środa, 21 marca 2018

Ale ile jest wart człowiek, który żyje dla siebie?

Jeszcze nigdy nie widziałem takiej ciemności. Brak mi słów na opisanie wszystkich emocji. Brak mi pewności, czy to jeszcze kryzys egzystencjalny, czy już permanentna samotność. Czy to nieprzystosowanie do życia w społeczeństwie, czy zbytnie pragnienie bycia w nim. Czy to brak innych, nadmiar siebie, niepewność jutra, niepewność ludzka, obawa przed opuszczeniem, poczucie bycia opuszczonym... istotą bez wsparcia, daleko od ludzi, którym zależy, na których mogę liczyć, którzy przytulą i powiedzą te dwa proste słowa.

Siedzę na łóżku jakbym miał chorobę sierocą. Przed stopami leży telefon, wpatruję się w czarny ekran. Czy zadzwoni? Czy przyjdzie wiadomość? Czy ktoś gdzieś jednak o mnie myśli?
Chociaż i tak zapewne zabraknie mi słów. Nie powiem tego, co powiedzieć chcę. Co powiedzieć powinienem. Zduszę to w sobie. Zakopię głęboko. Obficie przysypię piaskiem. Wyleję beton.

Czy to już choroba XXI wieku? Rozglądam się po tramwaju, w tłumie na przejściu, na korytarzu w jakimś miejscu. Wszyscy zamknięci w swojej ciasnej głowie, wszyscy zapatrzeni przed siebie albo w telefon. Ta dziewczyna z tyłu siedzi spięta, na zmianę przygryza i zaciska wargi, zamyka oczy i mruga boleśnie. Łza płynie jej po policzku, ociera udając, że coś ją zaswędziało. Wyciąga lusterko, poprawia szminkę, testuje uśmiech. Sztuczny. Ale satysfakcjonujący. Wstaje, mocno wciska "stop" i wysiada niespiesznie.

Niedługo wróci do domu, zakluczy drzwi i pozwoli sobie na chwilę słabości, której będzie żałować. Skarci się w głowie, przeprowadzi ze sobą drastyczną rozmowę i będzie starała się nie myśleć, jakim jest życiowym nieudacznikiem. Porozmawia z dobrym kumplem, który powie jej, jak bardzo jest naiwna. Nie głupia, tylko leniwa, bo zawsze wybiera te łatwiejsze drogi w życiu. Bo nie ma sił zawalczyć o siebie, więc co się dziwi, że nie walczy nikt inny. I że nie ważne, co było kiedyś. Nie ważne, że kiedyś była silna. Kiedyś nie istnieje.

Dawno nie byłem w tak przenikającej ciemności. Do dna serca, do szpiku kości. Dawno nie czułem się tak zbędny i niepotrzebny. Od czubka dużego palca po krańce rzęs. Jak długo nikt nie dotykał mojej dłoni i nie trzymał w ramionach jako kogoś liczącego się, tak dawno nie czułem się tak niecielesny. Widzisz, ponoć nie można uzależniać swojej wartości od ludzi. Ale ile jest wart człowiek, który żyje dla siebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz