Ludzie boją się Twojej miłości. Czynisz nią cuda, poruszasz słońce, przenosisz góry. Ludzie boją się Twojej miłości, bo nie są przyzwyczajeni dostawać coś "po prostu". Chcesz kochać całym sercem, ciałem i duszą, a oni pozwalają Ci tylko trochę, tak nie do końca, tak kapkę - pragną poczuć, boją się przyjąć.
Ludzie boją się, że możesz poznać ich wady, wejść w ich ciemności, dotknąć ich gruzów, zetrzeć trochę kurzu. Czasem łatwiej im siedzieć w błocie, niż się umyć, a co dopiero dać to zrobić komuś. Ludzie nie pozwolą Ci się pokochać, póki sami nie będą na to gotowi. A Ty jak męczennik kochasz ich mimo wszystko.
Czasami Cię ranią, czujesz jak wyciągają noże ze swoich pleców i wbijają w Twoje. Czasem Cię ignorują, żebyś też zaczęła ignorować. Czasem trzymają Cię na dystans, stawiają trochę dalej, każą spojrzeć z odległości - patrz, patrz jaki jestem brudny, patrz jaki oszpecony, jak bardzo nie zasługuję na Twój dotyk, Twoją obecność, Twoją miłość.
Będziesz płakać i będziesz krzyczeć do gwiazd. Będziesz siedzieć na parapecie w przeciągu, będziesz zadawać pytania i nie dostawać odpowiedzi. Kochaj ich mimo wszystko.
Będziesz robić dobro w zamian dostając odrzucenie i mur, namacalny dystans. Czyń dobro mimo wszystko. Nie będzie ci dane widzieć, jakie owoce przyniosły Twoje czyny. I nie zobaczysz, do czego doprowadzasz. Nie będziesz obserwować, jak Twoje dzieło się rozrasta. Jesteś tylko, czy raczej aż narzędziem. Uczyń z tego Twoje szczęście.
Któregoś dnia ktoś przyjmie to, co chcesz dać. Któregoś dnia wróci to, co było, objawi się to, co już jest. Ufaj i bądź cierpliwa. Raduj się z małych rzeczy, słów ukrytych między wierszami, uśmiechów między oddechami, czynów niepozornych. Kochaj, bo tylko to się liczy.
Ludzie boją się, że możesz poznać ich wady, wejść w ich ciemności, dotknąć ich gruzów, zetrzeć trochę kurzu. Czasem łatwiej im siedzieć w błocie, niż się umyć, a co dopiero dać to zrobić komuś. Ludzie nie pozwolą Ci się pokochać, póki sami nie będą na to gotowi. A Ty jak męczennik kochasz ich mimo wszystko.
Czasami Cię ranią, czujesz jak wyciągają noże ze swoich pleców i wbijają w Twoje. Czasem Cię ignorują, żebyś też zaczęła ignorować. Czasem trzymają Cię na dystans, stawiają trochę dalej, każą spojrzeć z odległości - patrz, patrz jaki jestem brudny, patrz jaki oszpecony, jak bardzo nie zasługuję na Twój dotyk, Twoją obecność, Twoją miłość.
Będziesz płakać i będziesz krzyczeć do gwiazd. Będziesz siedzieć na parapecie w przeciągu, będziesz zadawać pytania i nie dostawać odpowiedzi. Kochaj ich mimo wszystko.
Będziesz robić dobro w zamian dostając odrzucenie i mur, namacalny dystans. Czyń dobro mimo wszystko. Nie będzie ci dane widzieć, jakie owoce przyniosły Twoje czyny. I nie zobaczysz, do czego doprowadzasz. Nie będziesz obserwować, jak Twoje dzieło się rozrasta. Jesteś tylko, czy raczej aż narzędziem. Uczyń z tego Twoje szczęście.
Któregoś dnia ktoś przyjmie to, co chcesz dać. Któregoś dnia wróci to, co było, objawi się to, co już jest. Ufaj i bądź cierpliwa. Raduj się z małych rzeczy, słów ukrytych między wierszami, uśmiechów między oddechami, czynów niepozornych. Kochaj, bo tylko to się liczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz