Kończą się nam oddechy.
Widzę twarze żywych ludzi
tuż przed moją twarzą
i nie mogę uwierzyć,
że wszystko tak łatwo
mija wraz z godziną.
Boże, tam są żywi ludzie.
Z oczami przejętymi rozpaczą,
z emocjami pod gardło,
z dłońmi zaciśniętymi w kieszeniach.
Nie mogę uwierzyć, że można tak
łatwo niczego nie zmieniać.
Kończą się nam sekrety.
Stoję obnażona, chwiejąc się niezręcznie,
po czym spadam w niewyciągnięte ręce
z dnia na dzień bardziej nieludzkie.
Czuję się jak intruz we własnej skórze,
bezuczuciowy twór, z którego nawet Bóg
nie jest dumny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz