niedziela, 27 maja 2018

toczę ze sobą wojny

toczę ze sobą wojny,
ciągnę za sobą ofiary.

patrzę na wykrwawiające się relacje,
próbuję zatrzymać trzęsące się dłonie.
zanoszę się płaczem i nie zaznaję spokoju,
nawet gdy śpię przeżywam wszystko raz jeszcze.

kulę się i obejmuję ramionami,
a pragnę po prostu przytulenia.

ludzie, na których liczyłam, nie istnieją.
wbijają mi noże w plecy, jeden nawet w serce,
tracę siły, ale wciąż potrafię ukrywać,
że zaraz upadnę i przegram kilka razy jeszcze.

wstać musisz sama.
ale jak podać sobie rękę?

tam gdzie są ludzie są też rozczarowania

tam gdzie są ludzie
są też rozczarowania
i nie mogę tego przeboleć

przegrywam bitwy
przegrywam wojny
bez sojuszników

marnuję dni
bezsenne noce
wołam przyjdź

potrzebuję pomocy
bo tylko tak wygram
kolejną wojnę

wciąż mam nadzieję
że któraś z nich
podniesie mnie z kolan

piątek, 25 maja 2018

Nigdy nie czułem się bardziej samotny, jak wtedy, gdy miałem najwięcej przyjaciół

- Nigdy nie czułem się bardziej samotny, jak wtedy, gdy miałem najwięcej przyjaciół - Leon westchnął ciężko, zaciskając dłonie w pięści. - Zrobiłbym dla nich naprawdę wiele, niektórym nieba bym przychylił. A oni nie byli w stanie poświęcić mi chwili, gdy dryfowałem już na skraju załamania albo spadałem z niewyobrażalną prędkością w dół - mówił przerażająco spokojnym głosem, jakby wyzbył się wszystkich emocji w stosunku do tych ludzi. - Dziś wiem, że nie mogę liczyć na nikogo. Muszę wyrobić sobie silne ramiona, by możliwie jak najdłużej utrzymać się na skraju, i odporne serce, by więcej nie czuć zawodu.
Wziął do ręki szklankę z whisky i oglądał ją pod światło. Zupełnie jakby chciał odwlec moment picia w samotności. Wyciągnął papierosa z paczki "na czarną godzinę", trzymanej zawsze w szufladzie, i zapalił w mieszkaniu, nie kłopocząc się nawet otwieraniem okna. Zapali jeszcze ze trzy, próbując sprawić płucom ból. Wszystkie papierosy zgasi w szklance z whisky. Znowu złapie za nią z wyrazem twarzy, jakby stado koni przejechało mu po plecach, i odłoży sfrustrowany, że w środku są pety.
Straci kilka razy tego wieczoru poczucie czasu i istnienia, sens życia zgubi gdzieś w pościeli, zapomni o istnieniu słowa "przyjaźń".

- Wiesz, Leon - odzywam się do niego gdy uznaję, że milczy stanowczo za długo jak na niego. - Najgorsze, że to by tak nie bolało, gdyby nie oczekiwania. Gdyby tak przestać oczekiwać...
- Och, sama nie wierzysz w to, co mówisz. To oczywiste, że jeśli jest się w jakiejś relacji, to ma się nadzieje. Że nie jest się samym, że jest na kogo liczyć, że ktoś wesprze, gdy będzie gorzej. Co to takiego, ludzie są w życiu tylko dla ozdoby? Nie można od nich oczekiwać, że zadzwonią i zapytają "jak się czujesz?", gdy wszystko rozpierdala cię od środka? Nie można oczekiwać, że wyjdą na spacer i pogadają o pierdołach, opowiedzą, jak minął im dzień, co robili, jak się czują, by pokazać, że po prostu są? To tak wiele, oczekiwać wyłącznie obecności? Nie chodzi przecież o nic skomplikowanego, a o zwykłe ludzkie zrozumienie, że w samotności ściany krzyczą głośniej, a sufit spada, zaciskając się na klatce - zdenerwowany krzyczał tak, że słyszała go zapewne cała kamienica. - Tyle twarzy patrzy na ciebie ze ściany, tak dobrze się czułaś robiąc te zdjęcia. I do kogo z tych ludzi możesz teraz zadzwonić? Kto z tych ludzi zadzwonił do ciebie? Policzysz na palcach chociaż jednej ręki?
Zaśmialiśmy się oboje do siebie, głośno i ironicznie.
- Na twoim miejscu bym wstał i te wszystkie zdjęcia zerwał i podarł - wzruszył ramionami. - Ale ty masz jeszcze nadzieję. Lubisz mieć złudzenia.
- Kto bez walki przyjmuje do wiadomości, że dla wszystkich jest nikim? Może trzeba dać szansę nie tyle ludziom, co sobie... - myślałam na głos.
Leon śmiał się coraz głośniej.
Ja miałam ochotę śmiać się z siebie wraz z nim.

- Pamiętasz, pisałaś kiedyś, że nikt nie jest samotną wyspą, za to każdy jest bezludną... - wspomina.
- Pamiętam, jakby to było wczoraj.
- To powiem ci, że my jesteśmy samotną i bezludną wyspą w jednym. Tylko dlatego, że ktoś kiedyś dokonał za nas złych wyborów.
- Nie, Leon. To ja wybrałam. I ja będę ponosić tego konsekwencje.
- Pitolenie. Odejdź od ludzi, którzy mają cię w dupie i idź szukać takich, którym rzeczywiście zależy, a pomogą ci obrócić złe wybory w drogę do szczęścia - westchnął. - Alkohol otwiera we mnie niebezpieczne szuflady. Nie myślałaś, żeby wyrzucić wszystkim, jak bardzo cię zawiedli?
- Myślałam - przyznaję, przerzucając strony książki Borszewicza. - Ale po co? By pokazać, że jestem słaba? Że mnie zranili? Albo by znowu poczuć, że mają mnie gdzieś? W życiu - zaśmiałam się.
- No tak. Niech się pierdolą - spojrzał na mnie z jedną uniesioną brwią.
- Tak - westchnęłam. - Niech się pierdolą.

Patrzyłem na nią swoim przenikliwym spojrzeniem i wiedziałem, że w gruncie rzeczy nie chce, by się pierdolili i w gruncie rzeczy nie chce odchodzić. Zmusza się do tego z bólem serca i łzami w oczach, skrzętnie ukrywanymi pod powiekami.

czwartek, 24 maja 2018

patrzę na ciebie i krzyczę

patrzę na ciebie i krzyczę
wypowiedz na głos moje imię
widzisz moje oczy i milczysz
ja milczę
ty udajesz że nic nie widzisz
ja zwijam się z bólu
choć stoję dumnie

potrzebuję dotyku bardziej
niż obojętnej normalności
a ty nie dotykasz mnie
nawet słowami
mówisz że słowa nie wyrażą
nic nie zmienią
ale twoje ramiona też są daleko

i już wiem
umierać przychodzi w samotności
gdy się kochało nieodpowiednich ludzi
prawdziwą miłością

poniedziałek, 21 maja 2018

Boże, jaki ten świat jest pokręcony!

- Boże, jaki ten świat jest pokręcony! - Leon z furią kopie fale uderzające o brzeg. - Nigdy nie sądziłem, że będę kiedyś walczył na śmierć i życie - zaśmiał się nienaturalnie. - I to z wiatrakami! Mam ochotę krzyczeć, rwać, wyrywać, łamać, bić, rzucać, drapać...
Wciąż kopał fale jak te wiatraki, woda opryskiwała go całego, mocząc ubranie. Ale on nic sobie z tego nie robił. Walczył na śmierć i życie, a ja w tym czasie nogą wznosiłam zamek z piasku i szklane domy.
Fale przybrały na sile i pochłaniały Leona po czubek głowy. Pojawiał się i znikał, aż w końcu straciłam go z pola widzenia.
- Nasze "nigdy" niemal zawsze jest zwodnicze. Nasze "zawsze" najczęściej jest nigdy - mówiłam do niego, mimo że nigdzie go nie było. - Można uciekać przed konsekwencjami, ale one wrócą, i to w najmniej odpowiednim momencie. Przed oczami staną ludzie, którym w twarz trzeba będzie spojrzeć ze zrezygnowaniem i przyznać się do błędu. Będą też inni, których ze wstydem będzie trzeba poprosić o pomoc. Przestać ukrywać łzy i trzęsące się ręce.

Klęczałam na mokrym piasku długi czas, aż straciłam świadomość siebie. Widziałam tylko fale, słyszałam tylko szum. Modliłam się do Boga, by pozwolił mi być jak morze: nieustraszone, nieustępliwe, potężne. Nagle z fal wyłoniła się postać. Serce zaczęło bić, jakby zaraz miało przestać, oczy przestały mrugać, oddech na chwilę się zatrzymał.
Zaczął wymachiwać rękami w swój charakterystyczny sposób i poznałam, że to tylko Leon.
- Doznałem olśnienia! - krzyczał. - Olśnienia, rozumiesz?! Jesteśmy stworzeni do rzeczy wielkich, rzeczy niemożliwych. A ta chwila, ten moment słabości, to tylko kropla w morzu. Kropla w morzu, rozumiesz to?! Ziarenko piasku, jedna gwiazda na niebie, grosik! - złapał łapczywie oddech. - Dziś nikt cię nie przytuli, ale jutro - zrobił teatralną pauzę. - Jutro dla ciebie wstanie słońce.

piątek, 18 maja 2018

Ludzie za którymi kiedyś tęskniliśmy

Ludzie za którymi kiedyś tęskniliśmy
dziś już nie żyją.
Ludzie którzy byli kiedyś przyjaciółmi
dziś odchodzą w zapomnienie.

Wystarczy jeden zły dzień
by zmienić się
nie do poznania.
Wystarczy jedna zła chwila
by zacząć tęsknić za tym
obok kogo się stoi
i jeden zwykły uśmiech
skierowany w inną stronę
by się zakochać.

*niepocieszenie*

Rzucić wszystko tylko po to
by zobaczyć
że nikt nie jest w stanie
poświęcić nawet chwili

Zatopić się w smutku
by zobaczyć
że świat sobie wciąż radzi

Uśmiechasz się do mnie
tylko na zdjęciu
i to daje mi nadzieję że jeszcze
kiedyś złapiesz mnie za serce

Uciekam do nicości i jestem
żyjącą śmiercią
modlącą się o zmartwychwstanie

środa, 16 maja 2018

Mów do mnie. Potrzebuję Twoich słów.


Myślę, że w życiu niezmiernie ważny jest czas spędzony z sobą samym. Nie chodzi oczywiście o izolowanie się od świata czy ludzi, ale zwyczajne poznanie siebie - wiem, że tekst ten jest odrobinę oklepany, ale nie wyobrażam sobie dnia bez chwili "wsłuchania się" w swoje wnętrze, pogadania ze sobą, z Bogiem, nawet reżyserowania w głowie jakichś rozmów, które nigdy nie będą miały miejsca.
Samotny spacer nie jest dla mnie raczej żadnym problemem, jeśli panuje we mnie równowaga.
Fakt, gdy jestem przybita, rozpaczam, że nie ma do kogo gęby otworzyć i że włóczę się jak bezdomny pies po mieście, którego nie znam.

Ale ogólnie lubię się zaskakiwać.
Zazwyczaj wtedy obserwuję ludzi, wyciągam wnioski, jednym zazdroszczę, innym współczuję. Jedni mnie fascynują, aż mam ochotę podejść i zagadać (czego oczywiście nie robię), inni odpychają.
Nie odkryłam ameryki tym zdaniem, wiem - każdy tak ma.
Trochę dobijające jest to, że po powrocie mam pełno przemyśleń, a nie przychodzi mi do głowy nikt, kto chciałby słuchać mojego paplania o oczywistościach.
Może dlatego, że gadam dużo.
Może dlatego, że ludzi słuchanie nudzi. Albo słuchać nie potrafią.
Nie wiem. Wiem, że potrzebuję jakiejś przestrzeni, w której mogłabym się wyrażać, ale jakoś nie potrafię znaleźć nic, co spełniałoby moje oczekiwania.

Siadam i myślę, jak wdzięczna jestem za rodzinę, przyjaciół, ludzi poznawanych tu i tam, ludzi niepoznanych. O każdym z nich mogę stworzyć historię.
O każdym z nich mogę coś powiedzieć.
Dzisiaj zmęczona wjechałam dość niezdarnie na molo, jedna z rolek się poluzowała i niemal padłam jak długa na deski. Udałam, że nic się nie stało, że panuję nad sytuacją, jak gdyby nigdy nic usiadłam na ławce. Próbowałam przestać myśleć o bolących nogach, więc skupiłam się na wszystkim w koło. Zachód słońca był piękny, zresztą - zawsze jest. Nigdy mi się nie znudzi, nawet jakbym obserwowała go codziennie z tego samego miejsca.
Wszyscy z telefonami, kamerkami, tabletami uwieczniają widoki, fotografują siebie, turyści ustawiają się do zdjęcia w sobie tylko zrozumiałym języku, panowie w garniturach idą dziarskim krokiem z rękami w kieszeniach, jeden wybiega na przód i cyka im fotkę.
Może się wydawać, że są najbardziej absorbujący.
Ale nie.
Po drugiej stronie przy barierce stoi siostra zakonna. Wiatr targa habitem i welonem na prawo i lewo, a jej twarz... wyraża najprawdziwszy spokój. Patrzy w niebo z fascynacją. Jedyna nie trzyma w ręku telefonu.
Naprawdę, nie przesadzam. Jedyna.
Spojrzałam na swój i zaśmiałam się w duchu.
Potrafię go używać nawet podczas jazdy.
Śmiałam się z siebie coraz bardziej.
I doszłam do wniosku, że telefon jest moim symbolem niepokoju. Obawy, że zostanę sama. Że nie zdążę odpisać na ważną wiadomość. Że nie odbiorę telefonu, który może się nie powtórzyć. Że on gwarantuje mi, że zostanę wysłuchana.
Chciałabym z taką wiarą patrzeć w niebo. Napawać się bezbrzeżnym pięknem świata. Nie myśleć, że przydałby się obok drugi człowiek, który wysłucha moich nieidealnych słów, a wiedzieć, że jest obok Ktoś, kto zawsze wysłucha moich nieidealnych myśli.
Nie dostałam żadnej ważnej wiadomości. Żadnego pilnego telefonu.
Zamiast tego po prostu się ograniczyłam. Zamiast myśleć choć przez chwilę o sobie, skupić się na tym, co we mnie, wciąż przejmowałam się innymi. Wciąż myślałam, co zrobić, by innym było dobrze.
I być może moje słowa nie są idealne, ale słowa są dla mnie czymś tak ważnym, bez czego nie potrafiłabym żyć. Czego nie potrafiłabym się pozbyć.
Wysłuchaj mnie.
Mów do mnie.
Choć może to być zwodnicze i lepiej porozumiewać się czynem, to jednak wolę żyć w harmonii jednego i drugiego.
Mów do mnie. Potrzebuję >Twoich< słów.

poniedziałek, 14 maja 2018

Wybaczyć ludziom

Wybaczyć ludziom,
którzy nauczyli
bać się rzeczy niemożliwych.

Gdyby kiedyś ktoś powiedział,
że robimy źle i że
to nas zgubi i zaplącze,
pokiwalibyśmy głowami,
a do siebie byśmy się śmiali
głośno sam na sam.

A dziś szukam sposobu
na zapomnienie i nienawiść,
odpowiedzi na pytanie:
jak wybaczyć potworowi
powracającemu w snach?

niedziela, 13 maja 2018

Nie wychodziliśmy z miejsc

Nie wychodziliśmy z miejsc,
w których czuliśmy się bezpiecznie.
I w końcu ktoś nam odebrał
wszystkie miejsca, ludzi, poczucie.

Ruszyliśmy z miejsca, przerażeni,
przemoczeni, zamilczeni, zagubieni.
Okazało się, że żyjąc tylko dla siebie,
zapomnieliśmy, jak się rozmawia.

Świat nagle stał się niezrozumiałym
labiryntem uczuć i westchnień,
pośród których nie jest stabilnie,
nie jest bezpiecznie.

Nagle się okazało,
że nie tak łatwo
jest się ze sobą
oswoić.

sobota, 12 maja 2018

Najbardziej marzę móc codziennie

Najbardziej marzę móc codziennie
zachwycać się światem,
poznawać ludzi od tej strony
przykrytej toną milczenia,
słuchać jak mówią, myślą,
oddychają, zmieniają zdanie.

Najbardziej marzę widzieć codziennie
te same oczy na innej twarzy,
dotkniętej czasem
i wynikiem spełnionych marzeń.

Marz(n)ę

wszystkie te dni

wszystkie te dni
bez czułości
w samotności
i tak zostaną zapomniane

wszystkie te myśli
o śmierci i cierpieniu
i tak nie będą się liczyć
w obliczu miłości

tu na końcu i tak
najważniejsze jest
że kochałam i
byłam kochana


wtorek, 8 maja 2018

najgorsze jest to, że trudno zdążyć

W tej całej melancholii połączonej z gonitwą życia
najgorsze jest to, że trudno zdążyć
nawet na ostatni tramwaj.
Człowiek zaczyna się wszędzie spóźniać,
aż w końcu przestaje
w ogóle przychodzić.

Najpierw ma nadzieję,
że ktoś się zorientuje, że wyszedł
za wcześnie, wstanie i pobiegnie,
złapie za ramię i zapyta dlaczego.

Później traci wszystko,
z poczuciem przynależności
i sensu istnienia włącznie.
Nie rzuci się przecież z budynku,
bo kto chce umrzeć gdzieś w środku życia?

Zamiast tego trzeba się gimnastykować,
starać się uratować siebie,
zatrzymać choć resztki szacunku i godności.
Trzeba walczyć, by nie stracić siebie,
nie przegapić zakrętu, przystanku, mostu.
W takich momentach nie można się wykoleić.

Trzeba liczyć się z tym, że nikt
nie wstanie i nie pobiegnie i

Przecież to zaczyna się robić śmieszne,
że nie ma się gdzie i kiedy zatrzymać.
Niby jest się wolnym, niby można wszystko.
Ale wciąż istnieją granice,
wciąż istnieją zasady nie do przeskoczenia.
Wciąż panuje jakaś autocenzura, która
zabrania coś napisać,
zabrania coś powiedzieć,
nieważne jak bardzo się tego chce.

Ludzie w kółko pieprzą o rzucaniu wszystkiego,
o radości życia i spokoju ducha,
o kochającym Bogu, Ojcu, który wszystko akceptuje.
Ale gdy człowiek trzaska drzwiami,
i jedzie w te Bieszczady,
nie ma nigdzie tego Boga.
Tylko to "wszystko" goni
i dogania.

I przygniata.

A to nie jest wiersz tylko jakiś zlepek myśli, pusta gadanina człowieka na rozstaju dróg, który nie jest pewien: zostać czy odejść.
I pewien nie będzie aż do końca.
Będzie tak stał i obwiniał kogo się da o spieprzenie życia i nie przyzna się nawet przed sobą, że płaci tylko i wyłącznie za swoje błędy.
Nie przyzna przed nikim, że ufać to popełniać błąd.
Że być daleko, to być daleko i nie ma w tym głębszej filozofii.

Ostatni ludzie zamykają oczy

Ostatni ludzie zamykają oczy
i zamykają serca

Pierwszy człowiek na ziemi
umiera z wyczerpania
szczęśliwy
że czuł coś więcej
niż głód

poniedziałek, 7 maja 2018

Był typem emocjonalnym

Był typem emocjonalnym,
interesowały go wzruszenia.
Grał mi na nerwach,
poruszał najgłębsze zakamarki
osamotnionej duszy.
Grał na moich strunach
wydobywając milczenia i szepty,
opuszkami malował obrazy
na bladej skórze,
kreski najgłębszej czerwieni,
delikatne odbicia linii papilarnych.
Był typem emocjonalnym.

Jestem z rodzaju nijakiego.
Nijak się mam do świata,
nijak się mam do ludzi,
nijak się mam.
Tworzę różnorodności po nocach,
nie śpię, bo boję się tego,
co mam pod powiekami, na oczach.
Nie krzyczę, bo głosem mogę odgonić obrazy,
uśmiercić marzenia i uczucia.
Nie narzekam, bo narzekanie rozwiewa ułudę,
rozmywa wspomnienia i wrzuca
do rzeczywistości chorej na raka.

Jestem rodzaju nijakiego,
on był typem emocjonalnym,
a znaleźliśmy się gdzieś między
wczoraj a dziś
i tylko wielkie nic mogło nas
rozdzielić.

sobota, 5 maja 2018

wyjdę z grupy po cichu

a jutro,
jeśli będzie taka potrzeba,
wyjdę z grupy po cichu,
bez wyjaśnienia,
i już więcej nie przyjdę

a jutro,
jeśli będę musiała,
zacisnę pięści i powieki,
przemknę nierozpoznana
do swoich wierszy

pojutrze,
jeśli dobrze pójdzie,
będę już daleko stąd,
nikt mnie nie znajdzie,
nikomu nie odpowiem

pojutrze,
jeśli Bóg da,
zaczerpnę nieznanego powierza
w samotności między wodą a lądem
na ustach z jednym słowem

Boże
proszę
żeby jutro
nie
nastało

Nie wątpię dlatego, że boli mnie serce.

Nie wątpię dlatego,
że boli mnie serce.
Boli mnie serce,
że muszę wątpić.
Zadaję pytania,
na które nie dostaję
odpowiedzi.
Wylewam łzy, które
nie zmieniają świata.
Łamię wzrok, który
widział tak mało,
a już za dużo.
Wzruszam się, gdy
wszyscy trzymają się
za ręce, a nie zmieniają
świata. Po prostu są.
Smucę się, gdy zrzucasz
moją rękę z twojego ramienia
i wątpię w świat, gdy widzę,
że nie mogę nic zrobić.
Nie boję się dlatego,
że pękają mi nerwy,
pękają mi nerwy,
bo boję się jutra.
Nie mam dokąd iść
i gdzie wracać.
Jeśli mój dom jest
tam gdzie moje serce,
to jest problem,
bo gdzieś je zgubiłam.
Jeśli moje szczęście jest
tam, gdzie czuję się bezpiecznie,
to jest problem,
bo wszędzie boję się
o jutro. Poczucie stabilizacji,
abstrakcja - w moim słowniku
to synonimy. Ratuję
siebie codziennie
ze strzępków słów
i zdań niewypowiedzianych,
a często na ratowanie
nie mam już sił
i nie dostrzegam sensu.
Wierzę. Ufam. Znikam.

czwartek, 3 maja 2018

Myślałam, że znalazłam swoje miejsce

Myślałam, że znalazłam swoje miejsce,
a dziś znów mam ochotę uciekać,
chociaż tak bardzo się boję
ponownie zaczynać wszystko od nowa.

Daj mi Boże miejsce
w którym jest ktoś,
kto mnie chce.
Kto nie chce mnie zmieniać i łatać,
a pragnie słuchać i śmiać się
śpiąc pod gołym niebem.

Uciec stąd gdzie nikt nie ma nikogo,
gdzie czuję pogardę i gorące spojrzenia,
do miejsca w którym żyją prawdziwi ludzie.

wtorek, 1 maja 2018

Dziś potrzebuję cię bardziej niż kiedykolwiek.

Dziś potrzebuję cię bardziej niż kiedykolwiek.
Gubię się w niedomóweniach
i umieram wycieńczona wszystkimi emocjami.

Dziś potrzebuję cię bardziej niż tlenu,
bo mimo dostatku powietrza nie mogę oddychać.
Świat wiruje mi przed oczami,
nogi odmawiają posłuszeństwa
jakby nie były moje.

Dziś potrzebuję twojego głosu
bardziej niż samotności,
bo myśli krzyczą i przytłaczają i
odbierają kontrolę.
Potrzebuję twoich słów,
rozmowy dla ukojenia.

Może da się sprawić, że przestanę
wszystko uśmiercać.
Potrzebuję twoich ramion dziś,
bo już nie stoję na krawędzi,
a lecę w dół.