sobota, 10 lutego 2018

W takich momentach czuję, że jestem po uszy zakochany w tym mieście

W takich momentach czuję, że jestem po uszy zakochany w tym mieście. Że w końcu znalazłem swoje miejsce na ziemi, do którego rzeczywiście chcę wracać, do którego tęsknię i planuję podróż już kilka dni wcześniej. W takich momentach czuję, że przekraczam cienką granicę i wchodzę w najpiękniejsze, co może się przydarzyć człowiekowi - życie. Nie miałem jego świadomości przez wiele lat, a dziś, idąc pod osłoną nocy uroczą i cichą uliczką dużego miasta, mam wrażenie, że jestem na dobrej drodze. Mam wrażenie, że gdzieś przede mną rysuje się kształt jakiegoś celu, przyszłości, nadziei. Idąc tą uliczką, która wygląda jak wyjęta z baśni, przechodząc obok małych domków z ogródkiem przy wejściu i lampkami na ogrodzeniu, wśród pomiałkiwań kotów i szczeków psów śmiało podchodzących po odrobinę pieszczoty, mam delikatne poczucie, że jestem przez to miasto akceptowany i chciany. Rodzi się we mnie przekonanie, że mogę już przestać szukać i błądzić. Mogę przestać uciekać. Przed sobą. Przed przeszłością. Przed żalem i poczuciem bycia zbędnym.
W takich momentach robi mi się ciepło na sercu. Wracam od ludzi, którzy tęsknią za moim towarzystwem, którzy potrafią słuchać o wszystkim, nie narzucać swojej woli i swojego zdania. Przepełnia mnie coś na kształt szczęścia, ale nie przyznam się do tego, gdyż boję się wielkich słów. Wiem, że to jedna z moich najpoważniejszych wad, a obawa przed odrzuceniem odbiera mi tak wiele możliwości.
Dzisiaj po raz pierwszy przyznałem się przed sobą, że panicznie boję się ludzi. Lgnę do nich jak mucha do światła, ale wszystkie doświadczenia składają się na nieopanowany lęk. Marzę o tym, by spotkać chociaż jednego człowieka, który posiadł umiejętność oswajania. To, czego boję się najbardziej, najczęściej ratuje życie. I jest największym szczęściem.
Problem w tym, że wielkie słowa dotyczą też, a może przede wszystkim, relacji międzyludzkich. Idę tą uliczką z uśmiechem na ustach, śnieg skrzypie pod butami, ale w tym samym czasie rodzi się jakaś obawa. Masa przeplatających się emocji, miliard myśli na minutę. Najtrudniej jest utrzymać to, na czym najbardziej zależy. Trudno wejść w relację tak pełną i dojrzałą, by umieć dostosować ją do zmian zachodzących w człowieku. Trudno jest zbudować prawdziwą przyjaźń, która przetrwa próbę czasu, w którym osoby się zmieniają często w przeciwną stronę. Myślę, że prawdziwa miłość to sztuka dostosowania relacji do zmian. Poznawanie człowieka od nowa każdego dnia, odkrywanie go i akceptowanie, wpływanie na jego postępowanie tak, by się rozwijał, a nie czuł przytłoczony czy uwięziony. Prawdziwa i dojrzała miłość zmienia się i dojrzewa wraz z człowiekiem. Dużo relacji zawartych w dzieciństwie skończyło się, bo dorośliśmy i w pewnym momencie poszliśmy w zupełnie innym kierunku. Najbardziej zaskakujące i uderzające jest to, że nawet kilkunastoletnie znajomości potrafią zawalić się z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Dziś nie wiem, czy wierzę w przyjaźń. Czy coś takiego w ogóle istnieje. Raczej unikam nazywania kogoś "przyjacielem", preferuję koleżeństwo czy kumplostwo.
A jeśli to wszystko polega na tym, że dany człowiek jest w życiu, albo ja jestem w życiu tej osoby, póki jest taka potrzeba? Zaś jeśli następuje stagnacja, osoby nie rozwijają się dzięki sobie nawzajem, wszystko się kończy - mniej lub bardziej naturalnie.
Boję się, że umiejętność życia razem, nie obok siebie, całkowicie w tych czasach zanikła. Często czuję się jak stary duch w młodym ciele - jestem bezbrzeżnie szczęśliwy, a zarazem bezbrzeżnie smutny, że pozwalam przeszłości wpływać na teraźniejszość. Że obawa jest silniejsza od miłości.
Ale wtedy, idąc tą uliczką, trąc zmarznięte palce, czułem, że byłem z tym miastem umówiony od zawsze. Ono da mi tę minutę radości i nadzieję, że nie muszę już uciekać, a ja dam mu siebie. Z całym swoim bagażem doświadczeń, niedoskonałości i zawodów. Czułem, że nie liczy się nic poza tą chwilą. Że dla niej mogę żyć. A jeśli istnieje tak przeszywające szczęście, to istnieje również (nawet niewielka) szansa, że zdrowe relacje rodzą się jak ten moment - nagle, w najmniej spodziewanym momencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz