sobota, 30 stycznia 2016

"Jak najdalej stąd" Andrea Portes

Życie niektórych ludzi jest tragedią. Jedyne, czego pragną, to uciec. Jak najdalej stąd. Jednak czy gdzieś w świecie, gdzie nie sięga ludzki wzrok, jest lepiej?  A może tam jest tylko koszmar?






Tytuł: Jak najdalej stąd
Autor: Andrea Portes
Wydawnictwo: HarperCollins









Luli już w wieku trzynastu lat dźwiga większy bagaż przeżyć i wspomnień od niejednego dorosłego człowieka. Żyje w rodzinie pełnej, jednak czuje się niekochana i niechciana, często jest sama, a rodzice ją zaniedbują. Bywają dni, gdy lodówka jest pusta, w szafkach nie ma nawet cukierków, a dziewczynie doskwiera głód. Mimo to na stole stoi popielniczka z dymiącymi jeszcze papierosami, butelka whiskey, a ojciec trzyma w ręku szklankę z drinkiem. Matki natomiast często nie ma w domu, wychodzi z innymi mężczyznami i nie interesuje się córką, która już odkryła w sobie talent do kradzieży.
Głównych bohaterów poznajemy w barze "Alibi", w którym rodzice Luli Tammy i Nick – po raz kolejny upijają się ze znajomymi przy córce. Dziewczyna, która w gruncie rzeczy jest jeszcze dzieckiem, wszystko obserwuje i wie już przy pierwszej kolejce, jak będą wyglądały kolejne. Obserwuje, jak alkohol zmienia jej bliskich w niepanujących nad sobą ludzi, jak z każdą chwilą stają się bardziej agresywni wobec siebie. W końcu atmosfera staje się tak napięta, że między małżonkami wybucha kolejna pijacka awantura, tym razem o dziecko.
Luli doświadczyła niewiele bezinteresowności, dlatego dobrzy ludzie wydają jej się czasami nieszczerzy, na przykład gdy dają jej porządny posiłek bądź wyciągają z kłopotów. Dziewczyna nie może dłużej wytrzymać sytuacji panującej w domu i postanawia zmienić swoje życie. Pakuje do torby kilka potrzebnych rzeczy, schowane pieniądze i pistolet, by wyruszyć w podróż mającą zmienić jej życie na lepsze. Jej celem jest dotrzeć autostopem z małego miasta w Nebrasce do Las Vegas, by tam znaleźć bogatego sponsora i lepsze życie.
(...) wszyscy są szurnięci. Tyle że niektórzy lepiej to ukrywają.
Zawsze może być gorzej. Tę prawdę Luli zaczyna rozumieć podczas swojej podróży. Poznaje po drodze ludzi, przez których jako dziecko wkracza w świat złodziei, narkomanów i prostytutek. Poza wciąż pustym domem miała znaleźć lepsze życie, pieniądze i zaspokoić głód. Tymczasem przewrotny los wystawił dziewczynę na próbę, wrzucając do świata okrutniejszego, od którego ucieka. Do świata pozbawionego szacunku do człowieka, odzierającego z godności.
Książka Jak najdalej stąd opowiada wstrząsającą historię, w którą ciężko uwierzyć zwykłemu człowiekowi. Może ona uświadomić ludzi, którzy nie zauważają, że gdzieś obok istnieje inny świat, odwrotny do tego, w którym żyją. Ciężko nam przyjąć do wiadomości, że trzynastoletnia dziewczynka nie chodzi w sukienkach i trampkach, nie zajada się pysznościami ugotowanymi przez mamę, nie siada z tatą na sofie, by wspólnie obejrzeć film. Nie wyobrażamy sobie, żeby rodzice nie dbali o dziecko, nie dawali mu miłości, ciepła i bezpieczeństwa. Takie rzeczy dzieją się gdzieś daleko od nas, słyszymy o nich w telewizji, oglądamy reportaże i czytamy książki. Andrea Portes zastosowała zabieg, który przybliża nam sytuację oczami dziecka, bowiem to Luli jest narratorką i opisuje swoje przeżycia, Wielu rzeczy jako dziecko jeszcze nie rozumie, ale wie o ich istnieniu. Postać Luli na początku jest kreowana na niewinną i pokrzywdzoną dziewczynkę, jednak z każdą stroną poznajemy ją coraz lepiej. Mimo że jesteśmy świadkami jej jazdy z nieznajomym, przed czym zawsze przestrzegają nas babcie, następnie przebiegłej kradzieży, sytuacja Luli nadal budzi nasze współczucie. Dlaczego dziecko płaci za błędy rodziców? Fakt, są to ludzie, których głęboko zraniono, którzy wiele stracili i przeżyli, jednak nie powinni niszczyć życia dziecka. Nic tego nie usprawiedliwia. 
Kiedy zobaczy się wyraz jej oczu, to smutne rozczarowanie maskowane uśmiechem, serce może człowiekowi pęknąć. I jeśli ktoś może mieć serce złamane jeszcze bardziej, to tylko wtedy, gdy jesteś tego powodem.
Tammy jest kobietą, na której wdzięki mało który mężczyzna jest obojętny. Nie wie, dlaczego wyszła za Nicka, chociaż jest on przystojny i budzi sympatię nie tylko płci przeciwnej. Tammy obwinia go jednak o niesprawiedliwość w swoim życiu i o brak pieniędzy. Postanawia nawet zmienić coś w swoim postępowaniu, jednak to tylko marzenie alkoholika. Rodzice Luli są tak obojętni, że nie przejmują się nawet jej zniknięciem. Nie starają się znaleźć córki, nie martwią się o jej życie. Pokazują swoją postawą, że dziecko jest im obojętne.
Luli spotyka na swojej drodze ludzi, którym zaczyna na niej zależeć. Glenda, kobieta spotkana przypadkowo w nocy, w pewien sposób uczy Luli przetrwać. Przekazuje swoje doświadczenie z mężczyznami, które później okaże się zbliżone do wydarzeń z życia Luli, uczy ją oszczędzać pieniądze, poznaje z innymi skrzywdzonymi ludźmi, starszymi od dziewczyny. Każdy bohater jest w powieści istotny, nawet jeśli przywołany został tylko na chwilę. Z czasem możemy dostrzec, że wszystko łączy się ze sobą. 

Książka tak mnie wciągnęła, że jej przeczytanie zajęło mi chwilę. To jest minus: jest tak dobra, a tak krótka. Zabrakło mi rozwinięcia znajomości z chłopakiem w podobnym wieku do Luli, jego wątek został tylko wspomniany i nagle się urywa. Jest istotny, gdyż Luli dzięki tej postaci coś zrozumiała. Jednak chciałabym poznać szczegóły. Ponadto jestem ciekawa, jak dalej potoczą się jej losy. Ostatnie strony książki opisują nagłą zmianę zdania głównej bohaterki. Zżyłam się z tą postacią na tyle, że odczuwałam wszystkie jej emocje, które były momentami opisane aż za dobrze. Nie potrafiłabym odpowiedzieć na pytanie "co zrobiłabyś na jej miejscu?". Książka porusza ważny problem społeczny, którego często nikt nie potrafi przyjąć do wiadomości. Mimo poważnej tematyki nie czyta się jej ciężko i mozolnie, bowiem język trzynastoletniej bohaterki jest tak lekki i momentami dziecinny, że ciężko się oderwać od lektury. Często zastanawiałam się, co będzie dalej, co Luli zrobi, jak będzie odnosić się do tego miłego staruszka. Te myśli również dodają czytaniu tempa, z każdą stroną odkrywamy coś nowego i innego, co intryguje, zaciekawia i czasami martwi.
Polecam tę książkę wszystkim: nastolatkom i rodzicom, miłośnikom kryminałów i powieści obyczajowych, Myślę, że nikt nie będzie miał problemów z jej czytaniem i zrozumieniem. Ponadto ma jasny przekaz, może nauczyć "patrzeć dalej i głębiej". Sąsiad za ścianą może mieć gorsze życie od naszego. Kilka przecznic dalej może mieszkać dziecko, które jest nieszczęśliwe. W końcu nawet tragiczne życie może stać się gorsze, ale może też zmienić się na lepsze. 

Na deser i na zachętę chcę pokazać jeden z najkrótszych rozdziałów z książki Jak najdalej stąd A. Portes, którego fragment chciałam użyć jako cytatu, jednak nie potrafiłam go możliwie skrócić.

piątek, 22 stycznia 2016

"Ewangelia według Lokiego" Joanne M. Harris


Książka Ewangelia według Lokiego Joanne Harris jest powieścią fantastyczną, zabarwioną mitologią nordycką. Głównym bohaterem jest Loki, bóg kłamstwa i oszustw, psotnik i brat krwi Odyna. Z przebiegłym i pomysłowym Lokim podążamy śladami nordyckich bogów, towarzyszymy im w wydarzeniach, które prowadzą do Ragnarok – zmierzchu bogów. Harris stworzyła postać Lokiego z humorem, uwielbiającego różne dowcipy i zafascynowanego zemstą. Bóg kłamstwa prezentuje się nam dzięki narracji pierwszoosobowej, na naszych oczach uczy się odczuwać ludzkie emocje, snuje intrygi jak pogrążyć bogów czy też im pomóc. Mimo to historia Lokiego jest na tyle niesprawiedliwa, że z jednych tarapatów popada w kolejne, a jej zakończenie nie jest spodziewanym happy endem. Chociaż... może jednak?
Zbyt często spotykamy przeznaczenie, usiłując przed nim uciec.

Lokabrenna
Loki mimo ostrzeżeń Surta – Pana Chaosu – ucieka z jego i swojego świata, kierowany ciekawością młodej istoty. Przybiera postać człowieka, konkretnie rudowłosego i drobnego chłopca, dzięki czemu poznaje Odyna – najpotężniejszego z nordyckich bogów. Odyn obiecuje, że uczyni Lokiego bogiem równym pozostałym dwudziestu czterem bóstwom i zawiera z nim umowę. Od tej pory są braćmi krwi.
Gdy Loki trafia do Asgardu, nie zostaje jednak miło i ciepło przyjęty, jak zapewniał go Dowódca Asów. Od początku wielu bogów nie darzy Lokiego zaufaniem, czyha na jego życie i obserwuje każdy ruch. Jaki Loki jest, każdy wie: przebiegły, pomysłowy, twórczy, kłamliwy, oszukańczy, arogancki, bezuczuciowy... Mimo swojego pochodzenia poznaje jednak nowe uczucia, bardzo ludzkie i w większości niewygodne dla istoty zrodzonej z chaosu. Poznaje ból i próbuje go w przebiegły sposób unikać. Jest to jeden z najciekawszych wątków książki, bowiem Loki zrobi wszystko, byle nie cierpieć.
Najbardziej jednak podoba mu się chęć zemsty, sprawiania problemów innym bogom i ich bliskim. Wrabia Thora, syna Odyna w tragedię utraty mitycznej broni, podstępem wabi Idun do Żelaznego Lasu, uwodzi kobiety... Większość problemów rodzi się, gdy Loki pragnie uratować swoją skórę, inne – gdy chce się odegrać za złośliwości pozostałym bogom. Nie raz prowadzi to do skrajnych sytuacji, w końcu nawet jego dzieci są zagrożone.
Jednak pytanie brzmi: czy postawa Lokiego jest rzeczywiście wynikiem wyłącznie jego działań?
Odyn obiecał mu ochronę, traktowanie jak równego sobie, jednak nie ufał mu na tyle, by wszystkie kwestie jego dotyczące omówić twarzą w twarz. Przeciągnął Zrodzonego z Chaosu na stronę dobra, jednak zapomniał, że w jego żyłach nadal płynie... Chaos w czystej postaci. Dzięki temu Loki stał się genialnym oszustem, bohaterem niepowtarzalnym, nietuzinkowym i wyjątkowo zdolnym. Jeśli tylko otrzymałby od bogów odrobinę zaufania, sprawy na pewno potoczyłyby się inaczej... zwłaszcza, że nie raz udowodnił, iż potrafi działać po dobrej stronie.
Powoli do mnie docierało, że sława to nie tylko gorące dziewczyny i domowe piwo. To także klątwa oczekiwań –i gorycz niespełnienia pokładanych nadziei. Może dlatego zawsze tak niechętnie odnosiłem się do ojcostwa; może instynktownie wiedziałem, jak bardzo zabolałoby rozczarowanie, gdybym zobaczył je w oczach moich synów.
Miłośnicy mitologii znajdą w tej książce dużo rozrywki, relaksu na kilka godzin. Z kolei osoby, które nie mają zielonego pojęcia o wierzeniach wikingów odkryją ciekawą przygodę i na pewno nie pogubią się w fabule, gdyż nie trzeba być znawcą tematu, by zrozumieć historie Lokiego i jego towarzyszy, czy raczej wrogów. Została ona bowiem bardzo uwspółcześniona, co widać przede wszystkim w dialogach i sposobie wypowiedzi samego narratora. W powieści Ewangelia według Lokiego nie chodzi o oddanie wszystkich wierzeń wikingów, lecz o fabułę i pokazanie sytuacji oczami Lokiego, który jest dość specyficznym charakterem. Nie pojmuje wszystkiego tak, jak Stary Odyn czy jego synalek, Thor. Mimo nutki współczesności, zdecydowanie czuć atmosferę mitycznych czasów i miejsc, a barwne opisy pozwalają je sobie dokładnie wyobrazić.

Trzeba mieć jednak na uwadze, że jest to powieść fantastyczna i nie oddaje ona w pełni mitologii nordyckiej. Jest wiele różnic między wierzeniami a książką, w gruncie rzeczy przygodową. Nie chodzi tutaj o zgodność, a o ciekawą i wciągającą przygodę. Taką właśnie serwuje nam Joanne Harris, jednak jeśli jesteś znawcą tematu bogów, nie spodziewaj się wielkiego dzieła. Moim zdaniem jest to książka czysto rozrywkowa, na której poszerzać wiedzy o mitologii nordyckiej się nie da. Może natomiast zainspirować do poszukiwania większej dawki informacji na ten temat, sprawić, że człowiek zechce wejść w świat jakże fascynujących wierzeń. Poza tym, rzadko zdarza się, by książka wywoływała niewymuszony śmiech na czytelniku, a przy takiej kreacji bohaterów nie sposób się chociaż nie uśmiechnąć. Autorka posługuje się tak lekkim językiem, że ledwo książkę zaczęłam, a już ją skończyłam.
Był to bardzo udany prezent gwiazdkowy, w sam raz na czas odpoczynku od codziennych obowiązków.

Moja ocena: 8/10
Ogromny plus za bohatera, z którym nie tyle się utożsamiam, co chciałabym się zapoznać...

piątek, 15 stycznia 2016

"Złe dziewczyny nie umierają" Katie Alender

Tajemniczy dom, w którym od lat dzieją się niewyjaśnione rzeczy. Lalki śledzące każdy ruch martwymi oczami i jedna... o szmaragdowozielonym spojrzeniu, przyczyna wszystkich krzywd, tragedii i spisku – czyli zapraszam do przeżycia wyjątkowej przygody, towarzyszenia Alexis i Kasey w walce na śmierć i życie.






Tytuł: Złe dziewczyny nie umierają
Autor: Katie Alender
Wydawnictwo: Feeria








W tajemniczej posiadłości, liczącej ponad sto lat, nikt nie chce mieszkać, a poprzednia rodzina wyprowadziła się już po miesiącu. Okoliczni mieszkańcy omijają rezydencję szerokim łukiem, a starsza kobieta, która coś wie, nie chce nic mówić. Zła sława pięknego budynku nie przeszkadza jednak wprowadzić się kolejnej rodzinie.
Alexis i Kasey są siostrami z rodziny pełnej, ale mało zgranej. Mama pracuje bez wytchnienia na awans, ojciec woli chodzić na mecze niż spędzać czas w domu. Dramat rodzinny wisi w powietrzu, aż do wypadku samochodowego... Policja podejrzewa, że ktoś zaplanował ten incydent, jednak dzięki trzynastoletniej Kasey sprawa zostaje nagle rozwiązana. Jest to początek dziwnych i absurdalnych wydarzeń, walki dobra ze złem.

Kasey ma obsesję na punkcie lalek. Kolekcjonuje je, chroni i nikomu nie pozwala się do nich zbliżać. Posuwa się nawet do zrobienia krzywdy, gdy koleżanka chce się którąś z nich pobawić. Jej piętnastoletnia siostra nie może uwierzyć, że Kasey mogła zrobić tak okropną rzecz. Widzi jednak, że dziewczyna kradnie zadania domowe uczniów, znika w nocy z domu i zachowuje się jak nie ona. Raz jest pogodną sobą, innym razem przerażającą wersją siebie z zielonymi oczami. Alexis usiłuje odepchnąć podejrzenia dotyczące siostry, jednak obawy wracają do niej każdego dnia i wieczoru: gdy z jej ust wypływa bezwiednie straszna historia, gdy Kasey nie pamięta, co robiła w nocy, gdy odkrywa w końcu istnienie tajemniczej przyjaciółki siostry. Przyjaciółki o szmaragdowych oczach, której największym talentem jest umiejętność przekonywania do każdego pomysłu obcych osób i samej Kasey.
Trzynastoletnia dziewczyna, która w gruncie rzeczy jest jeszcze dzieckiem, staje się w końcu narzędziem zemsty. Zemsty za czyn popełniony przez jej przodków sto lat temu.
Duchy są wszędzie. Nie sposób ich uniknąć. Próbujesz jedynie unikać tych, które chcą cię zabić.
Fabuła książki Złe dziewczyny nie umierają wciąga czytelnika już od pierwszych stron, a uczucie zaciekawienia nie opuszcza do samego końca. Fakt – historia zaczyna się w sposób iście amerykański: licealny podział na grupy, piękne cheerleaderki, przystojni zawodnicy szkolnej drużyny, kujony, szare myszki, goci... i Alexis (jednak o bohaterach za chwilę). Dziewczyna cudem poznaje cudownego Cartera, gdy ten uderza ją drzwiami w głowę. Okazuje się oczywiście, że już dawno zwrócił na nią uwagę i bardzo chciałby poznać tajemniczą różowowłosą buntowniczkę. Jednak niech początek was nie odrzuca, warto bowiem wczuć się w atmosferę liceum i uczęszczającej tam młodzieży, gdyż okazuje się to centrum wydarzeń.

Później Katie Alender rozwija pomysł na tyle, by dostrzec w nim perspektywę przyjemnej lektury na kilka godzin. Język jest typowo licealny, gdyż narratorką jest piętnastoletnia Alexis. Przez wszystkie strony towarzyszymy jej w zmaganiach z tajemniczą siłą zamieszkującą starą rezydencję jej rodziny. Dziewczyna jest samotna, nie ma żadnych przyjaciół i często ucieka z lekcji. Nie jest jednak bez winy, bo w moim odczuciu to ona izoluje się od ludzi, nie odwrotnie. Jako wyraz buntu przeciwko światu postanawia zafarbować włosy na różowo. Do tego doprawia swój wizerunek bezczelnością i nadmierną szczerością, jednak w relacjach z siostrą potrafi być przyjaciółką. Nie można się dziwić jej zachowaniu, w końcu jest w wieku, który ma swoje prawa, a i pewne doświadczenia odcisnęły piętno na psychice bohaterki.
Jej siostra Kasey była normalnym dzieckiem, miała przyjaciółkę, utrzymywała dobre, nawet przyjacielskie, kontakty z Alexis. Zaczęła się jednak stopniowo zmieniać (używa archaicznych słów, a jej oczy czasami płoną zielonym blaskiem), przez co stała się główną przyczyną "przygód" Alexis oraz jej zmiany z buntowniczki w osobę przyjazną i rozumianą. Książka pokazuje, że tragiczne wydarzenia zbliżają ludzi i nikt nie może przechodzić sam przez piekło.

Bohaterów książki jest niewielu, są jednak bardzo dobrze stworzeni. Autorka kreuje ich tak, by czytelnik mógł poznać ludzi, z którymi ma do czynienia, i przywiązać się do nich. Książka jest pierwszym tomem serii, więc wątki poszczególnych osób będą zapewne kontynuowane, jednak już w pierwszym tomie możemy się w ich towarzystwie odnaleźć. Na okładce książki czytamy, że jest to seria, której demoniczna aura ścina w żyłach krew. Prawda jest taka, że nie ścina. Jest to po prostu książka z pomysłem, który już był. Lalki są w horrorach tematem już przerobionym. Ma jednak w sobie coś, co sprawia, że chce się czytać, i to jak najszybciej. Chce się wiedzieć, co będzie dalej i jak się potoczą sprawy. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się happy endu. I dobrze, bo to jeszcze nie koniec.

Mimo że książka nie wzbudziła we mnie strachu, oceniam ją bardzo dobrze – nie celująco, bo jest to lektura bardziej młodzieżowa, więc dorośli nie znajdą w niej tego, czego szukają w horrorach. Czytanie jednak mnie odprężyło i z zainteresowaniem pochłonęłam książkę w kilka godzin, które mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Myślę, że Złe dziewczyny nie umierają spodobają się najbardziej nastolatkom i młodym dorosłym. Być może każdy byłby zadowolony z lektury, jednak uważam, ze wymieniona przeze mnie grupa mogłaby być uznana za docelową.

Moja ocena: 7/10


Recenzja pisana dla:
Dzięki:
Redakcja Essentia

niedziela, 10 stycznia 2016

Porusza się kukiełka

Pośród białych ścian siedział sam. Milczał do sufitu i myślał, co mógł zrobić, żeby to się nie wydarzyło. Myślał, co przez co wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. W uszach szumiała jeszcze zeszłowieczorna wódka, która nie przynosiła już poczucia radości, chęci śmiechu, nieudolnych tańców. Procenty opuszczające powoli jego ciało robiły miejsce na przejmowanie się sobą, wszystkimi w koło i tamtym wieczorem.
– Gdybym powiedział jej te dwa zdania mniej, albo dwa słowa więcej. Gdyby zrobił to, czego nie robiłem...
– Strach – usłyszał w głowie szept, jakby z zaświatów. 
– Zbliża się szaleństwo. Wypływam na morze obłędu – westchnął.
– Strach! – głos wzmógł na sile. 
Postanowił go zignorować, uznając, że jest to efekt parującego już alkoholu. Wrócił do swojego kreatywnego zajęcia, jednak mimo woli zaczął rozmyślać nie o różnorakich możliwościach, a o strachu.
W sumie to bardzo dziwne... Strach człowieka hamuje, napędza, ratuje, wpycha w szaleństwo, goni, śledzi. Boję się. Boję się też bać, bo wiem, że idąc po zamarzniętym jeziorze mogę wpaść, gdy się zatrzymam. Mogę w jednej chwili zostać tak sparaliżowany, że nie zrobię już kolejnego kroku. Mogę też zacząć biec, uciekając przed mnożącym się za mną krami. I nawet, gdy się uda, strach pozostaje nadal. Nie wszedłbym kolejny raz na taflę tego samego jeziora.
– Szaleniec! – krzyknął, uderzając się ręką w czoło, po czym zaśmiał się głośno i rzucił butelką w ścianę. Szkło rozprysło się na kawałki, a Leon ani drgnął na dźwięk rozsypującego się szkła. Tylko się bał, że wbije sobie kawałek w stopę, więc postanowił nie ruszać się z łóżka, dopóki nie wróci jego żona. – Jak kocha, to wróci. Ja poczekam.
Wyciągnął rękę po pilota, po czym włączył telewizor. Prezenterka ubrana w krwistoczerwoną sukienkę tuż przed kolano, stała bokiem do kamery, zwrócona ku swojemu rozmówcy. 
– W Hongkongu odnotowano kolejny zgon spowodowany tą tajemniczą chorobą. Czy szybko się ona rozprzestrzenia? – kobieta zadała pytanie z wyuczonym tonem, akcentując oddzielnie każde słowo i sztucznie wyrażając emocje, które miały nią wstrząsnąć przy tych słowach.
– Dawno nie widzieliśmy podobnego przypadku. Choroba rozprzestrzenia się z prędkością światła, dlatego postanowiliśmy odizolować zarażoną część miasta. Miejmy nadzieję, że uda się ocalić...
Leon zerwał się z łóżka, założył kapcie i szurając po podłodze, żeby kawałek szkła nie zrobił mu krzywdy, pobiegł po kurtkę, szybko założył buty i już pędził w jej stronę. Domyślił się, że pojechała do przyjaciółki, zabierając ze sobą Lilę i jej ukochanego Yorka. Nie było czasu do stracenia, jeśli przybędzie drugi to... Nie, nie mógł. Musiał być szybciej, szybciej od światła.
Walił pięściami w drzwi, aż otworzyła mu drobna brunetka. Wszedł od razu do mieszkania i zawołał żonę po imieniu. Wyszła z salonu, stanęła przed nim, wkładając pokerową maskę na twarz. 
– Czego chcesz? – wysyczała przez zęby. Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, bowiem Leon w zabłoconych butach przestąpił próg i chwycił ją mocno w ramiona.
– Och, Najdroższa. Bałem się, że przyszła już do ciebie zaraza z Hongkongu.
– Zaraza z Hongkongu, o czym ty... – wessał się namiętnie w jej usta. Nie potrafiła protestować, jak planowała przed jego przyjściem. Niespodziewanie sznurki odczepiły się od jej nadgarstków, opuściła ją obawa rychłego zakończenia związku i z lekkim sercem mogła przyciągnąć go do siebie.


Charles Bukowski
pociągnij za sznurek, 
a poruszy się kukiełka

każdy facet musi zdać sobie sprawę
że to wszystko może zniknąć w
jednej chwili:
kot, kobieta, praca,
przednia opona,
łóżko, ściany, pokój;
wszystkie rzeczy
najpotrzebniejsze do życia,
łącznie z miłością,
spoczywają na fundamentach z piasku -
i pojedyncze zdarzenie,
nieważne jak od ciebie odległe:
śmierć chłopca w Hongkongu
albo śnieżyca w Omaha
może przynieść ci zgubę.
cała twoja porcelana rozbije się o
kuchenną podłogę, wejdzie twoja dziewczyna
a ty będziesz stał pijany
w samym środku tego wszystkiego i kiedy zapyta:
mój boże, co tu się stało?
odpowiesz: nie wiem,
naprawdę nie wiem.


Ludzie są kukiełkami.
Nie! Każdy ma prawo decydować o swoim losie.
Nie! To los decyduje o człowieku.
Nie! Bóg zaplanował naszą drogę, człowiek jedynie wypełnia przeznaczenie.
Człowiek musi być wolny, by mógł się rozwijać. 
Prawda jest taka, że każdy z nas ma swoje przekonania. Jednak niezależnie od nich, wszystko jest niepewne. Wszystko spoczywa na fundamentach z piasku i za pstryknięciem palców może zniknąć. Wielu ludzi podziela przekonanie, że jak już coś się zdobyło, to nie trzeba się o to starać. Mam kota, kot ma miskę pełną żarcia – więcej do szczęścia mu nie trzeba. Masz kobietę, kobieta ma ciebie – nie musisz jej już "zdobywać". Masz pracę, umowę na długi okres – praca zostanie, nie ma bata... Jednak przychodzi dzień, w którym dom lega w gruzach, a wraz z nim wszystko. Zmieniają się przekonania, przychodzi kryzys życiowy i światopoglądowy. 
Nie wiem, czy jest to temat kontrowersyjny. Chyba potrzebowałam się po prostu wypisać. Wiem jedno: strach (czy też duma) nie może nas ograniczać i przysłaniać tych ważnych spraw i rzeczy w życiu. Należy robić wszystko, by nie mieć nigdy okazji opuścić bezradnie rąk, na ustach ze słowami
nie wiem,
naprawdę nie wiem.
Nie chcę prawić tutaj morałów, ale uważam, że nie powinniśmy pozwolić na kierowanie sobą przez innego człowieka, na ograniczanie naszej wolności i indywidualności. Nie powinniśmy więc też osiadać na laurach i pozwalać, by ograniczał nas strach. On powinien motywować, pomimo faktu, że wszystko zbudowane jest na niepewności. Nie warto zalewać się do nieprzytomności, nie warto szukać wsparcia w szale czy nadmiernym myśleniu. Zdawać sobie sprawę nie znaczy rozpaczać. Znaczy działać.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

"Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań"

Jeśli nosisz w sobie magię, powinieneś chronić ją przez całe życie, bo kiedy raz pozwolisz jej zniknąć, już nigdy nie powróci





Tytuł: Podaruj mi miłość. 12 świątecznych opowiadań
Autorzy: Kelly Link, Holly Black, Gayle Forman, David Levithan, Ally Carter, Kiersten White, Myra McEntire, Stephanie Perkins, Laini Taylor, Jenny Han, Rainbow Rowell, Matt de la Peña
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 432








Trudno poczuć atmosferę świąteczną, która towarzyszy nam na przełomie grudnia i stycznia, gdy za oknem szaro-buro i słonecznie na zmianę, a temperatura nie spada poniżej 5+. Święta Bożego Narodzenia zleciały nam w aurze przypominającej wczesną wiosnę, nie początek astronomicznej zimy. Wielu z nas miało na półce Podaruj mi miłość, ale czekało z lekturą, aż spadnie śnieg. U mnie za oknem już leży od pierwszego dnia nowego roku i utrzymuje się do tej pory. Dopiero początek stycznia przyniósł 15 stopni mrozu i zimę. Na jak długo? Osobiście mam nadzieję, że za chwilę zniknie. A sio! Jenak przyznam szczerze, przyjemniej czytało się magiczne opowiadania młodzieżowe ze świadomością, że za oknem zima kołysze ziemię do snu.

Chęć doświadczenia magii świąt nie opuszczała mnie już od początku grudnia. Gdy ujrzałam okładkę 12 świątecznych opowiadań, od razu zapragnęłam tę książkę dołączyć do swojego zbioru. Nie lubię słodkich książek, a młodzieżowe historie od jakiegoś czasu mnie nie pociągają, jednak okładka ma w sobie coś pięknego i magicznego, co zachęciło mnie do lektury. Miło czasami cofnąć się w czasie i przypomnieć sobie, że kiedyś wszystko wydawało się łatwe i banalnie proste. Prawda jest taka, że każde z 12 opowiadań jest przesadnie słodkie i naiwne. Jednak kto chce się przejmować wszystkimi problemami tego świata? Każdy czasami skrycie marzy, by wszystko było proste. By białe było białe, a czarne – czarne. Na okładce widnieje informacja, że spotkamy się z takimi autorami powieści młodzieżowych, jak Rainbow RowellGayle Forman i David Levithan, więc po tych opowiadaniach spodziewałam się największego wzruszenia, szoku... Czegokolwiek, co pokazałoby, że rzeczywiście nazwiska były warte umieszczenia na okładce jako przykładowe. Tymczasem w ich opowiadaniach nic nie zwróciło mojej szczególnej uwagi.

Rainbow Rowell w swoim opowiadaniu przedstawia parę przyjaciół, którym los przez kilka lat nie pozwala w Sylwestra wyznać sobie miłości. Forman opisuje przygodę dziewczyny, która studiuje dzięki stypendium i poznaje bogatego, ciemnoskórego faceta, który okazuje się jedynym normalnym chłopakiem, rozumiejącym jej poczucie humoru, w całym akademiku. Levithan przedstawia nam sytuację dwóch chłopców darzących siebie uczuciem, z których jeden nigdy nie wierzył w Świętego Mikołaja. Te trzy opowiadania niestety mnie nudziły i chciałam jedynie "jakoś" przez nie przebrnąć. Nie mogę jednak pominąć faktu, iż te miały w sobie coś świątecznego i wyjątkowego. Każde z nich wprowadziło powoli w atmosferę magicznego czasu, jakim są Święta i Nowy Rok.
Jeśli nosisz w sobie magię, powinieneś chronić ją przez całe życie, bo kiedy raz pozwolisz jej zniknąć, już nigdy nie powróci.
Pora jednak przedstawić wam opowiadania, które skradły moje serce i dzięki którym Podaruj mi miłość rzeczywiście zadziałała na mnie magicznie. 
Po nużącej dla mnie przygodzie z Rainbow Rowell dostałam opowiadanie Kelly Link, które sprawiło, że chciałam czytać dalej. Może dlatego, że lubię rzeczy tak magiczne, że aż niezrozumiałe. Opowiadanie Dama i Lis przenosi nas do bogatego domu Honeywellów, w którym mieszka Miranda – córka jednej z byłych pracownic rodziny, przebywającej w więzieniu. Boże Narodzenie jest dużym, rodzinnym wydarzeniem. Wszyscy są razem, panuje radosna atmosfera, zawsze jest dużo pysznego jedzenia i szampana, a Miranda jest traktowana na równi z innymi. Nikt poza Mirandą nie widzi tajemniczego mężczyzny podglądającego rodzinę przez okno. Śnieg zasypuje jego głowę, układa się na dziwnym, różowym płaszczu. Okazuje się, że mężczyzna może pojawić się tylko w śnieżny wieczór. Miranda co roku czeka na tajemniczego Honeywella, który nigdy nie chce wejść do domu. Zbliżają się do siebie, a dziewczyna czeka cały rok by go zobaczyć. W jedne święta Bożego Narodzenia śnieg nie spadł, nawet się na niego nie zanosiło. Co zrobi Miranda, by ściągnąć do siebie mężczyznę w dziwnym płaszczu z uwięzionym Lisem i jakie będą tego konsekwencje?
Prawdziwa magia!

Następnie bardzo spodobało mi się Gwiazda polarna wskaże ci drogę, w którym występowały Elfy oraz Mikołaj, który adoptował ludzką dziewczynkę. Każdy współczuł jej, że nigdy nie spotkała ludzkiego chłopaka... Oczywiście nikt nie znał prawdy. Opowiadanie spodobało mi się nie tylko ze względu na wyraźnie odczuwaną magię świąteczną, ale duży wpływ na jego jakość miało nietypowe zakończenie. Przewidywałam coś zupełnie innego, tymczasem Jenny Han pozostawia czytelnikowi wolny wybór – opowiadanie skończy się tak, jak TY będziesz tego chciał(a).
Bardzo spodobała mi się historia stworzona przez Holly Black – Krampuslauf, w której występowały mityczne istoty, w tym przystojny Satyr – rzekomo wymyślony przez główną bohaterkę chłopak. Znów spodobała mi się nieprzewidywalność i brak dosłownej i niesamowicie słodkiej miłości nastolatków.
Do tego moją sympatię zdobyła Ally Carter opowiadaniem Gwiazda betlejemska, w którym dwie dziewczyny zamieniły się miejscami w samolocie: dziewczyna, która musi lecieć do Nowego Jorku i znana piosenkarka, która próbuje uciec przed sławą.
Zakochałam się jednak najbardziej w opowiadaniu zamykającym zbiór, mianowicie Dziewczyna, która obudziła śniącego. Było w nim najmniej magii świąt, najbardziej nierealna miłość i najciekawsza fabuła: dawny bóg, ludzka dziewczyna, nieprzyjemny zalotnik, skrzydła... Magia miłości, która przywraca do życia.
Wyboru dokonuje los (...). Okrutny los. Ale nie popełnij tego samego błędu co ja. Nie zadowalaj się byle czym. Nie obniżaj standardów. (...) Nowy rok to nowa ja. 
Podaruj mi miłość to wspaniały, różnorodny zbiór opowiadań. Warto przebrnąć przez te, które na pierwszy rzut oka wydają się nudne, gdyż każde z nich ma w sobie coś zimowego, świątecznego. Każde ma w sobie coś, co wzbudza nadzieję, że nowy rok będzie lepszy od poprzedniego, a przede wszystkim, że marzenia rzeczywiście się spełniają. Mamy tutaj typowo amerykańskie historie romantyczne (Anioły na śniegu, PółnocCoś ty narobiła, Sophie Roth?), Chanukę, chrześcijańskie Boże Narodzenie, tradycyjnego Świętego Mikołaja i jego elfy, nietypowego Mikołaja, ale też Krampus oraz bardzo fantastyczne, wręcz nierealne, nieoczywiste i fascynujące historie. Każde z 12 opowiadań jest pisane oczywiście dla młodzieży i o młodzieży, językiem bardzo prostym i trafiającym do grupy docelowej, jednak nie tylko nastolatek może wziąć tę cudowną książkę do ręki. Myślę, że nawet młody dorosły znajdzie w niej coś dla siebie. Przecież każdy z nas pragnie odrobiny magii. Wszyscy chcemy tego samego: by ktoś podarował nam miłość.

niedziela, 3 stycznia 2016

Utrata motywacji

Coś się kończy – coś zaczyna.
W pierwsze niedziele miesiąca będę publikowała posty z serii "O stracie wszechobecnej". Ten rok będzie dla mnie Rokiem Wielkich Zmian – nowe miasto, nowi ludzie, nowe życie. W pierwsze niedziele miesiąca rozmyślać będę, co można stracić... Jednak co człowiek zyska, na razie jest tajemnicą.


Każdy człowiek zmienia się z dnia na dzień. Budzimy się tak naprawdę w towarzystwie osoby, której wczoraj nie znaliśmy. Przyglądamy się oczom w lustrze, ale nie wiemy, czy to rzeczywiście te same tęczówki. Tępo patrzymy w jeden punkt z przymrużonymi oczami i zastanawiamy się, czy rzeczywiście wstawanie codziennie prawą nogą ma sens. Niestety, tracimy coś każdego dnia, a nie każdego coś zyskujemy. Częściej idziemy do pracy/szkoły w humorze godnym współczującego westchnięcia, co często słyszymy stojąc na przystanku, jadąc autobusem...
– Łolaboga, jak ci młodzi mają teraz ciężko. W tych tornistrach to jakby cegły nosili, ani się to nie uśmiechnie ani nic. Nawet miejsca nie ustąpią, a jak już, to z łaską.
Oni jednak nie wiedzą, że to nie ciężki bagaż jest naszym problemem. Mamy ich więcej. Przede wszystkim brak perspektyw, poczucie bezsensowności naszej egzystencji i głębokie niedocenienie, wręcz zobojętnienie. Jak pogodzić się ze stratą ważnych dla nas rzeczy?


UTRATA MOTYWACJI

– Po co mam się starać, skoro następnego dnia nikt nie powie mi dzień dobry, nikt nie uśmiechnie się mijając mnie na ulicy i nikt nie uniesie wysoko głowy ze słowami "jestem z ciebie dumny" na ustach? – myślał Leon, otwierając kolejną puszkę piwa nad pustą kartką. Twórczo krążył po niej wzrokiem od kratki na brzegu po kratkę przy marginesie, rysując oczami swoją motywację, która jak na złość co chwilę znikała... jeśli w ogóle się pojawiała. – "Napisz artykuł, który zwali mnie z nóg", dobre sobie – prychnął. – Jedyne, co może ją zwalić, to dźwig budowlany, a i to pewnie nie.

Zapewne znacie wiele osób, które myślą podobnie do Leona. "Nikt mnie nie doceni, nikt mnie nie pochwali i nie poklepie po plecach. Jestem beznadziejny, do niczego, a moje istnienie w tym gronie nie ma sensu". Podobne myśli nachodzą każdego, jednak trzeba umieć je przezwyciężyć. Dlaczego? Na dłuższą metę nie mają po prostu prawa bytu. Są wyniszczające, odbierają człowiekowi to, co jest w nim najważniejsze – zapał. Najgorsze jest to, że agresorem wobec Leona... jest on sam, nieświadomy wyrządzanej sobie krzywdy.
Zamiast narzekać i doszukiwać się we wszystkim wad, zobaczmy, jakby ta sytuacja wyglądała z innym sposobem myślenia.

– Dobra, napiszę ten artykuł i wszyscy będą zadowoleni. Szafa trzydrzwiowa zrobi swoją standardową minę obojętnej starej panny, ja dostanę kasę... – Leon sięgnął po długopis i kartkę, na której zaczął pisać pierwsze zdania artykułu, skreślił trzy wyrazy, dopisał pięć i skreślił wszystko. – Dobra, stary, weź się w garść. Im szybciej skończysz ten "powalający" – zaakcentował ironię w tym słowie, mimo iż był w pokoju sam. Uwielbiał jednak mówić do siebie, usprawiedliwiając się tym, że nie ma na świecie drugiej tak inteligentnej i wartościowej osoby, z którą mógłby porozmawiać. – tym szybciej wyciągniesz browarka z lodówki i zrelaksujesz się przed telewizorem. Poza tym, twoje wypociny przeczyta masa osób. A nóż twój tekst dotrze do wpływowego człowieka, który zauważy ten talent i potencjał, po czym zadzwoni do ciebie z propozycją pracy – zaśmiał się pod nosem, a słowa zaczęły w końcu składać się w zdania, a zdania tworzyły cudowną całość. – "Czy zrobiłby pan mi ten zaszczyt i rzucił pracę w tej gazetce, przechodząc do naszej gazety?" Co ja bym mu wtedy odpowiedział? Zapytał o pensję? (...)

Po przeczytaniu dwóch fragmentów z życia Leona poznajemy tak naprawdę dwie postacie, zostawiam Wam do oceny, która wzbudza większą sympatię. Pamiętajcie jedno: motywacja mieszka w Was i od Waszego nastawienia zależy naprawdę wiele.

sobota, 2 stycznia 2016

"Sekta egoistów" Eric-Emmanuel Schmitt

Sekta egoistów to debiutancka powieść Schmitta – autora znanego prawdopodobnie wszystkim. Jak Oskar i Pani Róża bardzo mi się podobała, mimo iż była to lektura, tak do Sekty egoistów mam zupełnie neutralny stosunek. Czekałam na wydanie tej powieści i obserwowałam, kiedy wejdzie na rynek.  Debiuty jednak ciężko ocenić i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Tak jest też w tym przypadku. Eric-Emmanuel Schmitt jest jednym z dowodów na to, że warsztat literacki szlifuje się z czasem i każdą kolejną książką.

Gerard jest badaczem historii i właśnie pisze pewną pracę, która w ogóle go nie wciąga. Znużony swoim codziennym życiem i znudzony, postanawia przejrzeć jakieś materiały. Chce przeczytać coś, co nie jest związane z jego pracą i na chwilę o niej zapomnieć. W ten sposób natrafia na wzmiankę o żyjącym w XVIII wieku filozofie Gaspardzie Languenheart. Głosił on filozofię egoistyczną. Twierdził, że jest Stworzycielem świata i ludzi, uważał się za Boga i Władcę wszystkiego wkoło. Sądził, że wszystko dzieje się za sprawą jego chęci bądź niechęci, przez co w towarzystwie był obiektem kpin i żartów. Z czasem jednak zaczął popadać w obłęd, stał się niebezpieczny i utrzymywał swoje stanowisko nawet, gdy inna osoba podawała mu racjonalny argument obalający filozofię egoizmu.
Gerard z czasem zupełnie stracił zmysły dla "swojego" filozofa, zaczął być zazdrosny o jego imię w czyichś ustach, bez względu na wszystko szukał jakichkolwiek informacji. Stracił poczucie rzeczywistości i czasu, a zakończenie historii zupełnie zaskakuje czytelnika.
Jeśli Bóg jest na poziomie Boga, nie zadowala się tym, że jest Sobą, robi coś więcej: On tworzy.
Książka zaczyna się wspaniałym opisem, dzięki któremu przed oczami przewijają się rozmaite obrazy. Wrażenie, że będzie to dobra lektura, nie opuszczało mnie przez kilka stron. Byłam zafascynowana perspektywą czytania o sekcie egoistów i miałam wrażenie, że fabuła jeszcze nabierze tempa po natrafieniu na ślad nieznanego filozofa. Tymczasem autor serwuje nam opis życia Gasparda, liczne anegdotki i opisy dni głoszenia filozofii egoizmu. Gerard nagle traci trop, usilnie szuka informacji. Natrafia na pewnego staruszka, który darowuje mu kopię rękopisu Gasparda i wtedy następuje zwrot akcji, jednak wszystko dzieje się za szybko. Czytelnik nie jest w stanie zrozumieć postępowania bohaterów, a co dopiero zżyć się z nimi. Historia opiera się raczej na rozważaniach filozoficznych, niemal brak w niej fabuły i głębszego sensu. Sekta egoistów okazuje się w rzeczywistości... niczym, gdyż do tytułu odniesień jest bardzo mało i są ledwie zauważalne. Sekta nie jest sektą, czy też jest nią jedna osoba, wyniszczająca siebie własnymi przemyśleniami...

Jednak język, jakim posługuje się autor, rekompensuje braki i pozwala się zrelaksować i zapomnieć na chwilę o otaczającym nas świecie. Osoby skłonne do rozmyślań i rozważań odnajdą w tej historii wiele ciekawych przemyśleń i wyciągną na pewno wartościowe wnioski. Na okładce możemy przeczytać, ze Eric-Emmanuel Schmitt w swojej nieopublikowanej dotąd w Polsce powieści stawia ważkie pytanie o to, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze: osobiste szczęście czy budowanie więzi z otaczającymi nas ludźmi. Myślę, że na pierwszy rzut oka nie widać, aby autor poruszał właśnie taką kwestię, jednak warto po lekturze usiąść spokojnie w fotelu i przemyśleć, co właśnie się przeczytało. Efekt końcowy może być zaskakujący i jestem pewna, że dojdziemy do różnorodnych wniosków.
Świat naprawdę jest jedynie tym, co odczuwamy, nie da się od niego uciec.
Każdy z nas jest artystą, bo każdy tworzy swój własny świat. Musimy pamiętać jednak, że inni również postrzegają wiele rzeczy inaczej, nie możemy narzucać im własnego zdania czy interpretacji danej sytuacji. Jeśli Bóg jest, nie jest On człowiekiem, dlatego żaden człowiek za Boga nie powinien się uważać. Ważna jest świadomość, że obok naszej codzienności istnieje kolejna, często zupełnie inna. Piękne jest to, że możemy łączyć swoje przeżycia z innymi ludźmi, dzięki czemu urozmaicamy swoje światy i wzbogacamy siebie o nowe uczucia oraz przeżycia. Nikt nie jest na świecie tylko dla siebie, dla swojej przyjemności. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi, ale to razem z innymi tworzymy idealną całość. Nie musimy wszystkich kochać i uwielbiać, ale powinniśmy się akceptować i mieć świadomość odmienności zdań. Bez bliskich, bez bratnich dusz człowiek zaczyna wariować.
To właśnie wywnioskowałam z wieczoru z książką Sekta egoistów Erica-Emmanuela Schmitta. Kto wie, może Wam się spodoba? A może również będziecie mieli neutralny stosunek? I w końcu może jednak wyciągniecie z niej wnioski, zmusicie się do zatrzymania na chwilę i pomyślenia a co uważam JA w tej kwestii? albo kim jestem JA?.
Jeśli zdecydujecie się na jej lekturę, zapraszam do dyskusji! Myślę, że może to być ciekawe doświadczenie.

Ale to nie wszystko: jestem dziś tym, kim chcę, i być może wykażę ci, że jestem tobą samym, a ty nie jesteś niczym. Ale czy wznoszę się do gwiazd, czy zstępuję do otchłani, nie przestaję być nigdy sobą i to, co dostrzegam, jest zawsze tylko moją własną myślą.


Recenzja pisana dla 
 dzięki
Redkcja Essentia

piątek, 1 stycznia 2016

Postanowienia Noworoczne Book Berek!

Modna książka nominowała mnie, bym napisała o postanowieniach noworocznych. No to zaczynamy!



Lubię działać. Rzucanie słów na wiatr nie jest dla mnie, więc nie tylko postanawiam, ale również działam. Działanie jest zawsze moim postanowieniem, nie tylko noworocznym (o czym pisała Majka w bardzo ciekawym poście o tutaj). Nawet, jeśli nie wszystkie postanowienia uda mi się zrealizować, to będę do tego dążyć. Zawsze dążę do celu. Lepiej być bliżej, jak dalej. Dziś berek od Dominiki z Modnej książki ma pomóc mi trochę określić książkowe priorytety.

1. Autor, którego książkę chciałabyś przeczytać w 2016 roku (którego książki jeszcze nie czytałaś).
W 2016 roku chciałabym się przekonać do polskich autorów, tych wciąż działających, bo do tej pory czytałam niewiele ich książek. 

2. Książka, którą chciałabyś przeczytać.
Wciąż chcę wziąć się za książki Philippy Gregory, na półce czekają Kochanice Króla.

3. Klasyka, którą chciałabyś przeczytać.
Tutaj zgodzę się z Dominiką – chciałabym również przeczytać Wichrowe wzgórza.

4. Książka, którą chciałbyś przeczytać jeszcze raz.
Chciałabym przeczytać jeszcze raz Cmentarz Zapomnianych Książek Zafóna, jednak boję się, że już nie będę czuła się tak cudownie, jak przy czytaniu po raz pierwszy. 

5. Książka, którą masz od długiego czasu i chcesz ją przeczytać.
Na pewno Księżyc nad Bretanią Niny George. Lawendowy pokój tej samej autorki mnie zachwycił, więc chcę spotkać się z nią jeszcze raz!

6. Duża książka, którą chciałabyś przeczytać.
Chciałabym w końcu przeczytać Władcę pierścieni, nawet już zaczęłam razem z chłopakiem. Mam nadzieję, że przeczytam do końca i będę mogła obejrzeć film, o co tak bardzo mnie prosi ukochany – fan Władcy..., gdyż jak mówiłam kilkakrotnie, nie lubię czytać książek po obejrzeniu filmu z nimi związanego. Odwrotnie również, ale zdarzają się wyjątki.

7. Autor, którego już wcześniej czytałaś i chcesz przeczytać więcej.
Carlos Ruiz Zafón, Małgorzata Maria Borochowska, Nina George, Richard Paul Evans.

8. Książka, którą dostałaś na święta i chcesz ją przeczytać.
Zima koloru turkusu Carina Bartsch, jednak muszę najpierw dokupić pierwszą część, bo Mikołaj przeoczył jeden mały szczegół :)

9. Seria, którą chcesz przeczytać (zacząć i skończyć).
Chcę przeczytać Sagę argentyńską Sofii Caspari, która już czeka na półce!

10. Seria, którą chcesz skończyć (którą już zaczęłaś).
Bez zastanowienia – Królowie przeklęci Maurice Druona. Pierwsze dwa tomy od wydawnictwa Otwartego przeczytałam w kilka dni, wciągnęła mnie do granic możliwości, dlatego z wytęsknieniem czekam na trzeci tom. Tęsknię już za bohaterami, którzy co chwilę snują intrygi, zabijają, walczą o władzę...

11. Bierzesz udział w czytelniczych wyzwaniach? Jeśli tak to ile książek chcesz przeczytać w 2016 roku?
Nie lubię wyzwań, które narzucają mi tematykę książek czy dają wytyczne. Dlatego biorę udział w "Przeczytam 52 książki w 2016 roku" (https://www.facebook.com/events/1576427339262530) oraz moje wyzwanie – czytać dziennie przynajmniej 100 stron.

Wyrzutnia fajerwerków, czyli nominacje!

Dominika z http://dominika-szalomska.blogspot.com
Daria z http://recenzjedevi.blogspot.com
Weronika z http://ksiazkowy-wolontariat.blogspot.com