujarzmić goniące się na wybiegu podświadomości myśli. Każda kolejna coraz szybciej przemykała przez moją głowę, coraz bardziej dzika, samowolna i niekontrolowana. Leon zaczął podśpiewywać pod nosem, ja zatykałam uszy dłońmi.
- Najciężej jest odciąć się od siebie, co, mała? - zagadał, wciąż nucąc. - Wiem sam po sobie. Wciąż palę mosty, porzucam relacje i ludzi. Ale siebie porzucić nie mogę - westchnął, zaciągając się tak mocno, że zakrztusił się dymem.
Rzuciłam się na plecy i patrzyłam, jak niemal zsuwa się z parapetu. Jak on to robi?
- Na przykład, siedzenie na tym parapecie daje mi poczucie ulotności. Tylko tutaj odcinam się od siebie, tylko przez czas przeznaczony na spalenie papierosa - zaraz odpali kolejnego, ale jeszcze o tym nie wie.
Nie odzywa się dłuższą chwilę. Chcę opowiedzieć mu o wszystkim, chcę wyrzucić z siebie cały popiół ze spalonych mostów, zrzucić niepotrzebny gruz z serca. Chcę krzyczeć, że Boga przy mnie nie ma, że mnie opuścił, odszedł jak wszyscy, że nie pragnie mojego dobra i szczęścia, że nie pragnie niczego. Że po prostu jest bez celu.
- Dobrze jest czasem pozwolić sobie na zmartwychwstanie - podejmuje wątek, zerkając na mnie kątem oka. - Uwierzyć, że po każdej kolejnej śmierci jest życie. Dobrze jest czuć siebie takim, jakim się jest, by każdy człowiek na naszej drodze miał wybór: zaakceptować czy próbować zmieniać i zostać odtrąconym.
Tym razem ja wzdycham i w końcu odpowiadam.
- Dobrze jest - waham się, ale nie dlatego, że wątpię, a dlatego, że jestem zbyt pewna. - Dobrze mieć kogoś, do kogo można zapukać w środku nocy, poprosić o papierosa i wyjść przed blok, nawet gdy na co dzień się nie pali. Dobrze jest tak jak jest.
- On tylko czeka na ciebie. Czeka, aż przyjdziesz, wykrzyczysz Mu wszystko, co masz za złe, wtulisz się i zatopisz. On tylko czeka - mówi szeptem.
A we mnie rodzi się bunt, płonę gniewem, chcę krzyczeć i wrzeszczeć i drzeć i rzucać. Czeka, tylko gdzie, do cholery?

piątek, 9 listopada 2018

Tacy jak my zdarzają się sobie raz na tysiąc lat

Tacy jak my zdarzają się sobie raz na tysiąc lat. Widziałam cię w metrze, później w kawiarni przy kawie, ale położyłeś kurtkę na krześle obok. Przeszłam niby obojętnie, nacieszyłam wzrok twoimi oczami i wyszłam ze świadomością, że to już. Więcej cię nie zobaczę.
Stanęłam po drugiej stronie ulicy, a ty spojrzałeś na mnie przez szybę. Poczułam jak delikatnie smagasz mnie oddechem po twarzy. Zapięłam płaszcz, torebkę założyłam na ramię, wyprostowałam się i poszłam przed siebie. Nie obejrzałam się ani razu.
Później w mieszkaniu zrobiłam kawę - w filiżance, choć myślę że filiżanki psują smak, ale ty tak piłeś przy tym stoliku. Usiadłam z nią na parapecie i myślałam o tobie. Myślałam o dumie, która kazała mi odejść.
Zdarzyliśmy się sobie po tysiącu lat i w tym życiu nie wrócimy na pewno. Jeśli mamy tylko jedno, możliwe, że już się nie spotkamy.
Tacy jak my zdarzają się światu raz na sto lat. Najmniejsza część populacji, pyłek na wietrze, delikatny szept wiatru. Jeśli jakimś cudem trafimy na siebie, spuścimy oczy i pójdziemy na koniec świata, byle się sobie nie narazić. I tak, przez dumę lub strach, do końca i na wieczność będziemy niczyi.
Motyle w brzuchu, serce wyrywające się z piersi, drżące ręce i niewypowiedziane słowa - wszystko to zabieramy ze sobą, z niczego się nie tłumacząc, niczego nie okazując. Robimy miny, ukrywamy za nimi myśli i uczucia. Usta zaschnięte od nadmiaru słów delikatnie skrapiamy językami, gdy próbujemy owinąć się w bawełnę.
Zdarzyliśmy się sobie, a teraz ja jestem tysiąc lat w przód, ty tysiąc lat w tył. I nawet za milion nie uda nam się złapać za ręce.

Duże dziewczynki nie robią sobie nadziei

Duże dziewczynki nie robią sobie nadziei
przedwcześnie,
nie brną w zapatrzenia
i nie czekają na człowieka

pierwsza zasada
ręce rozgrzewaj zawsze sama,
bądź sobie pomocną dłonią

druga zasada
bądź dla innych
płomykiem Nadziei

nigdy nie pozwól sobie myśleć,
że pojawił się ktoś, coś,
wsparcie na horyzoncie
nie można usypiać czujności

Duże dziewczynki zasypiają
bez problemu, z bólem głowy
czy gorączką uczuć
- nieważne

piątek, 2 listopada 2018

***

Złapać za rękę
znaczy zaufać

Boję dotknięcia

chodzę między wolnością a szczęściem

chodzę między wolnością
a szczęściem i nie umiem wybrać
właściwie brak mi odwagi otworzyć
pięści i oczy by przyjąć i zobaczyć
wszystko to co oczywiste
o czym marzę i co czuję

nie jestem tym kim być mogłem
stałem się kimś kim być
nie powinienem i nie chcę

daj mi usłyszeć twój głos
na własne uszy wylej miód
do serca i dłonie rozgrzej
mlekiem bo ja potrzebuję
wiedzieć że w miłości
wszystko jest zatopione

poniedziałek, 22 października 2018

Nie ma mnie we mnie

Nie mówcie im,
że jestem w domu.
Nie ma mnie we mnie,
poszłam precz,
więc niech oni też
pójdą sobie
gdzie pieprz rośnie
i diabeł mówi dobranoc.

Nie mówcie im,
że dobrze się trzymam,
bo nie trzymam nawet
kubka z herbatą,
a dłonie mi się trzęsą
w kontakcie z nożem.
Niech ktoś weźmie ode mnie
lepiej to ostrze.

W snach dopuszczam się
ludobójstwa.

środa, 10 października 2018

nieznane części siebie

związałam i zakneblowałam
nieznane części siebie
nie dając im dojść do głosu
a one rzucały się z zębami
drapały po skórze pazurami
wydawały dźwięki gardłowe
i w ogóle się nie męczyły

przypominały mi codziennie
że nie mogę ich uciszyć na zawsze
że w końcu się wyrwą
i wydostaną z najwyższej wieży

że nie zamknę im ust
bo sama
musiałabym przestać mówić

uciekły mi z najpilniej strzeżonej celi
niechciane części mnie

uciekły i krzyczą

sobota, 6 października 2018

Nie chodzę już tym mostem

Nie chodzę już tym mostem,
grozi zawaleniem.
Duma każe mi go spalić,
rozsądek pozwolić się zwalić.
Z gruzów można coś odbudować,
z popiołów jeszcze nikt nie powstał.

Spalam się powoli.
Pozwolisz?

piątek, 5 października 2018

pewnego dnia przyjdzie nam

boję się że
pewnego dnia przyjdzie nam
umrzeć
daleko od siebie.
zabierzesz mi serce tak
jak zabrałeś nadzieję.

nie wiem czy wiesz
ale
ostatnie umierają
uczucia.

jak dobrze, że śpię sama

kolejnej nocy
budzę się z krzykiem
z koszmaru, który
do złudzenia przypomina życie

jak dobrze, że śpię sama,
albo
jaka szkoda

bez przerwy odchodzę
i nie umiem odejść
zostawiam za sobą ślady
byś mógł mnie odnaleźć

jak dobrze, że nie szukasz,
albo raczej
wielka szkoda

wtorek, 2 października 2018

boję się wszystkich niewypowiedzianych myśli

boję się wszystkich niewypowiedzianych myśli,
ludzi zamkniętych w klatkach
i nienapisanych wierszy

jestem ukrytą myślą
za murowanymi prętami
i milczącymi wersami

nie chcę tak

czas przeszły

Przeraża mnie czas przeszły. We wszystkich rozmowach i myślach. Przeraża mnie wszystko, co się skończyło. Wszystko, co odeszło, choć miało zostać. Wszystko, co nie wróciło, choć się nie żegnało. Wszystko, co dało się poczuć, a więcej się nie poczuło. Przeraża mnie czas miniony. Już nigdy nie będzie, już nigdy nie przyjdzie, już nigdy nie zapuka trzy razy z jedną dłuższą przerwą. Ogarnia mnie strach, gdy ktoś mówi "miałam kiedyś swoją kotwicę", już po pierwszych dwóch słowach mam ochotę wyłączyć serce, by tak nie naciskało na gardło. Paraliżuje mnie lęk, gdy ktoś zaczyna zdanie od "już nigdy...". Rozrywa mnie poczucie winy, gdy na ulicy widzę, że przeszłość idzie przede mną i nie mogę jej zatrzymać, nie mogę jej wyminąć, nie mogę nic zrobić. Piję niedobrą kawę w lokalu dziesięć minut przed zamknięciem, za oknem widzę twoje kroki i nagle słyszę twój oddech, charakterystyczne westchnięcie i wiem, że nigdy... Że już tylko... Że zawsze... I że mogłam...

Za dziesięć dni minie kolejny rok mojego życia, a ja czuję się głupsza niż kiedykolwiek. Kolejny rok, który widzę za szybą cichnącej kawiarni. Piszę do przyjaciela, który mówi, że gorzej niż rok temu być nie może, a ten czas zmienił mnie nie do poznania. Chcę wierzyć. Wierzyć, że zapomnę dźwięk twoich kroków, barwę głosu i kolor oczu. Że ulubiona muzyka nie będzie przynosiła obrazów twojego uśmiechu i wspomnień czasu spędzonego razem. A czas przeszły przestanie się pojawiać, przestanie mieć znaczenie w wypowiedziach.

wtorek, 18 września 2018

poniedziałek, 17 września 2018

mężczyzna którego kocham

mężczyzna którego kocham
dość skuteczne podcina mi skrzydła
kopiąc dziury pod moimi nogami

mężczyźni których szanowałam
uwielbiają barykadować się i znikać
nie licząc się z niczyimi uczuciami

mężczyzna dla którego nie istnieję
dręczy mnie każdego wieczoru
głuchymi telefonami

mężczyźni dla których się liczyłam
każą mi spokojnie wracać do domu
po czym rozpływają się z gwiazdami

noce zostają ciężkie od oddechów
wciąż obecnych na karku
pośród przeszywających nieobecności
dni miażdżą całym ciężarem dłonie
łamiąc palec po palcu
jako naukę znoszenia w milczeniu

sobota, 15 września 2018

*kobieta niekochana*



Nauczyłeś mnie pokazywać światu
połowę twarzy, mrozić serce
w trzydziestu sześciu stopniach
ręce składać z ciałem, gdy już
odpadną, ramiona unosić wysoko.

Jestem ofiarą książek o miłości,
które czytałeś mi na głos,
romantycznych piosenek w trasie
i barków mocnych jakby skała.

Jakby. Jakby byłeś, jakby pozwoliłeś
kochać obrazy rodzące się przed snem
na popękanym ze złości suficie.

Jestem królową bez królestwa
w sukience poszarpanej marzeniami.

Znikam, gdy ktoś o mnie zapyta.

środa, 12 września 2018

wychodzę na kawę

wychodzę na kawę
po odrobinę szczęścia
przysiada się człowiek
bo potrzebuje pogadać
widzę połamane paznokcie
i połamane serca

na co dzień wszystko sklejam
słowem uśmiechem czy zrozumieniem
gdy wraca do domu znów się rozpada
ja nie wracam
szukam w tłumie jemu podobnych
miłość przelewa się w moim sercu

mam połamane paznokcie
i postrzępione końcówki
krew krąży chyba tylko wokół oczu
ale kości mam raczej mocne
- moje ramiona nigdy
się nie łamią.

rozbijam się o zapatrzenia

rozbijam się o zapatrzenia
bo gdzieś na świecie
żyje jeszcze nadzieja
większa od moich nieufności
wciąż głęboko wierzę
że wytrwam i przejrzę na oczy

sklejam się miłością
bez prawa do wyrażania
dla której jest radością
mały gest zatroskania
podarowanie czegokolwiek
z uśmiechem włącznie

rozbijam się o ściany
rzucam grochem
a dostaję kamieniami
i wciąż mimo wszystko trwam
sklejam się satysfakcją
że mogę coś dać

poniedziałek, 10 września 2018

Nawet gdy myślisz

Nawet gdy myślisz,
że kolejny raz
tego nie przeżyjesz
- przeżyjesz.

Nie raz.

Zapisana gdzieś na marginesie

Zapisana gdzieś na marginesie
ostatniej strony pełnego słów zeszytu,
gdzieś pod spisem treści i indeksem
siedzę w kącie z nadzieją, że ktoś
zauważy.

Wątpiąc już w sens czynienia dobra,
dawania siebie przez bycie
sobą, zbędną i pomijaną
naprawiam z trudem uszkodzony mur,
wzmacniam.

Ale mur ma to do siebie, że trwale
można go skruszyć tylko od środka,
więc przekrocz granicę, wejdź,
zaparzę herbaty i wsypię dwie łyżeczki
cukru.

Zaproszenie
wraz z człowiekiem
odrzucone.

sobota, 8 września 2018

Nie budź mnie!

Nie budź mnie!
W końcu śnię o świecie,
o jakim marzyłam od lat.
Nie chcę wiedzieć,
jak ma się nasz,
co w nim się wali
i co buduje.
Nie budź mnie!
W końcu jestem gdzieś,
gdzie mówisz mi dzień dobry
każdego poranka,
twoje prawe ramię
pod moją głową
i twoje palce
w moich rękach.
Nie budź mnie,
nie chcę znów zawieść.

czwartek, 6 września 2018

Pierwsza połowa dorosłości minęła nam

Pierwsza połowa dorosłości minęła nam na kochaniu ludzi, którzy nie byli tego warci. Druga, ta większa, na ich wspominaniu przeplatanym z obawą, że już nikogo nie pokochamy i nikt nie pokocha nas. Pierwsza połowa była w miarę szczęśliwa, druga odarła ją z pozorów i pokazała, że szczęście jest złudzeniem. Walczyliśmy ze sobą, żeby nie przyjąć tego do wiadomości. Wciąż nie chcemy w to wierzyć, żyjemy walcząc o ideały i "sprawy wyższe". Bez przerwy coś robimy, działamy, jesteśmy wszędzie i z każdym, jeździmy, chodzimy, zwiedzamy, rozwijamy się, podejmujemy wyzwania, przekraczamy swoje możliwości, niekiedy działamy na niekorzyść zdrowia, byle tylko nie przypomnieć sobie, że ułuda już upadła. 

Młodzi gniewni, młodzi waleczni, patrzą i nie widzą, patrzą i nie chcą zobaczyć. Czasami siadają na brzegu morza, opierają się o betonowy murek i krzyczą do Boga, jak mógł im to zrobić. On, miłosierny i troskliwy. Krzyczą, żeby się wypchał, bo oni już nie dają rady, żeby sobie wsadził w nos to całe doskonalenie mocy w słabości, walkę z przeciwnościami i z samym sobą, a jeśli chce, żeby to pokonali, to niech On pokona to wszystko za nich, bo oni mają to już w poważaniu. Rzucają piaskiem, kopią wodę, na złość spalają kilka papierosów i wracają do codzienności. Znów są wszędzie, znów są z każdym, znów robią wszystko. Ale z tyłu głowy wciąż kołaczą się te słowa "jak mogłeś odebrać nam ludzi, których kochaliśmy, nie dając nic w zamian?", wciąż pretensje do Boga i do świata wżerają się w mózg. Z każdym dniem coraz silniejsi, coraz bardziej wytrwali, idą przed siebie i tracą siłę do protestowania. Zaczynają wierzyć, że tamto było złudzeniem. Zaczynają powoli wierzyć w to, w co wierzyć nie chcieli, co próbowali obalić mimo namacalnych dowodów.
Druga połowa dorosłości pędzi jak pociąg, chcemy wysiąść na najbliższej stacji, nie dając Bogu czasu na działanie.

środa, 5 września 2018

Ludzie, z którymi dwadzieścia lat temu

Ludzie, z którymi dwadzieścia lat temu
nawet nie chcieliśmy rozmawiać,
którzy piętnaście lat temu nas nękali,
dziesięć lat temu nie podalibyśmy im ręki,
ludzie, którzy pięć lat temu nas zranili,
chwilę temu porzucili na pastwę losu

Teraz są w nas, są nami,
a ten człowiek sprzed dwudziestu lat
pluje nam w twarz.

wtorek, 4 września 2018

chodzę po piasku o piątej nad ranem

chodzę po piasku o piątej nad ranem
pieszczę usta twoim imieniem
którego nie wypowiem na głos przy tobie
chodzę i wołam w przestrzeń
chwytam powietrze przybierające twój kształt

chodzę po wodzie o wschodzie słońca
próbuję odkochać się w zachodach
po cichu gdy wszyscy śpią i gdy ty śpisz
wyznaję miłość słońcu o twoich oczach
bo tylko tyle mogę zrobić dla świata

siedzę ze skrępowanymi rękami
splatam palce do modlitwy
i ufam że jest w tym jakiś cel

niedziela, 2 września 2018

wyznał mi miłość

wyznał mi miłość
ale nie byłam nią
a on nie był tobą

więc obróciliśmy to w żart

to nikt

tam
na kanapie, na fotelu
w kuchni, na balkonie
w łazience, salonie
to nikt

nikt
jest wszędzie i zawsze,
a ja tylko tutaj, z boku
utknęłam i patrzę
sercem

ktoś
zapytał mnie wczoraj
czy dbam o nie
jak na skarb przystało
a ja

wystawiam
je na widok i na pośmiewisko,
głupia kocham nikogo,
nie że jestem zakochana
kocham

różnice
to cienkie granice
między górnym a dolnym
obiektem westchnień a człowiekiem
umiłowanym

piątek, 31 sierpnia 2018

są tacy ludzie po których zostaje tylko papier

są tacy ludzie
po których zostaje tylko papier
zapełniony słowami
listy otrzymane i niewysłane
pierwsze strony książek
z banalnymi dedykacjami

są tacy ludzie
których już po chwili
się nie pamięta
ich twarze odchodzą w zapomnienie
i tylko zapach proszku
cokolwiek przywołuje

są tacy ludzie
którzy wierni swoim zasadom
łamią kości i odcinają skrzydła
by te na nowo wyrosły
silniejsze o ich
nieobecności

oni nie dają się nazywać
imieniem już po kilku dniach
stają się nieistotni

Jest taki rodzaj szczęścia, który przeżywany w pojedynkę jest stokroć bardziej przykry od czystego smutku

Jest taki rodzaj szczęścia, który przeżywany w pojedynkę jest stokroć bardziej przykry od czystego smutku. Gdy wychodzisz z domu, masz na sobie zwykłe ciuchy, zwykłą fryzurę, ale czujesz się tak wyjątkowo, że promieniejesz jaśniej od słońca. Ludzie na twój widok uśmiechają się i witają cię radośnie, lgną do ciebie jak muchy do światła, pragną z tobą rozmawiać, przebywać. Gdy jesteś z nimi, ogarnia cię nieopisywalna radość, możesz tańczyć i śpiewać, dziękując Bogu za nich i za ten czas. I siadasz wtedy na chwilę z boku, obserwujesz ich po cichu i uświadamiasz sobie, że jedynie dzielisz z nimi przeżycia, nie przeżywasz. Jesteś, ale równie dobrze mogłoby cię nie być. Masz wokół siebie tyle wspaniałych dusz, tyle wyjątkowych osób, ale wciąż jesteś samotny.
Radości i sukcesy przeżywasz w pojedynkę, ktoś tam ci pogratuluje, ktoś uściśnie dłoń. Smutki i tragedie opłakujesz samotnie, ktoś tam przytuli, ktoś powie kilka słów - ale z reguły wtedy robi się pusto. Cicho. Nijak. 

Jest taki rodzaj szczęścia, który wypływa z wewnątrz. Z serca. Gdy uświadamiasz sobie, że na nic nie musisz zasługiwać. Nie musisz sobie zapracować. Na przyjaźń. Na radość. Na miłość. Bo jesteś tego wart - po prostu, bo jesteś. Nie dlatego, że coś masz, coś zrobiłeś, coś dałeś. Tylko tak po prostu. Po prostu ty jako ty, ten nieidealny, brudny, wadliwy, problematyczny, z bagażem doświadczeń, bliznami, fobiami ty - zasługujesz być kochanym. Mało tego, zasługujesz na miłość od narodzin do śmierci, a nawet dalej.
 
Świat próbuje nam wmówić, że jest zupełnie odwrotnie. Na miłość musisz zasłużyć; najpierw musisz przepracować wszystko w sobie, by wejść w związek; musisz być najpierw szczęśliwy sam ze sobą, by być szczęśliwym z drugim człowiekiem; musisz najpierw stać się dobrym materiałem na męża/żonę i wtedy próbować cokolwiek budować; musisz najpierw coś zdobyć, żeby móc coś dać drugiemu człowiekowi; nie możesz się zakochać z minuty na minutę. A to wszystko gówno prawda. Ty zasługujesz kochać i być kochanym, w tej postaci, w tym momencie, w tej sytuacji, w tym ciele.
Z każdej strony słyszę, że nie mogę kogoś kochać, jeśli go nie znam ileś tam czasu, nie przeprowadziłam z nim konkretnej liczby rozmów, nie widzieliśmy się tyle a tyle razy. Siadam i któryś już raz czytam Księgę Rut, która jak po pstryknięciu palców zakochuje się w Boozie. Ot, facet nie musiał zrobić ani powiedzieć nic zaskakującego, odkrywczego, a ta poleciała i skuliła się u jego stóp. A właśnie że mogę kochać i nie mieć ku temu podstaw. A właśnie że mogę czuć, bo to moje uczucia, mam do nich prawo i mogę je pielęgnować bądź niszczyć. Być może ta droga jest trudna i wymaga ode mnie codziennie trudnych decyzji i myśli, poświęcania siebie, nauki pokory i bezinteresowności. Być może i ty idziesz niewłaściwą drogą, być może połowa z nas schnie za miłością. Ale idę tą drogą, bo inaczej nie potrafię. Bo jeśli ma być inaczej, to nie leży w mojej gestii. Jeśli ma być inaczej, to przyjdź i to zmień, napraw, bo ja nie umiem.
 
Jest taki rodzaj szczęścia, z którego szczęście trudno wyłuskać. Ale da się to robić dzień a dniem. Nie dla siebie, a dla innych.

środa, 29 sierpnia 2018

ogarnia mnie wdzięczność

ogarnia mnie wdzięczność
niemożliwa do opisania
że mogę cię kochać po cichu

tak po prostu
dzień po dniu
okazuje się

że tej miłości nie da się
zamknąć w słowach
choć znam ich tak wiele

wtorek, 28 sierpnia 2018

chcę nauczyć się składać ręce

nie chcę wyglądać
owoców za oknem
karmić się złudzeniem
szukać męża z punktu
mojego siedzenia

chcę nauczyć się
składać ręce
i otwierać ramiona
głowę trzymać wysoko
plecy prosto

każdy dzień uświadamia mi
że wszystko jest możliwe
jeśli ciężko się pracuje
nad sobą
i cierpliwie czeka

cuda dzieją się
we mnie

środa, 8 sierpnia 2018

w moim piekle

w moim piekle
patrzę ci codziennie w oczy
na wyciągnięcie mam twoją rękę
a nie mogę nic zrobić

próbuję cię sięgnąć
dotykam powietrza
staram się usłyszeć głos
a porywa mnie cisza

w moim piekle
widzę cię codziennie
siedzę muskając twoje ramię
moim ramieniem
mówię do ciebie
ty odpowiadasz
a po chwili się odwracasz
i odchodzisz

po czym znowu jedynie
patrzę ci w oczy

tak w kółko
choć nigdy nie wracasz

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

czasami jeszcze tęsknię

czasami jeszcze tęsknię
nie za tobą
a za tym przyjacielem
z którym potrafiłam
nawet milczeć

do dziś nie mogę
ponownie go znaleźć
jakby nie miał już prawa wrócić
jakby uciekał przed własnym wstydem
pogrążony w nieprzebaczeniu

a przecież moc
w słabości się doskonali
oboje bywamy słabi
oddalamy się od siebie
a przecież jesteśmy

na wyciągnięcie ręki

mieliśmy jeden dzień

mieliśmy jeden dzień
na szczęście
jeden dzień razem

po nim mieliśmy minąć

ale ten jeden dzień
znaczył dla mnie wszystko
a co dziś znaczy dla ciebie?

piątek, 3 sierpnia 2018

Ludzie boją się Twojej miłości.

Ludzie boją się Twojej miłości. Czynisz nią cuda, poruszasz słońce, przenosisz góry. Ludzie boją się Twojej miłości, bo nie są przyzwyczajeni dostawać coś "po prostu". Chcesz kochać całym sercem, ciałem i duszą, a oni pozwalają Ci tylko trochę, tak nie do końca, tak kapkę - pragną poczuć, boją się przyjąć.

Ludzie boją się, że możesz poznać ich wady, wejść w ich ciemności, dotknąć ich gruzów, zetrzeć trochę kurzu. Czasem łatwiej im siedzieć w błocie, niż się umyć, a co dopiero dać to zrobić komuś. Ludzie nie pozwolą Ci się pokochać, póki sami nie będą na to gotowi. A Ty jak męczennik kochasz ich mimo wszystko.

Czasami Cię ranią, czujesz jak wyciągają noże ze swoich pleców i wbijają w Twoje. Czasem Cię ignorują, żebyś też zaczęła ignorować. Czasem trzymają Cię na dystans, stawiają trochę dalej, każą spojrzeć z odległości - patrz, patrz jaki jestem brudny, patrz jaki oszpecony, jak bardzo nie zasługuję na Twój dotyk, Twoją obecność, Twoją miłość.

Będziesz płakać i będziesz krzyczeć do gwiazd. Będziesz siedzieć na parapecie w przeciągu, będziesz zadawać pytania i nie dostawać odpowiedzi. Kochaj ich mimo wszystko.

Będziesz robić dobro w zamian dostając odrzucenie i mur, namacalny dystans. Czyń dobro mimo wszystko. Nie będzie ci dane widzieć, jakie owoce przyniosły Twoje czyny. I nie zobaczysz, do czego doprowadzasz. Nie będziesz obserwować, jak Twoje dzieło się rozrasta. Jesteś tylko, czy raczej aż narzędziem. Uczyń z tego Twoje szczęście.

Któregoś dnia ktoś przyjmie to, co chcesz dać. Któregoś dnia wróci to, co było, objawi się to, co już jest. Ufaj i bądź cierpliwa. Raduj się z małych rzeczy, słów ukrytych między wierszami, uśmiechów między oddechami, czynów niepozornych. Kochaj, bo tylko to się liczy.

rozpierająca duma że ma się ludzi cenniejszych niż złoto

rozpierająca duma
że ma się ludzi cenniejszych niż złoto
i Boga prawdziwszego jak wino
uwierająca tęsknota
że coś było i się to straciło
ze świadomością że jeszcze będzie lepiej

gdy zapiera dech w piersiach
i łzy napływają do oczu
nie z bólu a ze szczęścia
nie trzeba nic mówić
bo nie da się dobrać słów
ale wypada coś powiedzieć

kiedyś będziemy wracać do tych zdań
wypowiadając je jeszcze raz
wrócimy sercem do tych uczuć
których opisać się nie da

co ma być już jest
czeka tylko na twoje zaufanie

sobota, 28 lipca 2018

Patrzę na ciebie i widzę, co chcesz usłyszeć

Patrzę na ciebie i widzę, co chcesz usłyszeć, ubieram to wszystko w ładne słowa i wielkie zdania, by nadać twojemu światu trochę barw. Widzę, że bardzo chcesz, daję ci czego pragniesz i nie wiem, czy kłamię czy może bawię się w półprawdę. A co jeśli tak jest i żadna z tych opcji nie jest właściwą? Co jeśli mówiąc to wszystko, stwarzam? Co jeśli właśnie to jest twoja - nasza - prawda?

Świat nie pozwala ludziom wrażliwym na autentyczność, chyba że zrzekną się prawa do posiadania czegoś więcej. Nie wiem, czy jestem czy może bywam, czy już całkiem zrzuciłam maskę czy tylko mi się tak wydaje i podporządkowuję się oczekiwaniom wszystkich. Tak jest łatwiej... Bawić się w prawdę. Przyjąć ją całym sercem i całą duszą, całym jestestwem. Tak jest łatwiej, tak trzeba, by ludzie nie uciekali. Na to wrażliwi są narażeni najbardziej - nie na porzucenie, nie na lekceważenie, nie na zranienia i dystans. A na ucieczki. Na obserwowanie, jak ktoś biegnie w popłochu, ogarnięty strachem, lękiem przed nieznanym. Wrażliwi po prostu nie są akceptowani, nie mają prawa bytu. W pewnym momencie wyginą, bo nie znajdą nikogo, kto choć trochę mógłby być obok na zawsze.

Ale to nie będzie ich wina. Winą obarczę tych, którzy uciekli, bo przestraszyli się, że ci również z nich wyłuskają wrażliwość. I nie mam innego pomysłu, jak można by cię zatrzymać.

poniedziałek, 23 lipca 2018

staliśmy tam na granicy wody i lądu

staliśmy tam na granicy wody i lądu
ciebie porwał prąd ja zostałam bezsilna
zdezorientowana wypatrywałam ciebie
gdzieś na horyzoncie straconych nadziei
gdybym tylko umiała pływać być może
wszystko potoczyłoby się inaczej

potrafię się tylko rozpływać na myśl
o spędzonych dniach i przegadanych godzinach
gdy ty nie wspominasz nawet mojego imienia
ja potrafię tylko wspominać moje imię w twoich
ustach popękanych od śmiechu
i szukać ciebie w kolejnym człowieku

nikt nie umie tak jak ty więc przychodzę
na brzeg ciała i duszy zawsze o tej porze
siadam na piasku i wznoszę domy
wielkie pałace w których mieliśmy razem
na zawsze trwać w żelaznym uścisku
i nie pozwolić światu się wykoleić

wszystko zabiera morze i tylko ja
niewzruszenie wciąż powtarzam
te same gesty te same słowa
jak mantrę wplatam w życie imię
którego nie potrafię się wyzbyć
jakby osiadło kurzem na sercu

całuję obce wargi które smakują gorzkim jabłkiem

całuję obce wargi które smakują
gorzkim jabłkiem ze starą miętą
łapię za nadgarstki by zatrzymać
dłonie które nie będą twoje
zaciskam pięści gdy w tramwaju
przypadkiem czuję twój zapach

przed snem zamykam oczy
i układam usta do pocałunku
trafiam w próżnię i próżnia
pochłania mnie do głębi
wchodzi w każdy zakamarek
osadza się w każdym kąciku

a więc to tak
smakuje brak

więc to tak
pachnie samotność

więc to tak jest
gdy nie ma

wtorek, 10 lipca 2018

śniło mi się, że wróciłeś

śniło mi się, że wróciłeś
jak gdyby nigdy nic.
znów czytałeś mi na głos
moich ulubionych poetów,
znów pisałeś dla mnie słowa
i kończyłeś moje zdania.

siedzieliśmy na kanapie,
której już nie ma,
pisaliśmy razem wiersze
zwrotka po zwrotce na zmianę.
szło nam raz lepiej, raz gorzej,
ale liczyło się, że jesteśmy razem.

profanowałeś dla mnie muzykę
na starej gitarze i narzekałeś,
że nie masz talentu i ucha.
a gdy śpiewałeś, byłeś jak dziecko,
nad którym mogłabym się rozczulać
całe życie i co wieczór tulić do piersi.

ale to był tylko sen.
już nie napiszesz mi wiersza,
słowem nie dotkniesz duszy,
ręką nie wypieścisz serca.
zabrałeś mi wszystko i
nie mam czego dać innemu.

nikt inny nie dostrzega
że gdzieś za wysokim murem
jest kobieta,
której tak niewiele brakuje
do szczęścia.

niedziela, 8 lipca 2018

uwierzę w lepsze jutro

uwierzę w lepsze jutro
dla spokoju ducha
zmuszę całe ciało
być wiernym chociaż ideałom
skoro ludziom już nie warto

nie będę przy tobie

w zdrowiu i chorobie
nie będę przy tobie
w dostatku i biedzie
raczej cię nie wesprę
w szczęściu i nieszczęściu
spojrzę na ciebie obojętnie

czy będziesz chodzić z głową w chmurach
czy ze złamanym sercem na otwartej dłoni
ciesz się tym sam i radź sobie sam
bo ja ewoluuję i nic już nie czuję
poza własnym głodem i wyczerpaniem
jedynie klepię paciorki na pamięć

dobrze
mam tylko nadzieję
że czasami
wieczorami
tęsknisz za kimś
kto mógłby być na zawsze

piątek, 6 lipca 2018

wywracasz mnie na lewą stronę

wywracasz mnie na lewą stronę
robisz bałagan w chaosie
kładziesz belki na ramiona
i każesz wszystko pokornie znosić

łamiesz mi nogi
by później nastawić
na właściwą drogę
łamiesz mi ręce
bym nie mogła pisać
jak niesprawiedliwie

doświadczasz mnie wciąż zakrętem
nie pozwalasz odpocząć choć chwili
jakby nie dla mnie był spokój
i zamiast konającego dzień żywy

jak tak można
do kurwy nędzy
bestialsko
okropnie
karać za miłość
jak za zbrodnie

czwartek, 5 lipca 2018

jak długo można testować człowieka

jak długo można
testować człowieka
bez przytulenia
każąc mu siły czerpać z nieba
albo piekła
wodzić na pokuszenie
wiedząc że w końcu pęknie

jak często można
wszystko odbierać
nawet gdy już nic nie ma
i kazać stawać na bose nogi
gdy to już nie jeden wieczór
i nie trzy dni
i już dawno brakuje sił

jak tak można
nieludzko
okropnie
karać za nic
jak za zbrodnie

środa, 4 lipca 2018

tam dom twój gdzie serce twoje

tam dom twój gdzie serce twoje 
a ja nie wiem czy je mam
i czy w ogóle jest moje 
i nie wiem czy czasem nie zostało tam 
w tamtym samochodzie 
którym więcej nie pojadę 
i więcej go nie zobaczę 
i nie wiem czy nie zatonęło
nad tym jeziorem 
gdy siedziałam na pomoście 
a ty podpływałeś ciągnąć mnie za nogę

bo widzisz
miałam życie w swoich rękach
po czym wypadło
i nie wiedziałam jak je pozbierać
a gdy się dowiedziałam
okazało się że ono wcale nie należy
do mnie
wciąż uczę się jak iść właściwą drogą
i jak być dobrym narzędziem
dla niego dla niej i dla siebie
wciąż uczę się dotykać serca 

stoję przed tobą ja 
w pełni w świetle gwiazd i księżyca
jestem tu dla ciebie i jestem
byś był dla mnie
stoję przed tobą i patrzę w oczy
byś dostrzec raczył 
moje serce i mi je pokazał

piątek, 29 czerwca 2018

boję się że znowu nie zdążę

boję się że znowu nie zdążę
na właściwy pociąg
kolejną przesiadkę
następną rozmowę
nieplanowane spotkanie

boję się że znowu pomylę
peron
stacje
słowa
człowieka

i boję się że po drodze znów
dojdę do wniosku
że i tak nikt na mnie nie czeka
więc
po co

no po co Boże
nie milcz jak tchórz

środa, 27 czerwca 2018

nie mogę ci wiele dać

nie mogę ci wiele dać
ale zawsze znajdę dla ciebie czas
kilka słów otuchy i wsparcia
wyciągniętą dłoń gdy będziesz spadać
i uśmiech gdy osiągniesz sukces

nie mogę ci dać wiele
ale mogę podarować serce
na dłoni
chcesz to je weź
na szczęście jest wymienne

ale jeśli masz je podeptać
nie rób tego tak bezczelnie
lepiej żeby oczy nie widziały
i nie wątpiły że
można jeszcze komuś zaufać

wtorek, 26 czerwca 2018

boisz się, że to ma cię złamać

boisz się, że to ma cię złamać,
nie wzmocnić, i nie ustanie,
póki nie dopnie swego.
że to nie próba, a premiera
twoich słabości i niezależnie
od sił, jakimi dysponujesz,
to cię zniszczy i zaprowadzi na skraj.

im dłużej będziesz się opierać,
tym bardziej to się będzie starać.

ale w tym wszystkim nie zapominasz,
że twój Bóg jest wszechmogący.

uwielbiam przeglądać się w tobie

 
***

uwielbiam
przeglądać się w tobie

widzieć prawdę o sobie
w twoich oczach

odkrywać istotę człowieka

odkrywać istotę człowieka
kamień po kamieniu
brud za brudem

spotykać się na brzegu ramienia
nie wstydzić łez i słabości
w zgodzie ze sobą

tylko tyle i aż tyle
potrzeba mi do szczęścia
w świecie pełnym murów

bywa ciężko ale przecież
nikt nie dawał gwarancji
że kurz z siebie wystarczy zdmuchnąć

bywa ciężko
ale ile satysfakcji
gdy przejdziesz przez czyjeś piekło

i dostrzeżesz jego piękno

poniedziałek, 25 czerwca 2018

powinieneś się przyzwyczaić

powinieneś się przyzwyczaić
przecież historia lubi się powtarzać
jeszcze nie raz kogoś zranisz
ktoś przyjdzie odejdzie zostawi
ktoś wróci przytuli przebaczy
ranimy się własnymi ranami
a nie znajdujemy dla siebie zrozumienia
rzucamy słowami jak o ścianę
a potem wszyscy toniemy w kamieniach

to mogło się zdarzyć każdemu
ale dlaczego zdarzyło się akurat nam
błądzimy gdzieś wzrokiem
krzywdzimy się z Bogiem na ustach
czynimy źle chcąc dobrze
czynimy dobrze i gubimy się w sobie
nie chcąc odnaleźć drogi powrotnej
bojąc się siąść twarzą w twarz
i wyjaśnić wzajemnie poplątane kwestie

Szymon pomagał nieść krzyż Jezusowi
a my chcemy wciąż sami bez niczyjej pomocy
żyć gdzieś obok i nic nie robić
co wymagałoby zaangażowania i emocji
co z tego że powiesz
wzajemnie swoje krzyże dźwigajmy
skoro nie umiemy spojrzeć człowiekowi w oczy
i wciąż spojrzeniem w nicość uciekamy
bo przecież może się zrobić za ciężko

niedziela, 24 czerwca 2018

dobrze, że wyznajesz

dobrze, że wyznajesz
co cię boli i tworzy,
bo gdy ty się przełamiesz,
ja otworzę oczy

dobrze, że słuchasz,
bo gdybym mówiła do ściany,
wciąż byłby strach
nieprzełamany

mur
nie do zdobycia

dobrze, że jesteś,
bo bez ciebie
moje serce
wciąż byłoby kamieniem

sobota, 23 czerwca 2018

Stół ma dwa końce, żeby mogły przy nim usiąść dwie osoby

Stół, jak patyk, ma dwa końce, żeby mogły przy nim usiąść dwie osoby. Naprzeciwko siebie. Trochę zawstydzeni, zagubieni. Razem, ale osobno. Mogą spojrzeć sobie w oczy, obserwować mimikę, mowę ciała, ale nie mogą się dotknąć. Stół jest, jaki jest. Ludzie jacy są, nigdy nie wiadomo, dopóki nie usiądzie się z nimi do stołu. Stół ma w sobie coś takiego, że prowokuje do rozmowy. Jest jak otwieracz ust, a jednocześnie jak jakiś płot, granica bezpieczeństwa, której nie można przekroczyć.
Charakter stołu można określić po spojrzeniu na niego. Charakter człowieka dopiero po dniach i nocach, rozmowach przy stole i na fotelach obok stołu. Ale fotele są mniej bezpieczne. Stwarzają bardziej otwartą przestrzeń, wciągają w tę strefę gdzieś poza komfortem. Dobre dla dwójki rozmówców, którzy uczą się rozmawiać. 

Stół też jest dobry do nauki rozmowy, ale trochę ogranicza. Dobre jedzenie czy herbata mogą prowokować i przynosić na myśl tematy. Ale stół jest lepiej przystosowany dla grupy. Inaczej sprawia wrażenie bycia daleko od siebie, na dwóch końcach wszechświata. 

Na fotelach wszechświat się kurczy, powoli znika i odchodzi w zapomnienie. Zwłaszcza gdy słyszy się słowa: "dobrze że jesteś, bo nikt nie rozumie mnie jak ty" albo "serce to ty masz jak mało kto, szkoda że przez to dostajesz bardziej po dupie". Zwłaszcza gdy dokonuje się cud nad cudami, tworzy się namacalna więź z drugim człowiekiem oparta na czystej miłości do bliźniego. Bliźniego, który jest nieidealny, który czyni zło - często nie dobrowolnie i nie z premedytacją. Bliźniego, który ma wady, rany, problemy, słabości. Bliźniego, który jest piękny w swej nieidealności. 

I tak naprawdę dopiero siedząc na fotelu w milczeniu, obok drugiego człowieka z bagażem doświadczeń, człowiek uświadamia sobie, że nie pokocha cudzych brudów, jeśli nie zaakceptuje i nie pokocha swoich własnych. Jeśli się z nimi nie zmierzy, jeśli nie złapie byka za rogi - bo od problemów się nie ucieka. Jeśli ucieka się od problemów, ucieka się od człowieka i od samego siebie.
Im więcej jest światła, tym więcej widać kurzu i pajęczyn. Trwanie w ciemności jest jak pozwalanie na zjedzenie się żywcem przez wędrujące w niej żyjątka. Stół jest zapałką w relacji, lampą fotele, a światłem rozmowa. Jak już zapalisz światło, nie uciekaj od tego, co zobaczysz, bo im dalej, tym jaśniej. Im dalej, tym lepiej. Im dalej, tym bliżej. 

I siedząc w fotelach, popijając już zimną herbatę, rozmawiamy o pogodzie i o emocjach. Przekopujemy się przez gruzy, pajęczyny, poplątane włosy i dochodzimy do sedna istoty - na wskroś ludzkiej, wspaniałej, boskiej.

Nie zatrzymujmy się przy stole. Nie pozwólmy, by paraliżował nas strach przed ciemnością, strach przed nieznanym, które po poznaniu może okazać się rajem.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

mam stos pomysłów jak można naprawić świat

mam stos pomysłów
jak można naprawić świat
ale brakuje mi już możliwości
zawalczyć o siebie
na każdym kroku czuję strach
i nie wierzę w bajki o miłości
do drugiego człowieka
pochodzącej z wnętrza

ci ludzie nie kochają
siebie nawzajem
być może czują coś
do swojego odbicia
ci ludzie biorą co dajesz
i w zamian sieją zwątpienie
czy warto czynić dobrze
skoro nagle zostajesz sam

chcę stanąć przed nimi i krzyczeć
gdzie oni mają oczy albo gdzie patrzą
że mogą tego nie widzieć
ale odwracam się plecami
z jeziorem w oczach
rozpływam się w nadziei
że kiedyś poczują się tak bardzo sami
jak zagubione dzieci

niedziela, 17 czerwca 2018

Najgorsze co robię w życiu, to bycie wiernym

Najgorsze co robię w życiu, to bycie wiernym. Wiernym ideałom, których nikt nie podziela. Zasadom, które w życiu nie mają odniesienia. Własnemu sumieniu, gdy nikt wokół mnie nie ma sumienia. Ludziom, którzy na wierność nie zasługują.
Ona sprawia, że za szybko się przywiązuję i umieram i budzę się bez serca po ciężkiej nocy pośród nic nie znaczących słów i osób, dla których jestem pyłkiem na wietrze.
Patrzę czasami w swoje oczy tak długo, że hipnotyzuje mnie ich przerażenie, zakorzenienie w samotności i świecie, który nie istnieje. Łza spływa na kącik ust, gdy uświadamiam sobie, że trwam w pustce. Że wierność mnie zabija i wyrywa serce co rusz na nowo. Próbuję robić dużo, jak najwięcej, by nie myśleć, że w gruncie rzeczy nigdzie jestem i nigdy nie będę. To jest tak ciężkie, że siniakami osadza się na powiekach.
Wkładam w worki pod oczami jakieś słowa, do których mogę się przywiązać, i jakieś gesty, które mogłyby nie być puste, gdyby nie fakt, że pochodzą od ludzi chcących brać, brać, brać i niebędących w stanie dać choć drobinki od siebie. Nie zostawiają włosów na mojej koszuli, więc na co mi myśleć o czymś więcej.
Czuję się jak dziecko na dnie wyschniętej studni. Niżej upaść się nie dało. Podskakuję nieznacznie, próbuję odbić się od dna i chwycić czegoś. Ale wszystko jest daleko. Za wysoko. Skomlę i skaczę żałośnie, mając nadzieję, że coś tym zmienię. Że nauczę się skakać tak wysoko, że polecę.

sobota, 16 czerwca 2018

Przychodzę do ciebie bo jedyne co czuję to samotność

Przychodzę do ciebie
bo jedyne co czuję to samotność.
Proszę o chwilę uwagi
rozmowy o niczym.
Przychodzę do ciebie
po nocy bez gwiazd
po dniach bez słońca
porankach bez zapachu kawy.
Przychodzę do ciebie i słyszę
że musimy się od siebie oddalić.

czwartek, 14 czerwca 2018

podchodzę do ciebie i pytam cicho

podchodzę do ciebie
i pytam cicho
dlaczego nic nie zrobiłeś
a ty chowasz się za zasłoną
milczenia

no tak
mogłam się tego spodziewać

wtorek, 12 czerwca 2018

Mijam się z powołaniem

Mijam się z powołaniem
i ginę w tłumie.

Dobrze, że nie widzisz
jak bardzo cię zawodzę.

Najtrudniej jest odzyskać wiarę w ludzi

Najtrudniej jest odzyskać wiarę w ludzi. Za każdym razem, gdy odzyskuję wiarę w siebie, uświadamiam sobie, jak wielka ogarnia mnie samotność w tłumie. Rozwijam skrzydła, wznoszę się wysoko, mam wrażenie że uciekam moim demonom, że zostają daleko w dole, stają się mrówkami, aż nagle te mrówki znowu pokazują swoją siłę i zawziętość. Spadam z impetem na bruk, rozwalam głowę i łamię nogi. Mrówki znów urosły do rozmiaru olbrzymów, a skrzydła odpadły. Najtrudniej jest uświadomić sobie, że nikt nie stawia mnie na pierwszym miejscu. Bywam jedynie nagrodą pocieszenia.
W takich momentach palę papieros za papierosem. Jeden to cztery minuty życia mniej. Nawet tego nie lubię. Smakuje obrzydliwie. Tak rzadko mam do czynienia z nikotyną, że kręci mi się w głowie. Śmierdzę dymem i poczuciem winy. Najtrudniej jest uświadomić sobie, że w którymś momencie przestało się być autentycznym, chociaż tak bardzo się chciało. Tak bardzo się próbowało być.

Najważniejsze to być wiernym swoim przekonaniom - ponoć.
Najgorzej, gdy jest się wiernym, a okazuje się, że to wszystko niszczy. Że te całe "wartości" i "poświęcenia" to największe gówno, w jakie samemu można było się wpakować. Chcesz dobrze, wychodzi jak zwykle. Siadasz na parapecie i dochodzisz do wniosku, że nie warto żyć według jakichś zasad, bo ludzie, którzy się nimi nie kierują, mają lepiej. Nie siedzą na parapecie wypalając paczkę fajek.

Czuję się jak człowiek, który prowadzi wojnę z całym światem i przegrywa na wszystkich frontach. Szuka choć cienia nadziei, odrobiny uczuć, wiary... I nigdzie nie znajduje. Jest jak spalona zapałka, której nie odpali się już pocierając o pudełko. Nie poczuje już żadnej z emocji, które kiedyś były całym życiem. Nie zapłonie, ruszając do działania. Bo pieprzona zapałka nie zrobi wszystkiego, a przede wszystkim nie złapie zapalniczki i nie podpali się sama ponownie.

Najtrudniej jest uświadomić sobie, że nagle wszystko zaczyna przerastać na tyle, że z każdej strony ogarnia obojętność. Z każdej strony coś napieprza, coś się wali, coś rani, ciska kulami i wbija noże. I stoi się tak pośrodku, niewzruszonym, i przyjmuje wszystko takim, jakie jest. Brakuje sił się wznieść, znowu rozwinąć skrzydła i spróbować... Po prostu spróbować.

sobota, 9 czerwca 2018

niczyja

niczyja

rozwijam skrzydła
co chwilę upadam
tak ponoć
uczy się latać

świat należy do ludzi niczyich

świat należy do ludzi niczyich
a niczyi ludzie boją się
że już do końca życia
nikt ich nie przejmie
na własność

choć to nie kwestia posiadania
czy przynależności
ludzie niczyi
pragną od życia jedynie
miłości


Dobrze, że jesteś, bo już się bałam, że do końca życia będę niczyja... - Jarosław Borszewicz

jest moją definicją szaleństwa

jest moją definicją szaleństwa
symbolem dojmującej tęsknoty
widujemy się na skraju załamania
na brzegu czynów i słów
nie mogę go dotknąć
nie mogę mu nic powiedzieć

jest moją definicją nicości
symbolem straconej miłości
nie mogę przestać o nim myśleć
nie potrafię się z niego obudzić
czasami patrzę mu w oczy ze wstydem
gdy nikt się nie przejmuje i nikt nie patrzy

szukam miejsca w którym można
usiąść i odpocząć i zacząć od nowa
chcę bez przerwy uciekać
i chcę się zatrzymać na stałe
ale nawet jednego powodu nie umiem znaleźć
jednego słowa nie umiem wykrzesać

czwartek, 7 czerwca 2018

uwaga prace na wysokości

uwaga
prace na wysokości

trwa remont
systemu wartości

grozi zawaleniem
substancje łatwopalne
wybuchy
hałasy
zachowania nieodpowiedzialne

wejście tylko
dla odważnych
w kaskach

zawieść się na człowieku

zawieść się na człowieku
to jakby otworzyć kolejną bramę
w murze obronnym:
albo to przepracuje(cie)
zaczynając coś nowego

albo się pożegnacie
i zapomnicie o sobie
z czasem

włożę ci nóż do ręki

wejdź,
włożę ci nóż do ręki
i będę ufać,
że nie zechcesz go wbić

albo wyjdź,
nie potrzebuję niczego pomiędzy

wtorek, 5 czerwca 2018

Są miejsca, w których zostawiłam cząstki swojego serca

Są miejsca, w których zostawiłam cząstki swojego serca. Gdy ktoś wspomina ich nazwę, coś ściska mnie w gardle. Chcę do nich wrócić, ale ogarnia mnie przerażenie, że już ich tam nie znajdę. Że nic tam nie zastanę. 

Są takie miasta, w których zostawiłam kawałek siebie na zawsze. Nic nie zapełni tej pustki, nikt mi tego nie zwróci. Boję się nazywać je nawet w myślach. Co by było, gdybym tam wróciła? Wzięła przyjaciela, by trochę wspierał, trzymał za rękę, ściskał za ramię... Czy minęłoby wrażenie, że zgubiłam się tam na zawsze?
 
Wieczorem oglądam seriale i czytam smutne wiersze, ale nie płaczę. Zapominam powoli wrażenie mokrej twarzy, podkładu pooranego wyschniętymi łzami. Zapominam uczucia, które niegdyś były całym życiem. Zapominam twarze i głosy. Siedzę spokojnie przed ekranem, z rana skrupulatnie, kawałek po kawału, przyklejam uśmiech do twarzy. Staram się z całych sił odzyskać wiarę w ludzi.
Utknęłam w tamtym miejscu. Włożona w tamte ramki, podświetlona słabymi żarówkami.
Moja krew na tamtych drzewach, włosy, które wypadły, gdy skoczyłam. Słowa: nie bój się, ja cię złapię.
Skóra zdarta na tamtych kamieniach, paznokieć złamany na tamtym ogrodzeniu.
Oparzona łydka przy tamtym ognisku, but zgubiony w mokrych chaszczach.
Ja.
 
Raz nawet byłam blisko. Zawróciłam, tchórząc w ostatnim momencie. Tamtym miejscom nie można przeszkadzać. Trzeba o nich milczeć. Trzeba mijać je ze spuszczonym wzrokiem.
Tamtej osobie nie można nic powiedzieć. Ona nie jest już sobą, nie zmienia się, nie uczestniczy w czasie.
 
Tamtej osobie trzeba pozwolić żyć w tej jednej chwili, która ją stworzyła, która ją zatrzymała.
Wierzyć chcę, że tamta osoba nie jest już mną i być nie ma szans.
 
Ale wciąż, są takie miejsca, które budzą same pytania bez odpowiedzi. Miejsca, które wydają się martwe, a przecież żyją. W których nie znajdę tego, co zostawiłam i nie przekonam się, póki nie zobaczę na własne oczy.

niedziela, 27 maja 2018

toczę ze sobą wojny

toczę ze sobą wojny,
ciągnę za sobą ofiary.

patrzę na wykrwawiające się relacje,
próbuję zatrzymać trzęsące się dłonie.
zanoszę się płaczem i nie zaznaję spokoju,
nawet gdy śpię przeżywam wszystko raz jeszcze.

kulę się i obejmuję ramionami,
a pragnę po prostu przytulenia.

ludzie, na których liczyłam, nie istnieją.
wbijają mi noże w plecy, jeden nawet w serce,
tracę siły, ale wciąż potrafię ukrywać,
że zaraz upadnę i przegram kilka razy jeszcze.

wstać musisz sama.
ale jak podać sobie rękę?

tam gdzie są ludzie są też rozczarowania

tam gdzie są ludzie
są też rozczarowania
i nie mogę tego przeboleć

przegrywam bitwy
przegrywam wojny
bez sojuszników

marnuję dni
bezsenne noce
wołam przyjdź

potrzebuję pomocy
bo tylko tak wygram
kolejną wojnę

wciąż mam nadzieję
że któraś z nich
podniesie mnie z kolan

piątek, 25 maja 2018

Nigdy nie czułem się bardziej samotny, jak wtedy, gdy miałem najwięcej przyjaciół

- Nigdy nie czułem się bardziej samotny, jak wtedy, gdy miałem najwięcej przyjaciół - Leon westchnął ciężko, zaciskając dłonie w pięści. - Zrobiłbym dla nich naprawdę wiele, niektórym nieba bym przychylił. A oni nie byli w stanie poświęcić mi chwili, gdy dryfowałem już na skraju załamania albo spadałem z niewyobrażalną prędkością w dół - mówił przerażająco spokojnym głosem, jakby wyzbył się wszystkich emocji w stosunku do tych ludzi. - Dziś wiem, że nie mogę liczyć na nikogo. Muszę wyrobić sobie silne ramiona, by możliwie jak najdłużej utrzymać się na skraju, i odporne serce, by więcej nie czuć zawodu.
Wziął do ręki szklankę z whisky i oglądał ją pod światło. Zupełnie jakby chciał odwlec moment picia w samotności. Wyciągnął papierosa z paczki "na czarną godzinę", trzymanej zawsze w szufladzie, i zapalił w mieszkaniu, nie kłopocząc się nawet otwieraniem okna. Zapali jeszcze ze trzy, próbując sprawić płucom ból. Wszystkie papierosy zgasi w szklance z whisky. Znowu złapie za nią z wyrazem twarzy, jakby stado koni przejechało mu po plecach, i odłoży sfrustrowany, że w środku są pety.
Straci kilka razy tego wieczoru poczucie czasu i istnienia, sens życia zgubi gdzieś w pościeli, zapomni o istnieniu słowa "przyjaźń".

- Wiesz, Leon - odzywam się do niego gdy uznaję, że milczy stanowczo za długo jak na niego. - Najgorsze, że to by tak nie bolało, gdyby nie oczekiwania. Gdyby tak przestać oczekiwać...
- Och, sama nie wierzysz w to, co mówisz. To oczywiste, że jeśli jest się w jakiejś relacji, to ma się nadzieje. Że nie jest się samym, że jest na kogo liczyć, że ktoś wesprze, gdy będzie gorzej. Co to takiego, ludzie są w życiu tylko dla ozdoby? Nie można od nich oczekiwać, że zadzwonią i zapytają "jak się czujesz?", gdy wszystko rozpierdala cię od środka? Nie można oczekiwać, że wyjdą na spacer i pogadają o pierdołach, opowiedzą, jak minął im dzień, co robili, jak się czują, by pokazać, że po prostu są? To tak wiele, oczekiwać wyłącznie obecności? Nie chodzi przecież o nic skomplikowanego, a o zwykłe ludzkie zrozumienie, że w samotności ściany krzyczą głośniej, a sufit spada, zaciskając się na klatce - zdenerwowany krzyczał tak, że słyszała go zapewne cała kamienica. - Tyle twarzy patrzy na ciebie ze ściany, tak dobrze się czułaś robiąc te zdjęcia. I do kogo z tych ludzi możesz teraz zadzwonić? Kto z tych ludzi zadzwonił do ciebie? Policzysz na palcach chociaż jednej ręki?
Zaśmialiśmy się oboje do siebie, głośno i ironicznie.
- Na twoim miejscu bym wstał i te wszystkie zdjęcia zerwał i podarł - wzruszył ramionami. - Ale ty masz jeszcze nadzieję. Lubisz mieć złudzenia.
- Kto bez walki przyjmuje do wiadomości, że dla wszystkich jest nikim? Może trzeba dać szansę nie tyle ludziom, co sobie... - myślałam na głos.
Leon śmiał się coraz głośniej.
Ja miałam ochotę śmiać się z siebie wraz z nim.

- Pamiętasz, pisałaś kiedyś, że nikt nie jest samotną wyspą, za to każdy jest bezludną... - wspomina.
- Pamiętam, jakby to było wczoraj.
- To powiem ci, że my jesteśmy samotną i bezludną wyspą w jednym. Tylko dlatego, że ktoś kiedyś dokonał za nas złych wyborów.
- Nie, Leon. To ja wybrałam. I ja będę ponosić tego konsekwencje.
- Pitolenie. Odejdź od ludzi, którzy mają cię w dupie i idź szukać takich, którym rzeczywiście zależy, a pomogą ci obrócić złe wybory w drogę do szczęścia - westchnął. - Alkohol otwiera we mnie niebezpieczne szuflady. Nie myślałaś, żeby wyrzucić wszystkim, jak bardzo cię zawiedli?
- Myślałam - przyznaję, przerzucając strony książki Borszewicza. - Ale po co? By pokazać, że jestem słaba? Że mnie zranili? Albo by znowu poczuć, że mają mnie gdzieś? W życiu - zaśmiałam się.
- No tak. Niech się pierdolą - spojrzał na mnie z jedną uniesioną brwią.
- Tak - westchnęłam. - Niech się pierdolą.

Patrzyłem na nią swoim przenikliwym spojrzeniem i wiedziałem, że w gruncie rzeczy nie chce, by się pierdolili i w gruncie rzeczy nie chce odchodzić. Zmusza się do tego z bólem serca i łzami w oczach, skrzętnie ukrywanymi pod powiekami.

czwartek, 24 maja 2018

patrzę na ciebie i krzyczę

patrzę na ciebie i krzyczę
wypowiedz na głos moje imię
widzisz moje oczy i milczysz
ja milczę
ty udajesz że nic nie widzisz
ja zwijam się z bólu
choć stoję dumnie

potrzebuję dotyku bardziej
niż obojętnej normalności
a ty nie dotykasz mnie
nawet słowami
mówisz że słowa nie wyrażą
nic nie zmienią
ale twoje ramiona też są daleko

i już wiem
umierać przychodzi w samotności
gdy się kochało nieodpowiednich ludzi
prawdziwą miłością

poniedziałek, 21 maja 2018

Boże, jaki ten świat jest pokręcony!

- Boże, jaki ten świat jest pokręcony! - Leon z furią kopie fale uderzające o brzeg. - Nigdy nie sądziłem, że będę kiedyś walczył na śmierć i życie - zaśmiał się nienaturalnie. - I to z wiatrakami! Mam ochotę krzyczeć, rwać, wyrywać, łamać, bić, rzucać, drapać...
Wciąż kopał fale jak te wiatraki, woda opryskiwała go całego, mocząc ubranie. Ale on nic sobie z tego nie robił. Walczył na śmierć i życie, a ja w tym czasie nogą wznosiłam zamek z piasku i szklane domy.
Fale przybrały na sile i pochłaniały Leona po czubek głowy. Pojawiał się i znikał, aż w końcu straciłam go z pola widzenia.
- Nasze "nigdy" niemal zawsze jest zwodnicze. Nasze "zawsze" najczęściej jest nigdy - mówiłam do niego, mimo że nigdzie go nie było. - Można uciekać przed konsekwencjami, ale one wrócą, i to w najmniej odpowiednim momencie. Przed oczami staną ludzie, którym w twarz trzeba będzie spojrzeć ze zrezygnowaniem i przyznać się do błędu. Będą też inni, których ze wstydem będzie trzeba poprosić o pomoc. Przestać ukrywać łzy i trzęsące się ręce.

Klęczałam na mokrym piasku długi czas, aż straciłam świadomość siebie. Widziałam tylko fale, słyszałam tylko szum. Modliłam się do Boga, by pozwolił mi być jak morze: nieustraszone, nieustępliwe, potężne. Nagle z fal wyłoniła się postać. Serce zaczęło bić, jakby zaraz miało przestać, oczy przestały mrugać, oddech na chwilę się zatrzymał.
Zaczął wymachiwać rękami w swój charakterystyczny sposób i poznałam, że to tylko Leon.
- Doznałem olśnienia! - krzyczał. - Olśnienia, rozumiesz?! Jesteśmy stworzeni do rzeczy wielkich, rzeczy niemożliwych. A ta chwila, ten moment słabości, to tylko kropla w morzu. Kropla w morzu, rozumiesz to?! Ziarenko piasku, jedna gwiazda na niebie, grosik! - złapał łapczywie oddech. - Dziś nikt cię nie przytuli, ale jutro - zrobił teatralną pauzę. - Jutro dla ciebie wstanie słońce.

piątek, 18 maja 2018

Ludzie za którymi kiedyś tęskniliśmy

Ludzie za którymi kiedyś tęskniliśmy
dziś już nie żyją.
Ludzie którzy byli kiedyś przyjaciółmi
dziś odchodzą w zapomnienie.

Wystarczy jeden zły dzień
by zmienić się
nie do poznania.
Wystarczy jedna zła chwila
by zacząć tęsknić za tym
obok kogo się stoi
i jeden zwykły uśmiech
skierowany w inną stronę
by się zakochać.

*niepocieszenie*

Rzucić wszystko tylko po to
by zobaczyć
że nikt nie jest w stanie
poświęcić nawet chwili

Zatopić się w smutku
by zobaczyć
że świat sobie wciąż radzi

Uśmiechasz się do mnie
tylko na zdjęciu
i to daje mi nadzieję że jeszcze
kiedyś złapiesz mnie za serce

Uciekam do nicości i jestem
żyjącą śmiercią
modlącą się o zmartwychwstanie

środa, 16 maja 2018

Mów do mnie. Potrzebuję Twoich słów.


Myślę, że w życiu niezmiernie ważny jest czas spędzony z sobą samym. Nie chodzi oczywiście o izolowanie się od świata czy ludzi, ale zwyczajne poznanie siebie - wiem, że tekst ten jest odrobinę oklepany, ale nie wyobrażam sobie dnia bez chwili "wsłuchania się" w swoje wnętrze, pogadania ze sobą, z Bogiem, nawet reżyserowania w głowie jakichś rozmów, które nigdy nie będą miały miejsca.
Samotny spacer nie jest dla mnie raczej żadnym problemem, jeśli panuje we mnie równowaga.
Fakt, gdy jestem przybita, rozpaczam, że nie ma do kogo gęby otworzyć i że włóczę się jak bezdomny pies po mieście, którego nie znam.

Ale ogólnie lubię się zaskakiwać.
Zazwyczaj wtedy obserwuję ludzi, wyciągam wnioski, jednym zazdroszczę, innym współczuję. Jedni mnie fascynują, aż mam ochotę podejść i zagadać (czego oczywiście nie robię), inni odpychają.
Nie odkryłam ameryki tym zdaniem, wiem - każdy tak ma.
Trochę dobijające jest to, że po powrocie mam pełno przemyśleń, a nie przychodzi mi do głowy nikt, kto chciałby słuchać mojego paplania o oczywistościach.
Może dlatego, że gadam dużo.
Może dlatego, że ludzi słuchanie nudzi. Albo słuchać nie potrafią.
Nie wiem. Wiem, że potrzebuję jakiejś przestrzeni, w której mogłabym się wyrażać, ale jakoś nie potrafię znaleźć nic, co spełniałoby moje oczekiwania.

Siadam i myślę, jak wdzięczna jestem za rodzinę, przyjaciół, ludzi poznawanych tu i tam, ludzi niepoznanych. O każdym z nich mogę stworzyć historię.
O każdym z nich mogę coś powiedzieć.
Dzisiaj zmęczona wjechałam dość niezdarnie na molo, jedna z rolek się poluzowała i niemal padłam jak długa na deski. Udałam, że nic się nie stało, że panuję nad sytuacją, jak gdyby nigdy nic usiadłam na ławce. Próbowałam przestać myśleć o bolących nogach, więc skupiłam się na wszystkim w koło. Zachód słońca był piękny, zresztą - zawsze jest. Nigdy mi się nie znudzi, nawet jakbym obserwowała go codziennie z tego samego miejsca.
Wszyscy z telefonami, kamerkami, tabletami uwieczniają widoki, fotografują siebie, turyści ustawiają się do zdjęcia w sobie tylko zrozumiałym języku, panowie w garniturach idą dziarskim krokiem z rękami w kieszeniach, jeden wybiega na przód i cyka im fotkę.
Może się wydawać, że są najbardziej absorbujący.
Ale nie.
Po drugiej stronie przy barierce stoi siostra zakonna. Wiatr targa habitem i welonem na prawo i lewo, a jej twarz... wyraża najprawdziwszy spokój. Patrzy w niebo z fascynacją. Jedyna nie trzyma w ręku telefonu.
Naprawdę, nie przesadzam. Jedyna.
Spojrzałam na swój i zaśmiałam się w duchu.
Potrafię go używać nawet podczas jazdy.
Śmiałam się z siebie coraz bardziej.
I doszłam do wniosku, że telefon jest moim symbolem niepokoju. Obawy, że zostanę sama. Że nie zdążę odpisać na ważną wiadomość. Że nie odbiorę telefonu, który może się nie powtórzyć. Że on gwarantuje mi, że zostanę wysłuchana.
Chciałabym z taką wiarą patrzeć w niebo. Napawać się bezbrzeżnym pięknem świata. Nie myśleć, że przydałby się obok drugi człowiek, który wysłucha moich nieidealnych słów, a wiedzieć, że jest obok Ktoś, kto zawsze wysłucha moich nieidealnych myśli.
Nie dostałam żadnej ważnej wiadomości. Żadnego pilnego telefonu.
Zamiast tego po prostu się ograniczyłam. Zamiast myśleć choć przez chwilę o sobie, skupić się na tym, co we mnie, wciąż przejmowałam się innymi. Wciąż myślałam, co zrobić, by innym było dobrze.
I być może moje słowa nie są idealne, ale słowa są dla mnie czymś tak ważnym, bez czego nie potrafiłabym żyć. Czego nie potrafiłabym się pozbyć.
Wysłuchaj mnie.
Mów do mnie.
Choć może to być zwodnicze i lepiej porozumiewać się czynem, to jednak wolę żyć w harmonii jednego i drugiego.
Mów do mnie. Potrzebuję >Twoich< słów.

poniedziałek, 14 maja 2018

Wybaczyć ludziom

Wybaczyć ludziom,
którzy nauczyli
bać się rzeczy niemożliwych.

Gdyby kiedyś ktoś powiedział,
że robimy źle i że
to nas zgubi i zaplącze,
pokiwalibyśmy głowami,
a do siebie byśmy się śmiali
głośno sam na sam.

A dziś szukam sposobu
na zapomnienie i nienawiść,
odpowiedzi na pytanie:
jak wybaczyć potworowi
powracającemu w snach?

niedziela, 13 maja 2018

Nie wychodziliśmy z miejsc

Nie wychodziliśmy z miejsc,
w których czuliśmy się bezpiecznie.
I w końcu ktoś nam odebrał
wszystkie miejsca, ludzi, poczucie.

Ruszyliśmy z miejsca, przerażeni,
przemoczeni, zamilczeni, zagubieni.
Okazało się, że żyjąc tylko dla siebie,
zapomnieliśmy, jak się rozmawia.

Świat nagle stał się niezrozumiałym
labiryntem uczuć i westchnień,
pośród których nie jest stabilnie,
nie jest bezpiecznie.

Nagle się okazało,
że nie tak łatwo
jest się ze sobą
oswoić.

sobota, 12 maja 2018

Najbardziej marzę móc codziennie

Najbardziej marzę móc codziennie
zachwycać się światem,
poznawać ludzi od tej strony
przykrytej toną milczenia,
słuchać jak mówią, myślą,
oddychają, zmieniają zdanie.

Najbardziej marzę widzieć codziennie
te same oczy na innej twarzy,
dotkniętej czasem
i wynikiem spełnionych marzeń.

Marz(n)ę

wszystkie te dni

wszystkie te dni
bez czułości
w samotności
i tak zostaną zapomniane

wszystkie te myśli
o śmierci i cierpieniu
i tak nie będą się liczyć
w obliczu miłości

tu na końcu i tak
najważniejsze jest
że kochałam i
byłam kochana


wtorek, 8 maja 2018

najgorsze jest to, że trudno zdążyć

W tej całej melancholii połączonej z gonitwą życia
najgorsze jest to, że trudno zdążyć
nawet na ostatni tramwaj.
Człowiek zaczyna się wszędzie spóźniać,
aż w końcu przestaje
w ogóle przychodzić.

Najpierw ma nadzieję,
że ktoś się zorientuje, że wyszedł
za wcześnie, wstanie i pobiegnie,
złapie za ramię i zapyta dlaczego.

Później traci wszystko,
z poczuciem przynależności
i sensu istnienia włącznie.
Nie rzuci się przecież z budynku,
bo kto chce umrzeć gdzieś w środku życia?

Zamiast tego trzeba się gimnastykować,
starać się uratować siebie,
zatrzymać choć resztki szacunku i godności.
Trzeba walczyć, by nie stracić siebie,
nie przegapić zakrętu, przystanku, mostu.
W takich momentach nie można się wykoleić.

Trzeba liczyć się z tym, że nikt
nie wstanie i nie pobiegnie i

Przecież to zaczyna się robić śmieszne,
że nie ma się gdzie i kiedy zatrzymać.
Niby jest się wolnym, niby można wszystko.
Ale wciąż istnieją granice,
wciąż istnieją zasady nie do przeskoczenia.
Wciąż panuje jakaś autocenzura, która
zabrania coś napisać,
zabrania coś powiedzieć,
nieważne jak bardzo się tego chce.

Ludzie w kółko pieprzą o rzucaniu wszystkiego,
o radości życia i spokoju ducha,
o kochającym Bogu, Ojcu, który wszystko akceptuje.
Ale gdy człowiek trzaska drzwiami,
i jedzie w te Bieszczady,
nie ma nigdzie tego Boga.
Tylko to "wszystko" goni
i dogania.

I przygniata.

A to nie jest wiersz tylko jakiś zlepek myśli, pusta gadanina człowieka na rozstaju dróg, który nie jest pewien: zostać czy odejść.
I pewien nie będzie aż do końca.
Będzie tak stał i obwiniał kogo się da o spieprzenie życia i nie przyzna się nawet przed sobą, że płaci tylko i wyłącznie za swoje błędy.
Nie przyzna przed nikim, że ufać to popełniać błąd.
Że być daleko, to być daleko i nie ma w tym głębszej filozofii.

Ostatni ludzie zamykają oczy

Ostatni ludzie zamykają oczy
i zamykają serca

Pierwszy człowiek na ziemi
umiera z wyczerpania
szczęśliwy
że czuł coś więcej
niż głód

poniedziałek, 7 maja 2018

Był typem emocjonalnym

Był typem emocjonalnym,
interesowały go wzruszenia.
Grał mi na nerwach,
poruszał najgłębsze zakamarki
osamotnionej duszy.
Grał na moich strunach
wydobywając milczenia i szepty,
opuszkami malował obrazy
na bladej skórze,
kreski najgłębszej czerwieni,
delikatne odbicia linii papilarnych.
Był typem emocjonalnym.

Jestem z rodzaju nijakiego.
Nijak się mam do świata,
nijak się mam do ludzi,
nijak się mam.
Tworzę różnorodności po nocach,
nie śpię, bo boję się tego,
co mam pod powiekami, na oczach.
Nie krzyczę, bo głosem mogę odgonić obrazy,
uśmiercić marzenia i uczucia.
Nie narzekam, bo narzekanie rozwiewa ułudę,
rozmywa wspomnienia i wrzuca
do rzeczywistości chorej na raka.

Jestem rodzaju nijakiego,
on był typem emocjonalnym,
a znaleźliśmy się gdzieś między
wczoraj a dziś
i tylko wielkie nic mogło nas
rozdzielić.

sobota, 5 maja 2018

wyjdę z grupy po cichu

a jutro,
jeśli będzie taka potrzeba,
wyjdę z grupy po cichu,
bez wyjaśnienia,
i już więcej nie przyjdę

a jutro,
jeśli będę musiała,
zacisnę pięści i powieki,
przemknę nierozpoznana
do swoich wierszy

pojutrze,
jeśli dobrze pójdzie,
będę już daleko stąd,
nikt mnie nie znajdzie,
nikomu nie odpowiem

pojutrze,
jeśli Bóg da,
zaczerpnę nieznanego powierza
w samotności między wodą a lądem
na ustach z jednym słowem

Boże
proszę
żeby jutro
nie
nastało

Nie wątpię dlatego, że boli mnie serce.

Nie wątpię dlatego,
że boli mnie serce.
Boli mnie serce,
że muszę wątpić.
Zadaję pytania,
na które nie dostaję
odpowiedzi.
Wylewam łzy, które
nie zmieniają świata.
Łamię wzrok, który
widział tak mało,
a już za dużo.
Wzruszam się, gdy
wszyscy trzymają się
za ręce, a nie zmieniają
świata. Po prostu są.
Smucę się, gdy zrzucasz
moją rękę z twojego ramienia
i wątpię w świat, gdy widzę,
że nie mogę nic zrobić.
Nie boję się dlatego,
że pękają mi nerwy,
pękają mi nerwy,
bo boję się jutra.
Nie mam dokąd iść
i gdzie wracać.
Jeśli mój dom jest
tam gdzie moje serce,
to jest problem,
bo gdzieś je zgubiłam.
Jeśli moje szczęście jest
tam, gdzie czuję się bezpiecznie,
to jest problem,
bo wszędzie boję się
o jutro. Poczucie stabilizacji,
abstrakcja - w moim słowniku
to synonimy. Ratuję
siebie codziennie
ze strzępków słów
i zdań niewypowiedzianych,
a często na ratowanie
nie mam już sił
i nie dostrzegam sensu.
Wierzę. Ufam. Znikam.

czwartek, 3 maja 2018

Myślałam, że znalazłam swoje miejsce

Myślałam, że znalazłam swoje miejsce,
a dziś znów mam ochotę uciekać,
chociaż tak bardzo się boję
ponownie zaczynać wszystko od nowa.

Daj mi Boże miejsce
w którym jest ktoś,
kto mnie chce.
Kto nie chce mnie zmieniać i łatać,
a pragnie słuchać i śmiać się
śpiąc pod gołym niebem.

Uciec stąd gdzie nikt nie ma nikogo,
gdzie czuję pogardę i gorące spojrzenia,
do miejsca w którym żyją prawdziwi ludzie.

wtorek, 1 maja 2018

Dziś potrzebuję cię bardziej niż kiedykolwiek.

Dziś potrzebuję cię bardziej niż kiedykolwiek.
Gubię się w niedomóweniach
i umieram wycieńczona wszystkimi emocjami.

Dziś potrzebuję cię bardziej niż tlenu,
bo mimo dostatku powietrza nie mogę oddychać.
Świat wiruje mi przed oczami,
nogi odmawiają posłuszeństwa
jakby nie były moje.

Dziś potrzebuję twojego głosu
bardziej niż samotności,
bo myśli krzyczą i przytłaczają i
odbierają kontrolę.
Potrzebuję twoich słów,
rozmowy dla ukojenia.

Może da się sprawić, że przestanę
wszystko uśmiercać.
Potrzebuję twoich ramion dziś,
bo już nie stoję na krawędzi,
a lecę w dół.

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Jestem sumą zgubionych oddechów i fraz nakrapianych samotnością

Jestem sumą zgubionych oddechów i fraz nakrapianych samotnością. Piję, gdy jestem smutny, smucę się, by w końcu poszukać pocieszenia. Piję, by się złamać, by dać się we znaki, pozbyć serca i zgubić duszę gdzieś na pustkowiu. Zgubić się gdzieś, gdzie nie ma dróg. Skąd nie znajdę drogi powrotnej.

Czasami gubię się we własnej świadomości, wchodząc pod nią, i znajduję jakieś nieprawdopodobne myśli, marzenia i sny.
Czasami śnię na jawie patrząc na czyjeś dłonie i w czyjeś oczy. Po czym karcę się w duchu, że taki jestem. Że mam tak dużo, a tak niewiele jestem w stanie unieść.

Krzyczę na siebie, że znów podejmuję nielogiczne decyzje, uśmiercam siebie kawałek po kawałku, wyciągam serce z piersi, rzucam nim o ziemię, skaczę po nim, wcieram w błoto, by tylko wyglądać w tych oczach jak najgorzej, by tylko stracić do siebie resztki szacunku.
Wciąż powtarzam, że nie zasługuję.
Wciąż staram się sobie udowodnić, że nie zasługuję.
Wciąż wierzę, ze wszystkich sił, że nie zasługuję, bo jestem człowiekiem, który nie jest wspaniały.

Chodzę po górach własnych słabości i nie radzę sobie z nimi. Zawracam i robię wszystko, by nie stawić im czoła. Rzeczywistość wygląda jak wygląda, a ja nie chcę w niej trwać. Chcę po prostu przestać istnieć. Nie popełnić samobójstwo, bo to za mało. Zasługuję na więcej. Zasługuję na większą karę. Chcę zniknąć, nigdy nie być. I zobaczyć, jak świat wyglądałby beze mnie.

Byłem kiedyś przekonany, że coś tam jeszcze ze mnie będzie. Ratowałem się każdego dnia, chwytałem się ostatnich desek ratunku, a tonąc złapałem nawet brzytwę. Ratowałem się do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi, a wciąż tu jestem, wciąż tułam się po świecie, mimo że wiem, że nie ma nigdzie "mojego miejsca". Wiem, że jestem nie do odratowania. A nawet jeśli, kto w dzisiejszych czasach chce zabawki z odzysku?

Wierzyłem w dobre serca i czyste zamiary. Wierzyłem w życie po życiu, miłość po miłości, tęczę po ulewie łez. Tymczasem nieprzerwanie boli mnie coś w okolicach środka klatki piersiowej, ciągle mam zatkane gardło i zepsute sumienie. Tam w środku jest inny świat, którego nikt nie chce zrozumieć, rozjaśnić, naprawić. Tam w środku jest inny świat.

Mama mówiła mi: Leoś, jesteś najbardziej wartościowym człowiekiem na ziemi. Nie zapominaj o tym.
Zapomniałem.
Tato powtarzał mi: Leoś, możesz wszystko, możesz zdobyć cały świat.
Poddałem się.
Babcia przestrzegała: nigdy nie bądź człowiekiem, z jakim nie chciałbyś spędzić reszty życia.
Stałem się gorszym.
To, kim się stałem, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia.
Nie chcę spędzić ze sobą żadnej części życia i wszyscy w koło też nie chcą, a jak chcą - zrobię wszystko, by chcieć przestali.
Jestem chodzącym paradoksem, którego od lat nikt nie przytula. I to mnie gubi.
Nie mam światełka w tym polu. Nie widzę nawet drzew, a co dopiero cywilizacji. Żadnego życia.

Wierzyłem, że na szczęście można i trzeba zasłużyć. Że jest to trudne, ale możliwe.
Tymczasem okazuje się, że to nie dla mnie.
Nie chcę nawet rozumieć tego, co czuję, co robię, co mówię. Wychodzę z siebie, gubię się, spaceruję samotnie i szukam alternatywy do wypierdolenia w kosmos.

Dziś chcę zadać mamie pytanie: jak bardzo zepsuci są ludzie, skoro ja jestem najbardziej wartościowym z nich?
Tacie chcę odpowiedzieć, że mrówki mogą więcej ode mnie.
Babci, że chciałbym spędzić resztę życia w innym człowieku.

Wyruszam w podróż ostatniej szansy. Znaleźć siebie gdzieś w innym kraju albo w innych ramionach. Moje już dawno odpadły.

żyjąc w cywilizacji zagłady

żyjąc w cywilizacji zagłady
utożsamiam się z zabójcami
bardzo skutecznie zabijam człowieka
którego wszyscy chcą ratować

najlepszym lekarstwem
na złamane serce
jest łamać je jeszcze bardziej

najlepszym lekarstwem na głupotę
jest teatralny śmiech i pusta głowa
tak by nikt nie miał odwagi zapytać
ale by każdy się zorientował

że jakby co
to było morderstwo
na życzenie

~powolne umieranie

czwartek, 26 kwietnia 2018

Minęły dni, minęły tygodnie

Minęły dni,
minęły tygodnie,
a my
ani bliżej
ani dalej

Jaka szkoda

Miną miesiące,
miniemy my,
miniemy się na mieście
milczący,
choć niezapomnieni

Może trochę pożałujemy

Wrócisz do domu,
zapomnisz kolor moich oczu,
ja wrócę
trzymając cię za rękę,
zaciskając powieki

Jaka szkoda...

wtorek, 24 kwietnia 2018

*zabawa w chowanego*

Siedzę za drzewem
grubości mojej ręki
już trzeci dzień

Powiedział
ja nie pozwolę ci uciec
znajdę cię wszędzie

Nie przychodzi

~szczęście

niedziela, 22 kwietnia 2018

satysfakcjonują mnie okruszki

Satysfakcjonują mnie okruszki,
resztki, jakie ludzie są w stanie
dać mi z siebie.

Zawsze liczę się z tym,
że ta znajomość dobiegnie końca.
Nawet nie zaczęłam,
a już skończyłam,
uniknęłam poparzenia
i zachwytu,
choć czasami zachwycam się
na chwilę.

Ja tylko tak brzmię
jakby mnie bolało.

W rzeczywistości mam w sobie
ogromne pokłady sił.
Gdzieś pod skórą.
Za murem.
Zalane betonem.