gubię się w drodze
do własnej głowy
ulotne objęcia
i niespełnione obietnice
moją religią
myślę tobą
wtorek, 18 września 2018
poniedziałek, 17 września 2018
mężczyzna którego kocham
mężczyzna którego kocham
dość skuteczne podcina mi skrzydła
kopiąc dziury pod moimi nogami
mężczyźni których szanowałam
uwielbiają barykadować się i znikać
nie licząc się z niczyimi uczuciami
mężczyzna dla którego nie istnieję
dręczy mnie każdego wieczoru
głuchymi telefonami
mężczyźni dla których się liczyłam
każą mi spokojnie wracać do domu
po czym rozpływają się z gwiazdami
noce zostają ciężkie od oddechów
wciąż obecnych na karku
pośród przeszywających nieobecności
dni miażdżą całym ciężarem dłonie
łamiąc palec po palcu
jako naukę znoszenia w milczeniu
dość skuteczne podcina mi skrzydła
kopiąc dziury pod moimi nogami
mężczyźni których szanowałam
uwielbiają barykadować się i znikać
nie licząc się z niczyimi uczuciami
mężczyzna dla którego nie istnieję
dręczy mnie każdego wieczoru
głuchymi telefonami
mężczyźni dla których się liczyłam
każą mi spokojnie wracać do domu
po czym rozpływają się z gwiazdami
noce zostają ciężkie od oddechów
wciąż obecnych na karku
pośród przeszywających nieobecności
dni miażdżą całym ciężarem dłonie
łamiąc palec po palcu
jako naukę znoszenia w milczeniu
sobota, 15 września 2018
*kobieta niekochana*
Nauczyłeś mnie pokazywać światu
połowę twarzy, mrozić serce
w trzydziestu sześciu stopniach
ręce składać z ciałem, gdy już
odpadną, ramiona unosić wysoko.
Jestem ofiarą książek o miłości,
które czytałeś mi na głos,
romantycznych piosenek w trasie
i barków mocnych jakby skała.
Jakby. Jakby byłeś, jakby pozwoliłeś
kochać obrazy rodzące się przed snem
na popękanym ze złości suficie.
Jestem królową bez królestwa
w sukience poszarpanej marzeniami.
Znikam, gdy ktoś o mnie zapyta.
środa, 12 września 2018
wychodzę na kawę
wychodzę na kawę
po odrobinę szczęścia
przysiada się człowiek
bo potrzebuje pogadać
widzę połamane paznokcie
i połamane serca
na co dzień wszystko sklejam
słowem uśmiechem czy zrozumieniem
gdy wraca do domu znów się rozpada
ja nie wracam
szukam w tłumie jemu podobnych
miłość przelewa się w moim sercu
mam połamane paznokcie
i postrzępione końcówki
krew krąży chyba tylko wokół oczu
ale kości mam raczej mocne
- moje ramiona nigdy
się nie łamią.
po odrobinę szczęścia
przysiada się człowiek
bo potrzebuje pogadać
widzę połamane paznokcie
i połamane serca
na co dzień wszystko sklejam
słowem uśmiechem czy zrozumieniem
gdy wraca do domu znów się rozpada
ja nie wracam
szukam w tłumie jemu podobnych
miłość przelewa się w moim sercu
mam połamane paznokcie
i postrzępione końcówki
krew krąży chyba tylko wokół oczu
ale kości mam raczej mocne
- moje ramiona nigdy
się nie łamią.
rozbijam się o zapatrzenia
rozbijam się o zapatrzenia
bo gdzieś na świecie
żyje jeszcze nadzieja
większa od moich nieufności
wciąż głęboko wierzę
że wytrwam i przejrzę na oczy
sklejam się miłością
bez prawa do wyrażania
dla której jest radością
mały gest zatroskania
podarowanie czegokolwiek
z uśmiechem włącznie
rozbijam się o ściany
rzucam grochem
a dostaję kamieniami
i wciąż mimo wszystko trwam
sklejam się satysfakcją
że mogę coś dać
bo gdzieś na świecie
żyje jeszcze nadzieja
większa od moich nieufności
wciąż głęboko wierzę
że wytrwam i przejrzę na oczy
sklejam się miłością
bez prawa do wyrażania
dla której jest radością
mały gest zatroskania
podarowanie czegokolwiek
z uśmiechem włącznie
rozbijam się o ściany
rzucam grochem
a dostaję kamieniami
i wciąż mimo wszystko trwam
sklejam się satysfakcją
że mogę coś dać
poniedziałek, 10 września 2018
Zapisana gdzieś na marginesie
Zapisana gdzieś na marginesie
ostatniej strony pełnego słów zeszytu,
gdzieś pod spisem treści i indeksem
siedzę w kącie z nadzieją, że ktoś
zauważy.
Wątpiąc już w sens czynienia dobra,
dawania siebie przez bycie
sobą, zbędną i pomijaną
naprawiam z trudem uszkodzony mur,
wzmacniam.
Ale mur ma to do siebie, że trwale
można go skruszyć tylko od środka,
więc przekrocz granicę, wejdź,
zaparzę herbaty i wsypię dwie łyżeczki
cukru.
Zaproszenie
wraz z człowiekiem
odrzucone.
ostatniej strony pełnego słów zeszytu,
gdzieś pod spisem treści i indeksem
siedzę w kącie z nadzieją, że ktoś
zauważy.
Wątpiąc już w sens czynienia dobra,
dawania siebie przez bycie
sobą, zbędną i pomijaną
naprawiam z trudem uszkodzony mur,
wzmacniam.
Ale mur ma to do siebie, że trwale
można go skruszyć tylko od środka,
więc przekrocz granicę, wejdź,
zaparzę herbaty i wsypię dwie łyżeczki
cukru.
Zaproszenie
wraz z człowiekiem
odrzucone.
sobota, 8 września 2018
Nie budź mnie!
Nie budź mnie!
W końcu śnię o świecie,
o jakim marzyłam od lat.
Nie chcę wiedzieć,
jak ma się nasz,
co w nim się wali
i co buduje.
Nie budź mnie!
W końcu jestem gdzieś,
gdzie mówisz mi dzień dobry
każdego poranka,
twoje prawe ramię
pod moją głową
i twoje palce
w moich rękach.
Nie budź mnie,
nie chcę znów zawieść.
W końcu śnię o świecie,
o jakim marzyłam od lat.
Nie chcę wiedzieć,
jak ma się nasz,
co w nim się wali
i co buduje.
Nie budź mnie!
W końcu jestem gdzieś,
gdzie mówisz mi dzień dobry
każdego poranka,
twoje prawe ramię
pod moją głową
i twoje palce
w moich rękach.
Nie budź mnie,
nie chcę znów zawieść.
czwartek, 6 września 2018
Pierwsza połowa dorosłości minęła nam
Pierwsza połowa dorosłości minęła nam na kochaniu ludzi, którzy nie byli tego warci. Druga, ta większa, na ich wspominaniu przeplatanym z obawą, że już nikogo nie pokochamy i nikt nie pokocha nas. Pierwsza połowa była w miarę szczęśliwa, druga odarła ją z pozorów i pokazała, że szczęście jest złudzeniem. Walczyliśmy ze sobą, żeby nie przyjąć tego do wiadomości. Wciąż nie chcemy w to wierzyć, żyjemy walcząc o ideały i "sprawy wyższe". Bez przerwy coś robimy, działamy, jesteśmy wszędzie i z każdym, jeździmy, chodzimy, zwiedzamy, rozwijamy się, podejmujemy wyzwania, przekraczamy swoje możliwości, niekiedy działamy na niekorzyść zdrowia, byle tylko nie przypomnieć sobie, że ułuda już upadła.
Młodzi gniewni, młodzi waleczni, patrzą i nie widzą, patrzą i nie chcą zobaczyć. Czasami siadają na brzegu morza, opierają się o betonowy murek i krzyczą do Boga, jak mógł im to zrobić. On, miłosierny i troskliwy. Krzyczą, żeby się wypchał, bo oni już nie dają rady, żeby sobie wsadził w nos to całe doskonalenie mocy w słabości, walkę z przeciwnościami i z samym sobą, a jeśli chce, żeby to pokonali, to niech On pokona to wszystko za nich, bo oni mają to już w poważaniu. Rzucają piaskiem, kopią wodę, na złość spalają kilka papierosów i wracają do codzienności. Znów są wszędzie, znów są z każdym, znów robią wszystko. Ale z tyłu głowy wciąż kołaczą się te słowa "jak mogłeś odebrać nam ludzi, których kochaliśmy, nie dając nic w zamian?", wciąż pretensje do Boga i do świata wżerają się w mózg. Z każdym dniem coraz silniejsi, coraz bardziej wytrwali, idą przed siebie i tracą siłę do protestowania. Zaczynają wierzyć, że tamto było złudzeniem. Zaczynają powoli wierzyć w to, w co wierzyć nie chcieli, co próbowali obalić mimo namacalnych dowodów.
Druga połowa dorosłości pędzi jak pociąg, chcemy wysiąść na najbliższej stacji, nie dając Bogu czasu na działanie.
środa, 5 września 2018
Ludzie, z którymi dwadzieścia lat temu
Ludzie, z którymi dwadzieścia lat temu
nawet nie chcieliśmy rozmawiać,
którzy piętnaście lat temu nas nękali,
dziesięć lat temu nie podalibyśmy im ręki,
ludzie, którzy pięć lat temu nas zranili,
chwilę temu porzucili na pastwę losu
Teraz są w nas, są nami,
a ten człowiek sprzed dwudziestu lat
pluje nam w twarz.
nawet nie chcieliśmy rozmawiać,
którzy piętnaście lat temu nas nękali,
dziesięć lat temu nie podalibyśmy im ręki,
ludzie, którzy pięć lat temu nas zranili,
chwilę temu porzucili na pastwę losu
Teraz są w nas, są nami,
a ten człowiek sprzed dwudziestu lat
pluje nam w twarz.
wtorek, 4 września 2018
chodzę po piasku o piątej nad ranem
chodzę po piasku o piątej nad ranem
pieszczę usta twoim imieniem
którego nie wypowiem na głos przy tobie
chodzę i wołam w przestrzeń
chwytam powietrze przybierające twój kształt
chodzę po wodzie o wschodzie słońca
próbuję odkochać się w zachodach
po cichu gdy wszyscy śpią i gdy ty śpisz
wyznaję miłość słońcu o twoich oczach
bo tylko tyle mogę zrobić dla świata
siedzę ze skrępowanymi rękami
splatam palce do modlitwy
i ufam że jest w tym jakiś cel
pieszczę usta twoim imieniem
którego nie wypowiem na głos przy tobie
chodzę i wołam w przestrzeń
chwytam powietrze przybierające twój kształt
chodzę po wodzie o wschodzie słońca
próbuję odkochać się w zachodach
po cichu gdy wszyscy śpią i gdy ty śpisz
wyznaję miłość słońcu o twoich oczach
bo tylko tyle mogę zrobić dla świata
siedzę ze skrępowanymi rękami
splatam palce do modlitwy
i ufam że jest w tym jakiś cel
niedziela, 2 września 2018
to nikt
tam
na kanapie, na fotelu
w kuchni, na balkonie
w łazience, salonie
to nikt
nikt
jest wszędzie i zawsze,
a ja tylko tutaj, z boku
utknęłam i patrzę
sercem
ktoś
zapytał mnie wczoraj
czy dbam o nie
jak na skarb przystało
a ja
wystawiam
je na widok i na pośmiewisko,
głupia kocham nikogo,
nie że jestem zakochana
kocham
różnice
to cienkie granice
między górnym a dolnym
obiektem westchnień a człowiekiem
umiłowanym
na kanapie, na fotelu
w kuchni, na balkonie
w łazience, salonie
to nikt
nikt
jest wszędzie i zawsze,
a ja tylko tutaj, z boku
utknęłam i patrzę
sercem
ktoś
zapytał mnie wczoraj
czy dbam o nie
jak na skarb przystało
a ja
wystawiam
je na widok i na pośmiewisko,
głupia kocham nikogo,
nie że jestem zakochana
kocham
różnice
to cienkie granice
między górnym a dolnym
obiektem westchnień a człowiekiem
umiłowanym
Subskrybuj:
Posty (Atom)