poniedziałek, 22 października 2018

Nie ma mnie we mnie

Nie mówcie im,
że jestem w domu.
Nie ma mnie we mnie,
poszłam precz,
więc niech oni też
pójdą sobie
gdzie pieprz rośnie
i diabeł mówi dobranoc.

Nie mówcie im,
że dobrze się trzymam,
bo nie trzymam nawet
kubka z herbatą,
a dłonie mi się trzęsą
w kontakcie z nożem.
Niech ktoś weźmie ode mnie
lepiej to ostrze.

W snach dopuszczam się
ludobójstwa.

środa, 10 października 2018

nieznane części siebie

związałam i zakneblowałam
nieznane części siebie
nie dając im dojść do głosu
a one rzucały się z zębami
drapały po skórze pazurami
wydawały dźwięki gardłowe
i w ogóle się nie męczyły

przypominały mi codziennie
że nie mogę ich uciszyć na zawsze
że w końcu się wyrwą
i wydostaną z najwyższej wieży

że nie zamknę im ust
bo sama
musiałabym przestać mówić

uciekły mi z najpilniej strzeżonej celi
niechciane części mnie

uciekły i krzyczą

sobota, 6 października 2018

Nie chodzę już tym mostem

Nie chodzę już tym mostem,
grozi zawaleniem.
Duma każe mi go spalić,
rozsądek pozwolić się zwalić.
Z gruzów można coś odbudować,
z popiołów jeszcze nikt nie powstał.

Spalam się powoli.
Pozwolisz?

piątek, 5 października 2018

pewnego dnia przyjdzie nam

boję się że
pewnego dnia przyjdzie nam
umrzeć
daleko od siebie.
zabierzesz mi serce tak
jak zabrałeś nadzieję.

nie wiem czy wiesz
ale
ostatnie umierają
uczucia.

jak dobrze, że śpię sama

kolejnej nocy
budzę się z krzykiem
z koszmaru, który
do złudzenia przypomina życie

jak dobrze, że śpię sama,
albo
jaka szkoda

bez przerwy odchodzę
i nie umiem odejść
zostawiam za sobą ślady
byś mógł mnie odnaleźć

jak dobrze, że nie szukasz,
albo raczej
wielka szkoda

wtorek, 2 października 2018

boję się wszystkich niewypowiedzianych myśli

boję się wszystkich niewypowiedzianych myśli,
ludzi zamkniętych w klatkach
i nienapisanych wierszy

jestem ukrytą myślą
za murowanymi prętami
i milczącymi wersami

nie chcę tak

czas przeszły

Przeraża mnie czas przeszły. We wszystkich rozmowach i myślach. Przeraża mnie wszystko, co się skończyło. Wszystko, co odeszło, choć miało zostać. Wszystko, co nie wróciło, choć się nie żegnało. Wszystko, co dało się poczuć, a więcej się nie poczuło. Przeraża mnie czas miniony. Już nigdy nie będzie, już nigdy nie przyjdzie, już nigdy nie zapuka trzy razy z jedną dłuższą przerwą. Ogarnia mnie strach, gdy ktoś mówi "miałam kiedyś swoją kotwicę", już po pierwszych dwóch słowach mam ochotę wyłączyć serce, by tak nie naciskało na gardło. Paraliżuje mnie lęk, gdy ktoś zaczyna zdanie od "już nigdy...". Rozrywa mnie poczucie winy, gdy na ulicy widzę, że przeszłość idzie przede mną i nie mogę jej zatrzymać, nie mogę jej wyminąć, nie mogę nic zrobić. Piję niedobrą kawę w lokalu dziesięć minut przed zamknięciem, za oknem widzę twoje kroki i nagle słyszę twój oddech, charakterystyczne westchnięcie i wiem, że nigdy... Że już tylko... Że zawsze... I że mogłam...

Za dziesięć dni minie kolejny rok mojego życia, a ja czuję się głupsza niż kiedykolwiek. Kolejny rok, który widzę za szybą cichnącej kawiarni. Piszę do przyjaciela, który mówi, że gorzej niż rok temu być nie może, a ten czas zmienił mnie nie do poznania. Chcę wierzyć. Wierzyć, że zapomnę dźwięk twoich kroków, barwę głosu i kolor oczu. Że ulubiona muzyka nie będzie przynosiła obrazów twojego uśmiechu i wspomnień czasu spędzonego razem. A czas przeszły przestanie się pojawiać, przestanie mieć znaczenie w wypowiedziach.