piątek, 30 marca 2018

Tłum ludzi.

Tłum ludzi. Opustoszały peron. Szum komunikatów. Cisza jak makiem zasiał. Prawie pusta walizka. Ciężki bagaż. Nikt mi nic nie dał, więc nie mam co zabrać. Co miałem, wszystko oddałem innym. Usłyszałem w zamian słowa rzucone na wiatr. Dostałem opustoszały peron, ciężki bagaż i przeszywającą do szpiku kości samotność.
Tak kończy się wychodzenie do ludzi.
Z tą pokraczną czarną dziurą na dłoni.
Czarną dziurą, którą można złamać. Którą uczyniono (bez)kształtem pełnym ostrych krawędzi.
Ciągnę za sobą pozostałości siebie. Ciągnę duże nikt, ciężkie nic, niechciane sny, marzenia bez szans na spełnienie, zapomniane coś.
Wyciągam telefon, sprawdzam wiadomości: ileśtam internetu za darmo, numer jest już dostępny (ale nie oddzwonił, więc niech się pierdoli). Nawet on krzyczy „gówno! gówno! gówno!”.
– Dzień dobry, piękną mamy zimę tej wiosny, nieprawdaż? Aż chce się żyć, prawda?
– Och tak, chce się żyć. Z całych sił – klnę jeszcze jak z nut, tylko w myślach.
– Studenci do domu na święta wracają to i miejsca mało w pociągu, prawdaż? A dokąd to się jedzie?
– W poszukiwaniu miejsca, w którym będzie chciało mi się żyć – otwieram książkę i biorę do ręki ołówek, którym mam w nawyku robić notatki w przerwach od gryzienia, dodatkowo wkładam do uszu słuchawki, by przypadkiem nikt nie zaczął mi znowu pieprzyć o pięknej pogodzie i cudownym życiu.
Puszczam album Ludwika Einaudiego, który trwa dokładnie godzinę i czternaście minut, po czym znikam. Czytam stronę za stroną, jednocześnie myśląc i rozważając. Czas jakby się zatrzymał, ale mimo to minęła godzina i automatyczne odtwarzanie postanowiło zrobić mi psikusa i przejść do tego utworu. Tego, który wywołuje niesamowite ciarki: niesamowicie przyjemne i niesamowicie straszne. Staram się nie myśleć, nie kojarzyć, nie wspominać, ale z każdym mrugnięciem pod powiekami pojawiają się niechciane obrazy.
Mówią, że uczucia, emocje i myśli można kontrolować rozumem i że istnieje harmonia między sercem a mózgiem. Dochodzę do wniosku, że mój mózg jest upośledzony, bo raczej to wszystko kontroluje mój umysł i nie ma w nim nic racjonalnego i logicznego.
Panie Boże, powiedz mi, jaki miałeś cel w stworzeniu mnie takim nieudacznikiem i życiową ofermą, która na każdym kroku jest doświadczana przez życie? Żeby nie powiedzieć, pie… kopana w dupę? Wiesz, czasami, a ostatnio coraz częściej, mam ci bardzo wiele za złe. Mam ochotę iść gdzieś daleko od ludzi, wejść na jakieś wzniesienie, by być najbliżej nieba, i wykrzyczeć ci niemal w twarz te wszystkie przekleństwa cisnące mi się na usta, te wszystkie pretensje wrzące we mnie. Chcę się na ciebie obrazić, odwrócić plecami, uderzyć cię w ramię zaciśniętą pięścią… Ale nie mogę, bo tylko ty trzymasz mnie w ramionach. Tylko ty mnie tulisz, jakbym coś znaczył. Tylko ty mnie kochasz. I tylko tobie zależy na mnie tak, że nawet teraz starasz się i jesteś blisko.
Minął utwór, otarłem łzy z twarzy – nikt nie zauważył, każdy w przedziale zajął się sobą. Wróciłem do czytania książki jak gdyby nigdy nic, jak gdybym nie istniał.
Wtem kolejna myśl, która przyspiesza rytm serca i wywołuje szum w uszach, wpieprza mi się do głowy jakby była przerzutem żyjącego we mnie raka.
Co lub kto tak usilnie próbuje sprawić, bym nienawidził swojego życia bardziej od największego wroga?
Co zrobiłem, że wciąż ktoś próbuje mi odebrać albo życie, albo motywacje?
Bądź też co mógłbym, co byłbym w stanie zrobić, gdybym wziął się w garść bez pomocy innych? (Czy to jest możliwe, to chyba kwestia na rozważania w drodze powrotnej, niemniej czuję, że człowiek, który jest nikim dla innych, będzie nikim sam dla siebie).

czwartek, 29 marca 2018

Robisz mi chaos w chaosie

Robisz mi chaos w chaosie,
gubię się na własnych ścieżkach
i umieram na zatłoczonych przejściach,
gdy ktoś trzyma kogoś za rękę,
a ja kurczowo trzymam się myśli,
że mój chaos to moja
najskuteczniejsza obrona.

Kamienna twarz i serce z kamienia,
lodowate spojrzenie i usta spięte,
tam, gdzie powinna być dusza,
mam tylko grafomańskie wiersze,
dzięki którym nauczyłam się kłamać,
że to, co czuję, nie jest tym

czym jestem.

Tysiące razy cię całowałam

Tysiące razy cię całowałam
w mojej głowie,
a dziś żałuję że cię (nie)poznałam.

Potrafię żyć tylko w chaosie,
a nagle wchodzisz i wkładasz szuflady
na swoje miejsca.
I chcę cię dotknąć, przyciągnąć
do serca,
a ty wciąż i wciąż nie chcesz zrozumieć,
albo chociaż spróbować,
że mogłoby się okazać,
że jesteśmy dla siebie stworzeni.

Nikt nigdy mi nie wmówi,
że miłość jest tylko wtedy,
gdy ludzie są sobie przeznaczeni.
Wolę wierzyć, że każdy wybiera
i podejmuje decyzję, że tego człowieka
pokocha i będzie kochał na wieki.

wtorek, 27 marca 2018

Zawsze uważam, że najgorsze są odjazdy

Zawsze uważam, że najgorsze są odjazdy do świata, którego już nie ma, dopóki nie przyjdzie mi wracać do świata, w którym wszystko jest nie tak.

Jutro znowu wsiądę do pociągu
bez do zobaczenia
bez wróć szybko i w jednym kawałku
bez będę tęsknić
bez dobrze że jesteś

Wsiądę na konkretnej stacji
i wysiądę na pustym peronie
wypiję kawę w samotności
wypiję kawę w towarzystwie
wypiję kawę bez już tęsknię

I wrócę za kilka dni
do pustego mieszkania
z pękniętym sercem
z gardłem ściśniętym w ręce
z krwawiącymi oczami

Bez tęskniłem
bez tak pusto było bez ciebie
Bez

Niczyja bezludna wyspa

poniedziałek, 26 marca 2018

Spotkaliśmy się pierwszy raz od nie pamiętam kiedy.

Spotkaliśmy się pierwszy raz od
nie pamiętam kiedy.
On niegdyś we mnie zakochany,
ja wciąż zauroczona w innym.
Tak się mijamy, jak mijaliśmy,
ale rozmawiamy chwilę i wiem,
że on wie i zna mnie lepiej.
Jakby potrafił patrzyć głębiej.
Ja wciąż duchem nieobecna
myślę, co by było gdyby...

W pewnym momencie coś mówi,
gdy ja go nie słucham, przewraca oczami
i powtarza:

gdybyś wiedziała, ile jesteś warta,
ten facet od razu by zauważył,
co traci.
Szkoda, że nie każdy potrafi
zobaczyć to, co pod skorupą.

I łzy stają mi w oczach,
z całych sił nie płaczę,
bo on widzi we mnie coś,
czego ja nigdy nie zobaczę.
I czego nie zobaczy ten facet,
którego on najchętniej
zgniótłby obcasem
za to, jak rani
kobietę jego marzeń.

Z każdej strony słyszę głosy

Z każdej strony słyszę głosy,
wszędzie ktoś, zawsze coś.
Z prawej, z lewej, z przodu i z tyłu,
dotykam czyjejś ręki, robię krok gdy
jakieś plecy ocierają się o moje,
zaciskam zęby gdy jakoś przypadkiem
ktoś przydepcze mi palce

Wśród bałaganów ludzi, niewydarzonych
wydarzeń i zamkniętych ust błądzę
jak dziecko w świecie dorosłych.
Obijam się między tu i tam, szukam twojej ręki
i twojej twarzy, wypatruję w tłumie i ktoś coś
do mnie mówi i o coś chyba pyta, a ja nie mogę
pozbyć się wrażeń, że jestem zbędna i jestem
niepotrzebna i nie jestem teraz tam gdzie być
powinnam i że chyba się zgubiłam i za późno
wyszłam z domu, coś przeoczyłam, minęłam.

Ruszam się dość nieudolnie.
Wpatruję się przed siebie,
widzę światła w ciemności.

Wsłuchuję się w swoje wnętrze, słyszę oddech
i chyba serce i jakieś krzyki, jakieś tragedie.
Wychodzę z siebie częściej,
niż możesz to sobie wyobrazić.
Czasami potrzebuję rozmowy, a nie mam z kim
porozmawiać. Gdy ktoś pyta, czy wszystko
w porządku, nie mogę mu nic powiedzieć.
Wszystko jest tajemnicą. I mam wrażenie,
że wszyscy oczekują widzieć mnie
pogodną i poukładaną, dają złote rady,
opowiadają historie i nie mogą zrozumieć,
że potrzebuję po prostu człowieka, który
bez zastanowienia złapie mnie za rękę i będzie czekał,
aż wrócę do siebie ze zbyt długiego spaceru.
I będę przemarznięta, a on przytuli i powie:
dobrze, że jesteś. Czekałem na ciebie.

I wtedy ja przestanę być wyobrażeniem,
w końcu będę miała jakieś miejsce
na tym zbyt dużym świecie.

sobota, 24 marca 2018

mam na ustach nadmiar ciemnej szminki

mam na ustach nadmiar
ciemnej szminki bardzo dużo
zbyt ciężkich słów
niewypowiedzianych
wyznań przemilczanych
i dławi mnie

krew z przegryzionego języka

środa, 21 marca 2018

Ale ile jest wart człowiek, który żyje dla siebie?

Jeszcze nigdy nie widziałem takiej ciemności. Brak mi słów na opisanie wszystkich emocji. Brak mi pewności, czy to jeszcze kryzys egzystencjalny, czy już permanentna samotność. Czy to nieprzystosowanie do życia w społeczeństwie, czy zbytnie pragnienie bycia w nim. Czy to brak innych, nadmiar siebie, niepewność jutra, niepewność ludzka, obawa przed opuszczeniem, poczucie bycia opuszczonym... istotą bez wsparcia, daleko od ludzi, którym zależy, na których mogę liczyć, którzy przytulą i powiedzą te dwa proste słowa.

Siedzę na łóżku jakbym miał chorobę sierocą. Przed stopami leży telefon, wpatruję się w czarny ekran. Czy zadzwoni? Czy przyjdzie wiadomość? Czy ktoś gdzieś jednak o mnie myśli?
Chociaż i tak zapewne zabraknie mi słów. Nie powiem tego, co powiedzieć chcę. Co powiedzieć powinienem. Zduszę to w sobie. Zakopię głęboko. Obficie przysypię piaskiem. Wyleję beton.

Czy to już choroba XXI wieku? Rozglądam się po tramwaju, w tłumie na przejściu, na korytarzu w jakimś miejscu. Wszyscy zamknięci w swojej ciasnej głowie, wszyscy zapatrzeni przed siebie albo w telefon. Ta dziewczyna z tyłu siedzi spięta, na zmianę przygryza i zaciska wargi, zamyka oczy i mruga boleśnie. Łza płynie jej po policzku, ociera udając, że coś ją zaswędziało. Wyciąga lusterko, poprawia szminkę, testuje uśmiech. Sztuczny. Ale satysfakcjonujący. Wstaje, mocno wciska "stop" i wysiada niespiesznie.

Niedługo wróci do domu, zakluczy drzwi i pozwoli sobie na chwilę słabości, której będzie żałować. Skarci się w głowie, przeprowadzi ze sobą drastyczną rozmowę i będzie starała się nie myśleć, jakim jest życiowym nieudacznikiem. Porozmawia z dobrym kumplem, który powie jej, jak bardzo jest naiwna. Nie głupia, tylko leniwa, bo zawsze wybiera te łatwiejsze drogi w życiu. Bo nie ma sił zawalczyć o siebie, więc co się dziwi, że nie walczy nikt inny. I że nie ważne, co było kiedyś. Nie ważne, że kiedyś była silna. Kiedyś nie istnieje.

Dawno nie byłem w tak przenikającej ciemności. Do dna serca, do szpiku kości. Dawno nie czułem się tak zbędny i niepotrzebny. Od czubka dużego palca po krańce rzęs. Jak długo nikt nie dotykał mojej dłoni i nie trzymał w ramionach jako kogoś liczącego się, tak dawno nie czułem się tak niecielesny. Widzisz, ponoć nie można uzależniać swojej wartości od ludzi. Ale ile jest wart człowiek, który żyje dla siebie?

mówią, że nie zasługujesz nawet na skrawki moich myśli

mówią, że nie zasługujesz
nawet na skrawki moich myśli,
a co dopiero godziny marzeń,
zwłaszcza tych wieczornych.
mówią, że nie zasługujesz
zasypiać na moich powiekach,
że nie doceniasz i nigdy
nie docenisz.

mówią, że jesteś ślepcem,
że zasługuję mieć w życiu lepiej,
że to logiczne i racjonalne.
ale ja myślę sercem,
nie żyję w harmonii z umysłem.
wiem, że nie zasługujesz,
a wciąż zasypiam i budzę się
z tobą na rzęsach.

dobrze, że jesteś,
bo przynajmniej wiem,
za czym tęsknię.
przynajmniej wiem dla kogo
znaczę więcej
niż słowa rzucone na wiatr.
i może to nie ty, lecz ja
nie zasługuję na więcej.

wtorek, 20 marca 2018

I za to, że nie pomogliśmy

I za to, że nie pomogliśmy,
gdy ktoś o pomoc prosić nie miał odwagi,
że przechodziliśmy obok obojętnie,
choć dawno się domyśliliśmy;
za to, że sztucznie unikaliśmy
spojrzenia w oczy, by
(nie)przypadkiem się nie zdradzić

Za to też powinniśmy
smażyć się w piekle
do końca świata.

Ale nie nam przyjdzie
to osądzić.

Ten mężczyzna, z którym byłam wtedy

Ten mężczyzna,
z którym byłam wtedy,
nie pamięta nawet koloru
moich oczu, a ja pamiętam,
co chciałam mu powiedzieć
pięć lat temu o godzinie 15:37
i nie powiedziałam, bo nie chciałam
robić sobie nadziei.

Widocznie w życiu jest tak, że słowa
niewypowiedziane zostają dłużej
od człowieka, a pytania
niezadane domagają się odpowiedzi
aż do śmierci.

Mimo to wciąż wiele rzeczy
wolę przemilczeć.
Przegryźć język i zapomnieć,
co chciałam powiedzieć.

poniedziałek, 19 marca 2018

To jest tak, że jak złamię nogę

To jest tak, że jak złamię nogę
albo rękę
to każdy do mnie przyjdzie
w odwiedziny,
ale jak mam złamane serce
to nikt przychodzi.

W sumie już nawet nie wiem
ile mnie jest w moich wierszach,
świat mi się zamazuje
i wszystko się miesza,
gdy myślę ile mam w sobie wydarzeń
prowadzących do katastrofy.

Fala emocji, wszystko wylewa się
z przepełnionego naczynia
gdy wpada jedna kropla za dużo.
Tak być nie powinno,
tak być nie miało,
ręce drżeć już nie chciały.

I w sumie już nawet nie wiem
ile mnie jest we mnie.
Jakoś nie mam kiedy
i dla kogo
być sobą.

sobota, 17 marca 2018

Płacze się tylko w domowym zaciszu.

Płacze się tylko w domowym zaciszu. Jeśli przydarzyłyby się jakieś łzy w towarzystwie albo na mieście, nawet na mało uczęszczanej ulicy, udaje się, że to wiatr zawiał nagle w oczy albo że to ze śmiechu tak się dzieje. Ze szczęścia jakiegoś.
Gorzej jest, gdy jedzie tramwajem z już ściśniętym gardłem, a zaraz jeszcze dłuższy spacer do domu. Gorzej jest, gdy na gardle zaciskają się nerwy jak palce, a człowiek przepełniony uczuciami nagle jest sparaliżowany. Nie może się ruszyć, przejeżdża przystanek. I kolejny. I kolejny.
Nagle stoi pod drzwiami, nie może trafić w zamek, stoi zapłakany, nie panuje nad światem. Nie pamięta, jak dotarł do tego miejsca, czy to czarne auto, które jechało tak powoli, to pojechało dalej czy się zatrzymało. Czy ci dwaj mężczyźni poszli w swoją stronę, czy wyciągnęli pistolet i wpakowali dwa naboje.
Zamek ustępuje, za drzwiami cisza, a w pokoju nic nie ma - nawet życia. Siada na łóżku, planuje prysznic, a nagle zasypia i budzi się za późno. Za późno, by żyć, za wcześnie, by umrzeć.
Czyli w idealnym momencie, by się zakochać. Zakochuje się, ale okazuje się, że...
Znowu kłamie, że się spieszy, znowu w tramwaju rozplątuje węzły odbierające oddech, znowu nie patrzy w szybę, by nie spojrzeć przypadkiem sobie w oczy. I znowu. I znowu. Za późno. Za wcześnie. Tak w próżni między "już" a "teraz".

środa, 14 marca 2018

Niekończące się rozmowy

Niekończące się rozmowy,
życie w pełnym zachwycie
nad światem i nad człowiekiem
na wskroś dobrym i wartościowym,
który potrafi rozmawiać,
nie zawieszać w powietrzu pytania.

Wspólne wieczory i nieprzespane noce,
setki wymilczanych słów i pokazanych wyznań,
muśnięcie policzka opuszkami palców
i dłoń mocno zaciśnięta na dłoni.
Tak zasypiam późno w nocy
i budzę się przed południem

zawsze w mojej głowie.

Podejmij za mnie decyzję

Podejmij za mnie decyzję
nie umiem być w jednym miejscu
jestem rozdarta między tu i tam

Ułóż się w moim sercu
bo wciąż dla nikogo nie bije
i nie potrafię przeżyć kolejnego dnia

Chodzę i pytam wszystkich
czy może im na mnie zależy
może zechcą powiedzieć mi coś

Chodzę i pytam czy ktoś z nich wierzy
jeszcze we mnie i chciałby dni
przepełnić radosną plątaniną gestów

Na gwałt potrzebuję usłyszeć
zostań jeszcze jest sens w tym szaleństwie
jeszcze jest sens rzucić się na głęboką wodę

Zostań bo bez tego czuję się zbędna
bez tego chcę uciekać od ciebie
i od siebie więc zostań po prostu

Z własnej woli

wtorek, 13 marca 2018

Nic nie znaczących słów boję się najbardziej.

Nic nie znaczących słów
boję się najbardziej.
Jakoś zupełnie bezpodstawnie
zaczynają się liczyć
gdzieś w mojej głowie.

Co się stanie, gdy nic nie powiem?
Gdy zamilknę wam kiedyś,
zabiorę swój głos
i wasze zdania w próżnię?

Tam będę mogła na spokojnie
przypisywać znaczenia nic nieznaczącym,
dla których moje słowa znaczyły
tyle co nic,
a z którymi chciałam żyć.

Wyjdę wam kiedyś
z siebie,
odejdę i zostanę,
zamilknę i powiem

w końcu co czuję.

piątek, 9 marca 2018

największy paradoks codzienności

największy paradoks codzienności
im więcej mówię
tym więcej mogę przemilczeć

smutek chowa się pod skórą
jak insekt
czasami pełznie
z głowy przez twarz i ręce
przebija opuszki palców
by zostawić ślady i znaki

po czym wraca do siebie
nabrać sił na kolejne dni
na kolejne wędrówki

by ostatecznie trafić do serca

Przeszliśmy już do porządku dziennego ze wszystkim

Przeszliśmy już do porządku dziennego ze wszystkim, co dzieje się w naszym mikroświecie. Widzimy w lustrze tę samą twarz, co wtedy, z tymi samymi oczami, ustami i nierównymi brwiami. Codziennie pędzelkiem nadajemy jej barwy, delikatnie opuszkami palców nakładamy uśmiech. Wychodzimy do ludzi promienni i uśmiechnięci, w głowie zawczasu prowadzimy rozmowy, które będą miały dzisiaj miejsce, by słowa dobrać jak najlepiej do przybranej pozy.
Mówimy bardzo dużo. Czasami nie da się odeprzeć wrażenia, że za dużo. Łatwiej przychodzi mówienie, niż słuchanie drugiej osoby – nawet tej, na której w jakiś sposób zależy. Strach przed usłyszeniem tego, czego usłyszeć nie chcę, strach przed pójściem inną ścieżką niż zaplanowana chwilę temu w głowie, jest paraliżujący.
Nie chcę się bać. Chcę czuć się dobrze i ufać.
Ale ostatnio już naturalne jest zagadywanie problemów – im więcej mówię, tym mniej mówię. Im więcej mówię, tym więcej mogę przemilczeć. Im szerzej się uśmiecham, tym mniej ludzi widzi schowany pod skórą smutek, mimo że snuje się tam jak insekt i czasami nie da się nie zauważyć pełzającego kształtu. Wtedy wszyscy zamykają oczy. Ja przemilczę fakt, oni przemilczą obserwację – niepisana zasada większości relacji.
Mogę powiedzieć to, co powiedzieć się powinno. Mogę przestać mówić o wszystkim, co nieistotne, na rzecz bycia szczerym i wiarygodnym człowiekiem. Wiarygodnym przede wszystkim dla siebie. Mogę, ale chyba nie mam już na tyle odwagi.
Wyznać komuś uczucia to włożyć mu nóż do ręki i stanąć przed nim z rozłożonymi ramionami. Spojrzeć mu głęboko w oczy i czekać na reakcję.
On może odrzucić nóż na bok i powiedzieć kilka lodowatych słów.
Może odrzuć nóż i odejść bez słowa, zupełnie ignorując akt szczerości.
Może również zacisnąć palce i wbić go w serce.
Może obejść dokoła, budząc nadzieję, a w rzeczywistości wbić nóż w plecy.
Może też odrzucić ostrze, podejść i wziąć w ramiona. Zamknąć bezbronne w szczelnym uścisku.
Każdego dnia walczymy ze sobą, szarpiemy się, rwiemy włosy z głowy, łamiemy paznokcie na skórze. Każdego dnia kłócimy się ze sobą, bo któreś z nas ostrzy na siebie sztylet i nie mówi nic o tym drugiemu. Jesteśmy największymi hipokrytami świata. Z najwrażliwszym sercem na świecie. I to nas zgubi.

Chodzisz za mną krok w krok.

Chodzisz za mną
krok w krok.
Gdzie nie pójdę
słyszę twój głos.
W każdym miejscu
czuję twój zapach
jakby obok.
Widzę cię
za każdym zakrętem.

(Nie)obecny duchem

Jesteś doskonałym przykładem,
jak można poruszyć niebo.

wtorek, 6 marca 2018

Nie musiałam uczyć się na pamięć

Nie musiałam uczyć się na pamięć
numerów telefonów i rejestracji
a dzisiaj jestem zmuszona
zapomnieć.

Uczę się zapominać
i w tym wszystkim wołam do ciebie
a ty jakbyś nie słyszał
jakbyś zapomniał o wszystkich obietnicach.

Boże
czy można upaść tak nisko
że nawet twoje dłonie
nie są w stanie podnieść?

Pusto tu jakoś
i cicho.
Ty milczysz oni milczą.
Milczenie odbija się echem.

Pusty pokój pusta ulica
niby nic się nie zmieniło
niemal wszystko jak za jego życia.
Tylko ta cisza.

Milczysz choć mówię
nic nie robisz a wiesz co czuję
czy w ogóle gdzieś jesteś
Boże.

Przecież to takie nieludzkie
tak poniżające
przecież odbiera jakiekolwiek siły
smucenie się w samotności.

poniedziałek, 5 marca 2018

Odchodzę od zmysłów.

Odchodzę od zmysłów. Słyszę wszystko mocniej, każdy dźwięk sprawia mi ból. Nie mogę się ruszyć. Nie mogę się odezwać. Oddech blokuje się gdzieś po drodze i nagle leżę na podłodze. Jest ciemno, choć oczy mam otwarte. Nic nie widzę, ręka nie chce wykonać polecenia, nogi nie chcą mnie podnieść. Tracę przytomność.

Wracam do siebie. Wstaję, jak gdyby nigdy nic otwieram okno. W pokoju jest pusto. Nikt nie będzie marudził, że zimno. Zamykaj.
Wdycham ogromną dawkę świeżego powietrza. Patrzę w dół - chodnik tak daleko. Kręci mi się w głowie, więc zamykam z przerażeniem i chowam się pod kołdrę.
Przesadzasz. Powtarzam sobie.
To nic. Wmawiam sobie.
Co jeśli pewnego dnia dowiem się, że umieram i nikogo wtedy przy mnie nie będzie?
Jak czuje się osoba, która ma przed sobą perspektywę zmagania się ze śmiercią w samotności?
Czy osoba, która nie myśli o sobie jak o kimś wartościowym, zasługującym na życie, znaczącym coś dla kogoś, byłaby z takiej informacji zadowolona?
Tak naprawdę strach przed sytuacją, z którą mogę sobie nie poradzić samodzielnie, odciąga mnie od zadawania pytań.
Nie zapytam.
Nie powiem.
Nie wyżalę się.
Nie.
Chcę uciec. Czasami błądzę palcem po mapie, wyszukuję dziwnych nazw miejscowości i wpisuję je w Google. Może właśnie tam chcę zacząć wszystko od nowa. Znowu. Może tam ucieknę od siebie.
Boję się. Boję się tak, że czasem nie panuję nad sobą i pozwalam, by leciały łzy. Ale nie są moje. Nie utożsamiam się z nimi. Zabraniam sobie czuć cokolwiek. Zabraniam sobie czuć coś do kogokolwiek. Do siebie. Do innych. Do życia. Zabraniam sobie się przywiązywać. Wszystkie problemy czy budzące się uczucia zagaduję. Ukrywam pod iluzją zaangażowania w temat, pod płaszczem z masy nic nie znaczących słów, śmiechów.
W sumie chcę czasami wiedzieć, jak to się odbije w przyszłości. Czy będę zapadać się w pułapkę, samodzielnie skonstruowaną i zastawioną, czy ktoś mądrzejszy przyjdzie i powie "Słuchaj, nie umiesz budować pułapek. O tutaj wystarczy nacisnąć i wszystko pierdyknie". A później zrobi coś, na czym się zna i zbuduje pieprzony most, nie popełniając mojego błędu.

Odchodzę od zmysłów. Coś jest znów nie tak, jak miało być. Coś znowu jest niepoukładane, w szafie mam bajzel, w głowie za dużo myśli, za mało faktów, pamięć odrobinę szwankuje, soboty spędzam w łóżku, zakopując się w książkach. To nie tak, że nie szukam towarzystwa ludzi. Po prostu ludzie nie szukają mojego towarzystwa. Coś znów jest nie tak. Serce nie bije tak, jak powinno... Za szybko? Za wolno? Wsłuchuję się. Nie bije w ogóle. Więc moja teoria się potwierdziła. Nie mam serca. No tak, tylko człowiek bez serca może być tak zagorzałym masochistą. Widziałem dzisiaj ludzi trzymających się za ręce. Byli szczęśliwi, jakby zjedli wszystkie szczęścia świata. A ja nie umiem się tak poczuć nawet po wpieprzeniu kubełka z KFC.

niedziela, 4 marca 2018

Piszę tylko wtedy gdy myślę o Nim.

Piszę tylko wtedy
gdy myślę o Nim.
Z reguły późno w nocy,
bo w dzień się nie odważę.

Mówię tylko wtedy,
gdy nie mogę myśleć
o Nim, ale rzadko kiedy
panuję nad życiem.

Słyszę tylko Jego głos.
I nawet jeśli mówi do mnie ktoś,
to wyobrażam sobie tę manierę
tak specyficzną, uwielbianą.

I nie powiem tego nikomu,
nikt się nie dowie,
że pamiętam o każdym Jego słowie,
każdy szczegół twarzy.

Widzę tylko Jego uśmiech,
a w mojej głowie uśmiecha się
do mnie bez przerwy,
gdy śpię i gdy pracuję.

Szkoda, że tylko to
czyni mnie poetą.
I szkoda, że tylko On
jest najlepszą Poezją.

sobota, 3 marca 2018

Niektórzy mężczyźni pisali mi wiersze

Niektórzy mężczyźni
pisali mi wiersze,
inni wyznawali miłość
w romantycznych piosenkach,
wszyscy ubierali w rymy
i grafomańskie porównania
swoje uczucia.

Dziś,
leżąc skulona w łóżku,
pragnę tylko prostych słów,
aż niewielu zdań,
głosu przepełnionego
szczerością.

piątek, 2 marca 2018

Wychodzi pan naprzeciw swoim demonom.

Dobrze, dobrze.
Wychodzi pan naprzeciw swoim demonom.
Dobrze.
Najwyżej pana pożrą
i oboje będziemy mieli spokój.

Ale to chyba nie jest rozwiązanie
mojego problemu z kobietami?

Nie, ale jakieś rozwiązanie pana problemu
z panem.
Zakochać się można
nawet z dnia na dzień.
Wygrać
albo przegrać
walkę z samym sobą
niekoniecznie.

czwartek, 1 marca 2018

Zamknij. Się. W tej. Cholernej. Twierdzy

- Zamknij. Się. W tej. Cholernej. Twierdzy - przerwał. - Wypierdalaj. W ten. Jebany. Kosmos - zachłysnął się powietrzem. - Co ty tu, kurwa, jeszcze robisz, debilu pieprzony? Czasami, niemal codziennie, mam ochotę splunąć ci w twarz, ty sprzedajna...
- Leon, do kogo tak właściwie mówisz? - spokojnie zadane pytanie.
- A jak myślisz?! - odpowiedział jakby był cykającą bombą, która zaraz wybuchnie i zmiecie mnie z powierzchni ziemi. - Do tego frajera w lustrze. Gdybym mógł, to bym mu tak przyj...
- Ekhem.
- ...przywalił, że by się zwijał z bólu, ale jeszcze nie opanowałem sztuk walki z samym sobą.
- Wiesz, Leon, jaki jest twój problem?
- Jestem idiotą, to jest mój problem.
Z trudem powstrzymałam uśmiech i jedną brew rwącą się do góry.
- Wciąż popełniasz ten sam błąd. Dajesz innym ludziom więcej, niż chcą dostać. A już na pewno więcej, niż zasługują.
- Trzepnij mnie patelnią w łeb, proszę - przeciągnął ostatnie słowo i spojrzał na mnie z miną zbitego psa. - Będę niezmiernie wdzięczny, może wykurzysz mi z głowy te wszystkie myśli.
- Więcej krzywdy sam sobie robisz - zaśmiałam się. - Mam już serdecznie dość słuchania o tych wszystkich idiotyzmach, które popełniasz z premedytacją i pełną świadomością. Przytłaczasz tym.
Leon osunął się po ścianie na podłogę i usiadł z podkurczonymi nogami. Tulił sam siebie, chociaż chwilę wcześniej miał ochotę bić.
- Chciałbym przejść w niebyt. Zabarykadować drzwi i okna. Nie wychodzić, póki nie zapomnę, że coś czuję - przerwał. - Że ludzie mają we mnie wyjebane - przerwał. - Że nie znaczę dla nich nic. Nic, co bym chciał. Jak zachowują się ludzie, którym zależy?
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Nie zastanawiam się nad tym, dawno tego nie doświadczyłam. Może cię gdzieś zapraszają? Przytulają? Łapią za rękę? Garną się do spędzania z tobą czasu?
- Wkopaliśmy się po uszy i nie mam pojęcia, jak z tego wyjść.
- No. Topimy się w bagnie własnych uczuć - przerwałam. - Niszczymy ostatnie miejsca, które dawały nam schronienie. Dbamy o innych, zamiast o siebie. Nikt nie dba o nas. Jesteśmy jak szczeniaki szukające uwagi na mrozie.
- Myślisz, że zaprosi mnie kiedyś na swój ślub?
Roześmiałam się.
- Możliwe, że wyśle ci nawet zdjęcie z upalnych wakacji. Może nawet zaproszą cię - westchnęłam.
- Poniżam się codziennie przez piętnaście minut - usłyszałam, jak Leon uderza pięścią w podłogę.
- Wiesz, Leon. Czasami tak sobie myślę, kto ci to zrobił? Kto tak bardzo zjechał ci psychikę i podejście do życia i do ludzi?
- Fatum.
- Fatum nie istnieje. Po prostu ciągle robisz to samo. Za dużo starasz się dla innych, za mało dla siebie. Gdy większość to zwykłe kurwy.
Leon otworzył usta ze zdziwienia i zaczął bić brawo.
- No, w końcu mówisz od rzeczy! Nie róbmy z siebie świętych.
Roześmiałam się.
- Bardzo śmieszne, Leon - westchnęłam. - Trzeba szukać ludzi dobrych dla nas. Nie ludzi, dla których możemy być dobrzy. A nie tracić czas, energię i serce na kogoś, dla kogo nie jest się w gruncie rzeczy nikim ważnym. Bo nie jesteśmy ważni. Ani trochę.

#LeonNieznalski

Najdziwniejsze są te porywy serca, przez które nie wiem

Najdziwniejsze są te porywy serca,
przez które nie wiem, co czuję.
Gdzie jestem, gdy mnie więzi,
w jakich myślach snujących się
samodzielnie w mojej głowie?
Kim jest ten bajarz, który ciągle gada,
opowiada głupoty, co nigdy
się nie zdarzyły i nie zdarzą?

Zamknijcie mu usta, bo czyni tę niewolę
nieznośną, trującą.

Za każdym razem, gdy mnie serce porywa,
ukrywa gdzieś głęboko w lesie, że nikt
nie jest w stanie mnie odnaleźć.
Czasami się mu wyrywam i uciekam,
ale plącze mi drogi i stawia pod nogi kamienie,
które mijam sto razy dziennie
gubiąc szlak własnego rozumu.