wtorek, 6 lutego 2018

Czym jest to, co mnie zabije, jeśli nie wzmocni?

Czym jest to, co mnie zabije, jeśli nie wzmocni? Czym jest to, co uczyni silniejszym, jeśli nic z tego nie wyjdzie? Czym jest poukładane życie, cudowny plan na jutro i idealny plan na śmierć?
Przecież ja myślę intuicyjnie, nie wiem, czym jest logika, jakikolwiek plan. Jestem poszukującym - szukam siebie, człowieka, miejsca. Ciągle szukam, a jak coś znajdę, okazuje się, że tego nie ma.
Albo nie mogę mieć na własność.
Widziałem koniec świata. Na własne oczy widziałem te gruzy, ten chaos i bałagan. I nagle przestałem czuć cokolwiek, ale czy człowiek może nie czuć niczego? Tak w ogóle, bez udawania?
Przed innymi i przed sobą?
A jeśli to jest coś z moją głową? Jeśli mam w sobie usterkę, której nie naprawię, bo myślę sensualnie, myślę sercem? A jeśli moje ręce są bezsilne wobec własnych słabości? Tylko dlatego, że widziałem koniec.
Koniec swój i ludzkości.
Ale nie, to niemożliwe, by świat skończył się ot tak. Bóg by na to nie pozwolił. A jeśli ja w rzeczywistości czuję więcej niż bym chciał i tylko tak mówię, że nic nie czuję?
Żeby czasem ktoś nie dotarł do tego, co we mnie się dzieje.
Możliwe, że sam siebie nie znam. Że żyję w jednym ciele z obcym człowiekiem, którego nie lubię, bo ciągle przeżywa kryzysy egzystencjalne, bo kiedyś tam widział rzekomo koniec... ale jak dla mnie, to on kłamie.
Łże idiota i gubi się w zeznaniach!
Bo ponoć widział koniec świata i żyje na gruzach, których nie potrafi poskładać i nie spotkał nikogo, kto byłby na tyle odważny, by pomóc cegiełka po cegiełce zebrać się jakoś do kupy.
Powtarza wciąż, że na jego drodze leżą same trupy, zimne jak nasze morze, przegniłe jak jego wspomnienia, śmierdzące jak ta nadzieja, która trzyma go przy życiu.
Nie spotkał nikogo... Nawet siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz