toczę ze sobą wojny,
ciągnę za sobą ofiary.
patrzę na wykrwawiające się relacje,
próbuję zatrzymać trzęsące się dłonie.
zanoszę się płaczem i nie zaznaję spokoju,
nawet gdy śpię przeżywam wszystko raz jeszcze.
kulę się i obejmuję ramionami,
a pragnę po prostu przytulenia.
ludzie, na których liczyłam, nie istnieją.
wbijają mi noże w plecy, jeden nawet w serce,
tracę siły, ale wciąż potrafię ukrywać,
że zaraz upadnę i przegram kilka razy jeszcze.
wstać musisz sama.
ale jak podać sobie rękę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz