sobota, 2 stycznia 2016

"Sekta egoistów" Eric-Emmanuel Schmitt

Sekta egoistów to debiutancka powieść Schmitta – autora znanego prawdopodobnie wszystkim. Jak Oskar i Pani Róża bardzo mi się podobała, mimo iż była to lektura, tak do Sekty egoistów mam zupełnie neutralny stosunek. Czekałam na wydanie tej powieści i obserwowałam, kiedy wejdzie na rynek.  Debiuty jednak ciężko ocenić i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Tak jest też w tym przypadku. Eric-Emmanuel Schmitt jest jednym z dowodów na to, że warsztat literacki szlifuje się z czasem i każdą kolejną książką.

Gerard jest badaczem historii i właśnie pisze pewną pracę, która w ogóle go nie wciąga. Znużony swoim codziennym życiem i znudzony, postanawia przejrzeć jakieś materiały. Chce przeczytać coś, co nie jest związane z jego pracą i na chwilę o niej zapomnieć. W ten sposób natrafia na wzmiankę o żyjącym w XVIII wieku filozofie Gaspardzie Languenheart. Głosił on filozofię egoistyczną. Twierdził, że jest Stworzycielem świata i ludzi, uważał się za Boga i Władcę wszystkiego wkoło. Sądził, że wszystko dzieje się za sprawą jego chęci bądź niechęci, przez co w towarzystwie był obiektem kpin i żartów. Z czasem jednak zaczął popadać w obłęd, stał się niebezpieczny i utrzymywał swoje stanowisko nawet, gdy inna osoba podawała mu racjonalny argument obalający filozofię egoizmu.
Gerard z czasem zupełnie stracił zmysły dla "swojego" filozofa, zaczął być zazdrosny o jego imię w czyichś ustach, bez względu na wszystko szukał jakichkolwiek informacji. Stracił poczucie rzeczywistości i czasu, a zakończenie historii zupełnie zaskakuje czytelnika.
Jeśli Bóg jest na poziomie Boga, nie zadowala się tym, że jest Sobą, robi coś więcej: On tworzy.
Książka zaczyna się wspaniałym opisem, dzięki któremu przed oczami przewijają się rozmaite obrazy. Wrażenie, że będzie to dobra lektura, nie opuszczało mnie przez kilka stron. Byłam zafascynowana perspektywą czytania o sekcie egoistów i miałam wrażenie, że fabuła jeszcze nabierze tempa po natrafieniu na ślad nieznanego filozofa. Tymczasem autor serwuje nam opis życia Gasparda, liczne anegdotki i opisy dni głoszenia filozofii egoizmu. Gerard nagle traci trop, usilnie szuka informacji. Natrafia na pewnego staruszka, który darowuje mu kopię rękopisu Gasparda i wtedy następuje zwrot akcji, jednak wszystko dzieje się za szybko. Czytelnik nie jest w stanie zrozumieć postępowania bohaterów, a co dopiero zżyć się z nimi. Historia opiera się raczej na rozważaniach filozoficznych, niemal brak w niej fabuły i głębszego sensu. Sekta egoistów okazuje się w rzeczywistości... niczym, gdyż do tytułu odniesień jest bardzo mało i są ledwie zauważalne. Sekta nie jest sektą, czy też jest nią jedna osoba, wyniszczająca siebie własnymi przemyśleniami...

Jednak język, jakim posługuje się autor, rekompensuje braki i pozwala się zrelaksować i zapomnieć na chwilę o otaczającym nas świecie. Osoby skłonne do rozmyślań i rozważań odnajdą w tej historii wiele ciekawych przemyśleń i wyciągną na pewno wartościowe wnioski. Na okładce możemy przeczytać, ze Eric-Emmanuel Schmitt w swojej nieopublikowanej dotąd w Polsce powieści stawia ważkie pytanie o to, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze: osobiste szczęście czy budowanie więzi z otaczającymi nas ludźmi. Myślę, że na pierwszy rzut oka nie widać, aby autor poruszał właśnie taką kwestię, jednak warto po lekturze usiąść spokojnie w fotelu i przemyśleć, co właśnie się przeczytało. Efekt końcowy może być zaskakujący i jestem pewna, że dojdziemy do różnorodnych wniosków.
Świat naprawdę jest jedynie tym, co odczuwamy, nie da się od niego uciec.
Każdy z nas jest artystą, bo każdy tworzy swój własny świat. Musimy pamiętać jednak, że inni również postrzegają wiele rzeczy inaczej, nie możemy narzucać im własnego zdania czy interpretacji danej sytuacji. Jeśli Bóg jest, nie jest On człowiekiem, dlatego żaden człowiek za Boga nie powinien się uważać. Ważna jest świadomość, że obok naszej codzienności istnieje kolejna, często zupełnie inna. Piękne jest to, że możemy łączyć swoje przeżycia z innymi ludźmi, dzięki czemu urozmaicamy swoje światy i wzbogacamy siebie o nowe uczucia oraz przeżycia. Nikt nie jest na świecie tylko dla siebie, dla swojej przyjemności. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi, ale to razem z innymi tworzymy idealną całość. Nie musimy wszystkich kochać i uwielbiać, ale powinniśmy się akceptować i mieć świadomość odmienności zdań. Bez bliskich, bez bratnich dusz człowiek zaczyna wariować.
To właśnie wywnioskowałam z wieczoru z książką Sekta egoistów Erica-Emmanuela Schmitta. Kto wie, może Wam się spodoba? A może również będziecie mieli neutralny stosunek? I w końcu może jednak wyciągniecie z niej wnioski, zmusicie się do zatrzymania na chwilę i pomyślenia a co uważam JA w tej kwestii? albo kim jestem JA?.
Jeśli zdecydujecie się na jej lekturę, zapraszam do dyskusji! Myślę, że może to być ciekawe doświadczenie.

Ale to nie wszystko: jestem dziś tym, kim chcę, i być może wykażę ci, że jestem tobą samym, a ty nie jesteś niczym. Ale czy wznoszę się do gwiazd, czy zstępuję do otchłani, nie przestaję być nigdy sobą i to, co dostrzegam, jest zawsze tylko moją własną myślą.


Recenzja pisana dla 
 dzięki
Redkcja Essentia

3 komentarze:

  1. Ojej, nie wiedziałam, że to debiut Schmitta! A to niespodzianka, tym bardziej muszę poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka za mną chodzi od dłuższego czasu więc muszę ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam juz o tej książce, jednak nic mnie do niej nie przyciąga. Ani opisy, ani recenzje, mam wrażenie, że nie odnajdą sie w tym temacie. Oskar i pani Róża, to piękna książka, ale mimo to nie czuję potrzeby poznawania ,,sekty egoistów''.

    OdpowiedzUsuń