poniedziałek, 12 lutego 2018

Od kilku dni Leon nie potrafi chodzić spać o normalnej porze.

Od kilku dni Leon nie potrafi chodzić spać o normalnej porze. Po ośmiu godzinach snu obudził się o godzinie 14 i zainspirowany gonitwą snów i nieprzeprowadzonych rozmów bez żadnego przywitania postanowił podzielić się nowym pomysłem na życie. Zerwał się z łóżka i zbierając pranie, przeszedł od razu do sedna.
- Musimy określić jakieś ramy, według których będziemy funkcjonować, jeśli mamy się w jakiś sposób zbliżyć do szczęścia.
- Ramy? - zdziwiona i zaspana nie bardzo rozumiałam, co właśnie powiedział. - Przecież żyjemy w samych ramach, ograniczyliśmy się na tyle, że żyjemy prawie w klatce.
- Jak widać, to wciąż za mało. W tej klatce to istny chaos! Niczego nie kontrolujesz.
- Bo mi w tym przeszkadzasz, Leon - obróciłam się do niego plecami i przykryłam kołdrą po same uszy.
- Tak? A jak tam twoja nauka hiszpańskiego?
Milczałam.
- Widzisz. Nie masz w sobie za grosz samodyscypliny. Co sobie postanowisz, to ci nie wychodzi. Pamiętasz jak postanowiłaś się odciąć od ludzi, którzy budzą w tobie zbyt skrajne emocje?
Zacisnęłam usta.
- No właśnie. Coś nie pykło. Zamiast się odciąć...
- Och, daj spokój - tym razem odrzuciłam kołdrę i usiadłam na łóżku, patrząc mu głęboko w oczy. - Wyobrażasz sobie z dnia na dzień odciąć się od kogoś, do kogo jest się w jakiś sposób przywiązanym?
- Wyobrażam. Zwłaszcza jeśli ten kontakt nie przynosi ci nic dobrego. Po prostu, podejmujesz decyzję i wcielasz ją w życie, a nie myślisz pierdyliard razy, jak to zrobić. Teraz, w tym momencie, już zaczynasz działać.
- Relacja to nie instytucja! - (albo mnie się wydaje, albo powtarzam mu to już setny raz). - Nie da się napisać wypowiedzenia i pomachać na do widzenia i więcej się nie widzieć!
- Pitolenie. Oczywiście, że się da, jeśli ma się mocny charakter i wystarczająco silnej woli. Zaprzyj się i pokaż w końcu tę siłę, która w tobie drzemie! Silna i niezależna kobieto - prychnął. - Samodzielna.
- W takim razie podejmuję decyzję skończenia naszej relacji, zabieraj tobołki i wyprowadź się ze mnie.
- To akurat nie jest takie proste, bo ja jestem częścią ciebie i z moim odejściem stracisz kawałek duszy.
Roześmiałam się.
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie. Przypominam ci, że to ty jesteś za to wszystko odpowiedzialny. To przez ciebie znów jestem wrażliwa i łamliwa. Zanim się pojawiłeś...
- No, co było zanim się pojawiłem? Powiedz to.
Milczałam.
- Beze mnie ciebie by nie było.
Splótł ramiona dumnie na piersi.
- Jednak wracając do naszych ram. Mam na myśli coś bardziej rozbudowanego i konkretnego od "złotej zasady" - powiedział z przekąsem i uniósł jedną brew. - Nienazywania nikogo "przyjacielem". Od srebrnej zasady "niepokazywania uczuć wyższych" i brązowej "trzymać dystans choćby nie wiem co" (tak na marginesie, to wychodzi ci najmniej).
- Nam - wtrąciłam oburzona. - Nam wychodzi to najmniej, nie obwiniaj mnie o wszystko.
- Pędzisz ku samozagładzie i chyba cię to niesamowicie jara! - śmiechem wywołał we mnie okropny gniew, który musiałam utrzymać w ryzach, by nie sprowokować Leona do wygłoszenia kazania na temat: "jak bardzo marnujesz sobie życie". Mimo że wcale nie jest lepszy.
- Po pierwsze, rozważamy błędy trzy razy w tygodniu od godziny 23:00 do 01:00, przy czym ten czas wykorzystujemy nie na użalanie się, ale szukanie rozwiązań. Po drugie, odcinamy się od osób, które te błędy powodują, bo to nie oni, a my będziemy ponosili odpowiedzialność za ten pożar. Po trzecie, chodzimy do spowiedzi co miesiąc. Po czwarte, próbujemy uczucia opanować, nie zdusić w sobie.
- Powodzenia, Leon. Zwłaszcza tobie. Nie wiem czy pamiętasz, ale mnie się to już kiedyś udało.
- Tak, tylko wtedy miałaś dla kogo. Teraz musisz to zrobić dla siebie. A przecież uważasz, że jesteś tak wiele warta, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz