niedziela, 3 stycznia 2016

Utrata motywacji

Coś się kończy – coś zaczyna.
W pierwsze niedziele miesiąca będę publikowała posty z serii "O stracie wszechobecnej". Ten rok będzie dla mnie Rokiem Wielkich Zmian – nowe miasto, nowi ludzie, nowe życie. W pierwsze niedziele miesiąca rozmyślać będę, co można stracić... Jednak co człowiek zyska, na razie jest tajemnicą.


Każdy człowiek zmienia się z dnia na dzień. Budzimy się tak naprawdę w towarzystwie osoby, której wczoraj nie znaliśmy. Przyglądamy się oczom w lustrze, ale nie wiemy, czy to rzeczywiście te same tęczówki. Tępo patrzymy w jeden punkt z przymrużonymi oczami i zastanawiamy się, czy rzeczywiście wstawanie codziennie prawą nogą ma sens. Niestety, tracimy coś każdego dnia, a nie każdego coś zyskujemy. Częściej idziemy do pracy/szkoły w humorze godnym współczującego westchnięcia, co często słyszymy stojąc na przystanku, jadąc autobusem...
– Łolaboga, jak ci młodzi mają teraz ciężko. W tych tornistrach to jakby cegły nosili, ani się to nie uśmiechnie ani nic. Nawet miejsca nie ustąpią, a jak już, to z łaską.
Oni jednak nie wiedzą, że to nie ciężki bagaż jest naszym problemem. Mamy ich więcej. Przede wszystkim brak perspektyw, poczucie bezsensowności naszej egzystencji i głębokie niedocenienie, wręcz zobojętnienie. Jak pogodzić się ze stratą ważnych dla nas rzeczy?


UTRATA MOTYWACJI

– Po co mam się starać, skoro następnego dnia nikt nie powie mi dzień dobry, nikt nie uśmiechnie się mijając mnie na ulicy i nikt nie uniesie wysoko głowy ze słowami "jestem z ciebie dumny" na ustach? – myślał Leon, otwierając kolejną puszkę piwa nad pustą kartką. Twórczo krążył po niej wzrokiem od kratki na brzegu po kratkę przy marginesie, rysując oczami swoją motywację, która jak na złość co chwilę znikała... jeśli w ogóle się pojawiała. – "Napisz artykuł, który zwali mnie z nóg", dobre sobie – prychnął. – Jedyne, co może ją zwalić, to dźwig budowlany, a i to pewnie nie.

Zapewne znacie wiele osób, które myślą podobnie do Leona. "Nikt mnie nie doceni, nikt mnie nie pochwali i nie poklepie po plecach. Jestem beznadziejny, do niczego, a moje istnienie w tym gronie nie ma sensu". Podobne myśli nachodzą każdego, jednak trzeba umieć je przezwyciężyć. Dlaczego? Na dłuższą metę nie mają po prostu prawa bytu. Są wyniszczające, odbierają człowiekowi to, co jest w nim najważniejsze – zapał. Najgorsze jest to, że agresorem wobec Leona... jest on sam, nieświadomy wyrządzanej sobie krzywdy.
Zamiast narzekać i doszukiwać się we wszystkim wad, zobaczmy, jakby ta sytuacja wyglądała z innym sposobem myślenia.

– Dobra, napiszę ten artykuł i wszyscy będą zadowoleni. Szafa trzydrzwiowa zrobi swoją standardową minę obojętnej starej panny, ja dostanę kasę... – Leon sięgnął po długopis i kartkę, na której zaczął pisać pierwsze zdania artykułu, skreślił trzy wyrazy, dopisał pięć i skreślił wszystko. – Dobra, stary, weź się w garść. Im szybciej skończysz ten "powalający" – zaakcentował ironię w tym słowie, mimo iż był w pokoju sam. Uwielbiał jednak mówić do siebie, usprawiedliwiając się tym, że nie ma na świecie drugiej tak inteligentnej i wartościowej osoby, z którą mógłby porozmawiać. – tym szybciej wyciągniesz browarka z lodówki i zrelaksujesz się przed telewizorem. Poza tym, twoje wypociny przeczyta masa osób. A nóż twój tekst dotrze do wpływowego człowieka, który zauważy ten talent i potencjał, po czym zadzwoni do ciebie z propozycją pracy – zaśmiał się pod nosem, a słowa zaczęły w końcu składać się w zdania, a zdania tworzyły cudowną całość. – "Czy zrobiłby pan mi ten zaszczyt i rzucił pracę w tej gazetce, przechodząc do naszej gazety?" Co ja bym mu wtedy odpowiedział? Zapytał o pensję? (...)

Po przeczytaniu dwóch fragmentów z życia Leona poznajemy tak naprawdę dwie postacie, zostawiam Wam do oceny, która wzbudza większą sympatię. Pamiętajcie jedno: motywacja mieszka w Was i od Waszego nastawienia zależy naprawdę wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz