piątek, 20 kwietnia 2018

nienawiść grzeje lepiej od miłości.

Leon wychylał się przez okno i między gałęziami kwitnącego drzewa wypatrywał spadającej gwiazdy. Otworzył oba skrzydła na oścież i usiadł na parapecie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nogi zwisały mu z trzeciego piętra. Od razu przed oczami pojawił się obraz, jak spada i łamie się na chodniku. Na szczęście parapet jest wytrzymały.
Siedział tak w samej bieliźnie i machał nogami, pozwalając mi w spokoju przerzucać kartki w ciepłym łóżku. I tylko on sam wiedział, jakie myśli rodziły się w tym zakutym łbie.
Wiesz zaczął, gdy akurat w moich skończyło się odliczanie do trzech. Dochodzę do wniosku, że nienawiść grzeje lepiej od miłości.
Zapewne. Jej żar łatwiej jest podsycać. Łatwiej ją rozpalić.
To przykre.
Milczę i Leon milczy.
Miłość.
To słowo wywołuje we mnie raczej zimne dreszcze niż jakiekolwiek ciepło.
Może chodzi o to, że odpowiednie usta powinny rozpalać ognisko miłości? Leon zamyka oczy i wystawia twarz do wiatru. By odpowiedni głos wymawiał odpowiednie słowa?
Może. Może chodzi o to, by odpowiednie ręce podtrzymywały jego płomień?
Może. Może nie każdemu jest dane poznać osobę, która o domowe ognisko będzie dbała tak skrupulatnie, że spali w nim jakiekolwiek negatywne uczucia względem innych ludzi i świata... tak niesprawiedliwego wzdycha. Chciałbym, by każdemu człowiekowi dane było poznać wspaniałego człowieka. Przynajmniej jednego. Takiego na całe życie. Takiego, który nie wystraszy się, gdy zobaczy wszystkie noże wbite w plecy i w serce, i wyciągnie je powoli, cierpliwie, nie zważając na czas i trudności.
A ja, by każdy człowiek poznał człowieka, któremu będzie mógł wyciągnąć wszystkie ostrza i kolce. By był balsamem na gojącą się duszę, stając się tym samym kimś lepszym i dojrzalszym. Mądrzejszym i bardziej doświadczonym.
By oboje nawzajem byli dla siebie opoką dokończył Leon, choć wiedział, jak bardzo sprzeczne uczucia budzi we mnie to stwierdzenie. Wiesz, ludzie powinni być dla siebie...
Nie dokończysz?
Nie. Bo wiesz.
Milknie na chwilę. Widzę spadającą gwiazdę. On też ją widzi. Oboje szeptem wymawiamy to samo życzenie.
Szczęście mierzy się chwilami, w których zapominamy jak złapać oddech.
Śmieję się.
Sugerujesz, że tylko martwi są w pełni szczęśliwi?
A można w ogóle być w pełni szczęśliwym za życia?
Wierzę, że można. Nie tyle zapominając, jak się oddycha, ile mogąc zsynchronizować z kimś oddechy.
Tym razem to Leon się zaśmiał. Ale już nic nie powiedział. Zamknął okno, zaciągnął zasłony i po chwili już spał. Z tego, co przeżywa teraz, nie będzie musiał się spowiadać. Nie będzie musiał się tłumaczyć. Tam może wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz