Nie widuję już ludzi życzliwych,
chyba że nielicznych
zamkniętych w wierszach, nieżywych.
Nie widuję już serc łaskawych
krążących między źrenicami,
ale wszędzie pełno dusz skamieniałych.
Chodzę między domami i pytam,
czy ktoś go widział?
Czy odszedł bez słowa, bez pożegnania?
Nie zostawił listu, ostatniej woli?
Chodzę i pytam, czy mnie porzucił?
Jak kota w worku, zabawkę z dzieciństwa?
Chodzę i pytam, czy już nie weźmie mnie w ramiona?
Jak zwykł to robić, nie szepnie do ucha,
że mam nie odchodzić, gdy próbuję wstać z łóżka.
Boże, dlaczego mi go zabrałeś
za nic w zamian?
Nie widuję już ludzi
i, choćbym chciała,
nie kocham
i nie jestem kochana.
PS.
Nie piszę radosnych wierszy,
a bardzo bym chciała.
Przychodzą do mnie
i pytają,
mówią, że czekają,
aż wyczytają w nich, że
jestem szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz