wtorek, 8 maja 2018

najgorsze jest to, że trudno zdążyć

W tej całej melancholii połączonej z gonitwą życia
najgorsze jest to, że trudno zdążyć
nawet na ostatni tramwaj.
Człowiek zaczyna się wszędzie spóźniać,
aż w końcu przestaje
w ogóle przychodzić.

Najpierw ma nadzieję,
że ktoś się zorientuje, że wyszedł
za wcześnie, wstanie i pobiegnie,
złapie za ramię i zapyta dlaczego.

Później traci wszystko,
z poczuciem przynależności
i sensu istnienia włącznie.
Nie rzuci się przecież z budynku,
bo kto chce umrzeć gdzieś w środku życia?

Zamiast tego trzeba się gimnastykować,
starać się uratować siebie,
zatrzymać choć resztki szacunku i godności.
Trzeba walczyć, by nie stracić siebie,
nie przegapić zakrętu, przystanku, mostu.
W takich momentach nie można się wykoleić.

Trzeba liczyć się z tym, że nikt
nie wstanie i nie pobiegnie i

Przecież to zaczyna się robić śmieszne,
że nie ma się gdzie i kiedy zatrzymać.
Niby jest się wolnym, niby można wszystko.
Ale wciąż istnieją granice,
wciąż istnieją zasady nie do przeskoczenia.
Wciąż panuje jakaś autocenzura, która
zabrania coś napisać,
zabrania coś powiedzieć,
nieważne jak bardzo się tego chce.

Ludzie w kółko pieprzą o rzucaniu wszystkiego,
o radości życia i spokoju ducha,
o kochającym Bogu, Ojcu, który wszystko akceptuje.
Ale gdy człowiek trzaska drzwiami,
i jedzie w te Bieszczady,
nie ma nigdzie tego Boga.
Tylko to "wszystko" goni
i dogania.

I przygniata.

A to nie jest wiersz tylko jakiś zlepek myśli, pusta gadanina człowieka na rozstaju dróg, który nie jest pewien: zostać czy odejść.
I pewien nie będzie aż do końca.
Będzie tak stał i obwiniał kogo się da o spieprzenie życia i nie przyzna się nawet przed sobą, że płaci tylko i wyłącznie za swoje błędy.
Nie przyzna przed nikim, że ufać to popełniać błąd.
Że być daleko, to być daleko i nie ma w tym głębszej filozofii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz