Boję się wschodów słońca,
bo z każdym zaczynam od nowa.
Boję się zachodów,
bo znikam w ciemnościach.
Prowadzisz mnie prostą drogą
od zakrętu do zakrętu
ostrego jak brzytwa.
Ciągniesz mnie za sobą,
choć widzisz moje zmęczenie,
nie pozwalasz odpocząć.
Ponoć zawsze gdzieś jest światło,
a ja czuję się jak ślepiec,
z którego wszyscy kpią,
bo pragnie odzyskać wzrok.
Przychodzisz i odchodzisz,
bawisz się ze mną w chowanego.
Nie mogę cię zobaczyć,
nie dajesz usłyszeć,
zbywasz moje cierpienie
milczeniem.
Jesteś sztormem
w mojej głowie.
Przyznaję się
- nienawidzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz