piątek, 9 listopada 2018

Tacy jak my zdarzają się sobie raz na tysiąc lat

Tacy jak my zdarzają się sobie raz na tysiąc lat. Widziałam cię w metrze, później w kawiarni przy kawie, ale położyłeś kurtkę na krześle obok. Przeszłam niby obojętnie, nacieszyłam wzrok twoimi oczami i wyszłam ze świadomością, że to już. Więcej cię nie zobaczę.
Stanęłam po drugiej stronie ulicy, a ty spojrzałeś na mnie przez szybę. Poczułam jak delikatnie smagasz mnie oddechem po twarzy. Zapięłam płaszcz, torebkę założyłam na ramię, wyprostowałam się i poszłam przed siebie. Nie obejrzałam się ani razu.
Później w mieszkaniu zrobiłam kawę - w filiżance, choć myślę że filiżanki psują smak, ale ty tak piłeś przy tym stoliku. Usiadłam z nią na parapecie i myślałam o tobie. Myślałam o dumie, która kazała mi odejść.
Zdarzyliśmy się sobie po tysiącu lat i w tym życiu nie wrócimy na pewno. Jeśli mamy tylko jedno, możliwe, że już się nie spotkamy.
Tacy jak my zdarzają się światu raz na sto lat. Najmniejsza część populacji, pyłek na wietrze, delikatny szept wiatru. Jeśli jakimś cudem trafimy na siebie, spuścimy oczy i pójdziemy na koniec świata, byle się sobie nie narazić. I tak, przez dumę lub strach, do końca i na wieczność będziemy niczyi.
Motyle w brzuchu, serce wyrywające się z piersi, drżące ręce i niewypowiedziane słowa - wszystko to zabieramy ze sobą, z niczego się nie tłumacząc, niczego nie okazując. Robimy miny, ukrywamy za nimi myśli i uczucia. Usta zaschnięte od nadmiaru słów delikatnie skrapiamy językami, gdy próbujemy owinąć się w bawełnę.
Zdarzyliśmy się sobie, a teraz ja jestem tysiąc lat w przód, ty tysiąc lat w tył. I nawet za milion nie uda nam się złapać za ręce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz