czwartek, 6 września 2018

Pierwsza połowa dorosłości minęła nam

Pierwsza połowa dorosłości minęła nam na kochaniu ludzi, którzy nie byli tego warci. Druga, ta większa, na ich wspominaniu przeplatanym z obawą, że już nikogo nie pokochamy i nikt nie pokocha nas. Pierwsza połowa była w miarę szczęśliwa, druga odarła ją z pozorów i pokazała, że szczęście jest złudzeniem. Walczyliśmy ze sobą, żeby nie przyjąć tego do wiadomości. Wciąż nie chcemy w to wierzyć, żyjemy walcząc o ideały i "sprawy wyższe". Bez przerwy coś robimy, działamy, jesteśmy wszędzie i z każdym, jeździmy, chodzimy, zwiedzamy, rozwijamy się, podejmujemy wyzwania, przekraczamy swoje możliwości, niekiedy działamy na niekorzyść zdrowia, byle tylko nie przypomnieć sobie, że ułuda już upadła. 

Młodzi gniewni, młodzi waleczni, patrzą i nie widzą, patrzą i nie chcą zobaczyć. Czasami siadają na brzegu morza, opierają się o betonowy murek i krzyczą do Boga, jak mógł im to zrobić. On, miłosierny i troskliwy. Krzyczą, żeby się wypchał, bo oni już nie dają rady, żeby sobie wsadził w nos to całe doskonalenie mocy w słabości, walkę z przeciwnościami i z samym sobą, a jeśli chce, żeby to pokonali, to niech On pokona to wszystko za nich, bo oni mają to już w poważaniu. Rzucają piaskiem, kopią wodę, na złość spalają kilka papierosów i wracają do codzienności. Znów są wszędzie, znów są z każdym, znów robią wszystko. Ale z tyłu głowy wciąż kołaczą się te słowa "jak mogłeś odebrać nam ludzi, których kochaliśmy, nie dając nic w zamian?", wciąż pretensje do Boga i do świata wżerają się w mózg. Z każdym dniem coraz silniejsi, coraz bardziej wytrwali, idą przed siebie i tracą siłę do protestowania. Zaczynają wierzyć, że tamto było złudzeniem. Zaczynają powoli wierzyć w to, w co wierzyć nie chcieli, co próbowali obalić mimo namacalnych dowodów.
Druga połowa dorosłości pędzi jak pociąg, chcemy wysiąść na najbliższej stacji, nie dając Bogu czasu na działanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz