niedziela, 1 listopada 2015

Dziady. Wierzenia i przesądy.

Z okazji minionej Nocy oraz z okazji dzisiejszego Dnia Wszystkich Świętych chciałabym pokazać Wam w skrócie jak (mogły) wyglądały Dziady. Opowiadanie jest własne, za różne błędy i niedociągnięcia przepraszam. Będę wdzięczna za komentarze :)

Żywia siedziała pod kocem przy zgaszonym kilka godzin temu piecu, próbując wyłapać odrobinę pozostałego ciepła. Zamknęła oczy i wyobrażała sobie, że zaraz wyleci z niego dusza ojca, który zmarł trzy lata temu, dręczony palącą gorączką.
– Ojciec zapewne nie przyjdzie tą drogą – myślała. – Na jego miejscu bałabym się źródła gorąca, które już raz mnie spaliło.

Dziewczyna usłyszała skrzypienie podłogi, zapowiadające nadejście któregoś z domowników. Po chwili do pomieszczenia weszła matka Radomiła, wiążąc chustę na głowie, pod którą schowała lecące na twarz włosy. Podeszła do pieca w poszukiwaniu noża, by pokroić świeży chleb, który zostawiła do ostygnięcia.
– Żywia, niech cię Perun… Tylko nie mów mi, że rozpaliłaś ogień. Ojca poparzysz i więcej nie przyjdzie na wieczerzę – wykonała trzy szybkie kroki i uchyliła szerzej drzwiczki.
– Przecież od dziecka powtarzasz mi, że nie można w Noc Zaduszkową palić w piecu, by dusze tą drogą mogły dostać się do swojego miejsca – dziewczyna się uniosła. –Szukam tylko odrobiny ciepła.
– Idź więc bratu pomóc rozpalać ognisko, by ojciec miał się gdzie ogrzać. Ja nie mogę, zaraz przygotuję saunę, by mógł się w spokoju obmyć i odpocząć po podróży na ten świat.
Żywia przestraszyła się, że ognisko jeszcze nie płonie, bowiem zbliżała się ciemna i bezgwiezdna noc. Możliwe, że niektóre dusze już szukają swoich domów i bliskich, a nie widzą drogi oraz błądzą między drzewami wśród straszących ich demonów, które dostały się pomiędzy ludzi przez jedno nierozpalone ognisko! 

Na niewielkiej polanie przed domem zauważyła swojego brata, Dalemira, który z trudem ciągnął za sobą gałąź. Podbiegła zgrabnym krokiem, unosząc sukienkę, po czym pomogła bratu w noszeniu drewna, gdy ten rąbał je na części. 
– Niech to… – Dalemir zaklął pod nosem, spoglądając na swoją koszulę, którą właśnie rozerwał kawałkiem gałęzi. – Muszę dać matce do zacerowania – zaklął po raz kolejny.
– Idź ją zmienić – odpowiedziała Żywia z trwogą w głosie. – Dzisiaj i tak nie można szyć, chcesz uwięzić czy uwiązać przebywające teraz wśród nas dusze?
Dalemir spojrzał na siostrę z przymrużonymi oczami.  
– Nie możemy odebrać im możliwości powrotu do siebie – wyjaśniła. Wzięła do ręki palący się kawałek drewna i przytknęła je w niepalącym się jeszcze miejscu. Chwilę później duże jęzory ognia buchały w stronę nieba, oświetlając okolicę. Żywia widziała oczami wyobraźni, jak dusze wszystkich ludzi, którzy zmarli w jej wiosce, chodzą między krzątającymi się mieszkańcami. W koło rodzina i sąsiedzi już rozpalili swoje ogniska i chowali się do domów, by przygotować ogromną ucztę. Do jej nozdrzy dotarł zapach pieczonego mięsa nad ogniem. Zapewne ktoś w okolicy nie zdążył zrobić tego w piecu przed zmierzchem. Uśmiechnęła się do siebie, miała wrażenie, że czuje dłoń ojca na ramieniu. Powieki lekko opadły, stała tak w bezruchu, rozkoszując się wspomnieniem jego lica. Widziała krzaczaste  brwi skaczące po wysokim czole, gdy opowiadał jej o kolejnym dniu spędzonym na polowaniu. Widziała uśmiech, jakim obdarzał ją, gdy pokazywała piękne, ręcznie szyte serwetki i obrusy. Tęskniła za nim. Wiedziała jednak, że już za chwilę siądą razem do stołu i pójdą na groby. W koło pootwierano już wszystkie okna i drzwi. Okolica pogrążyła się w oczekiwaniu.
Przy piecu stała misa z wodą po myciu naczyń, którą wyleją dopiero jutro. Tego dnia nie można było się jej pozbyć, by nie oblać dusz przechodzących akurat pod oknem. Na stole czekało wiele potraw, przygotowanych rano i dzień wcześniej oraz kosz wykonany niegdyś przez ojca, do którego Radomiła chowała właśnie pożywienie, miód pitny, kaszę, kutię i wódkę. Tego roku we trójkę postanowili wyjść z domu na groby przodków, by tam z resztą rodziny móc poić i karmić przybyłych bliskich. Zawsze chcieli ugościć ich jak najlepiej, by zapewnić sobie przychylność przodków i pomóc w osiągnięciu błogiego spokoju w zaświatach. Żywia przeszła się po całym domu, zapalając od jednej świeczki inne – na wypadek, gdyby ojciec, dziadkowie i inni dawni domownicy woleli przyjść najpierw do domu, by wziąć kąpiel i ogrzać się pośród ścian ich życia.

Ostatnie dziady spędzali w domu, ponieważ pogoda nie sprzyjała ucztowaniu na grobach. Przy jednym wielkim stole zasiadła cała rodzina, najstarszy z rodu – brat ojca Żywii i Dalemira – rozpoczął wspólną modlitwę, wypowiadając słowa-zaklęcia, które stały się już tradycją:
Tego roku Dziady przyniosły chłód i chmury, co nie zatrzymało żyjących pośród ścian. Żywia cieszyła się na wieczerzę na grobach.
Wyszli, okna i drzwi wciąż były otwarte.

Przy grobach było już wiele rodzin – dwóch sióstr Radomiły, brata jej męża, kuzynki i ciotki z pobliskich wiosek. Szykowali już ucztę, rozpalając niewielkie ogniska, Wszyscy usiedli razem, blisko siebie. Czuli swoje ciepło, przez co lepiej odczuwali obecność przodków. Rozpoczęła się bogata wieczerza. Mężczyźni sięgnęli od razu po tłuste mięso, nie ogryzając do końca kości. To, co zostało wyrzucali za siebie, by dziadowie mogli ucztować z nimi. Wódkę wypijali do połowy, by resztę wylać za plecy. Kobiety natomiast piły z gracją, powoli jadły kromki chleba, upuszczając je na grób zmarłych. Miód najpierw rozlewały, po czym piły to, co zostało. Gdy żołądek Żywii był już pełny, poczuła potrzebę udania się miedzy drzewa, jednak bała się, bowiem odwrócenie w stronę przodków mogło ich zawstydzić. Kątem oka zauważyła jednak postać niedaleko ogniska i wstała gwałtownie, aż przewróciła palącą się na grobie świecę.
– Żywia, dziecko – ciotka skarciła dziewczynę. – Takim nagłym wstawaniem wystraszymy wszystkie dusze!
Nie zwróciła uwagi na słowa ciotki. Złapała trochę wódki i ulubione mięso ojca. Poszła w stronę sylwetki, która bardzo go przypominała.. Z pokonaną odległością nabierała pewności, że to nie on. Był to tylko dziad… A może aż. Podeszła bliżej i przyjrzała się rysom jego twarzy. Stara, pomarszczona twarz wykrzywiła się w uśmiechu na jej widok.
– Mogę prosić dziada o modlitwę za mojego ojca? I aby przekazał mu, że nadal bardzo kocham i tęsknię – podarowała żebrakowi przyniesiony ze sobą prowiant. Skinął jedynie głową, po czym odwrócił się i odszedł. Zniknął w ciemności jak zjawa. Żywia wiedziała od matki, że dziadowie-żebracy mają zdolności mediacyjne i łączyli ten świat z zaświatami. Wiedziała, że już za chwilę ojciec posili się przygotowanym przez nią mięsem i zapewne pochwali córkę w myślach. Spokojna i szczęśliwa wróciła do rodziny. 

Żywia – imię żeńskie pochodzenia słowiańskiego. Imię wzięte od Żywii, pogańskiej bogini życia.
Radomiła - nienotowany w czasach staropolskich żeński odpowiednik imienia Radomił.
Dalemir (Dalimir, Dalemiar, Dalimiar) – staropolskie imię męskie, złożone z członów Dale- ("daleko", może też "oddalać") i -mir ("pokój, spokój, dobro"). Mogło oznaczać "tego, który rozciąga pokój daleko".

2 komentarze:

  1. Bardzo interesujący i wdzięczny temat, Dziady zaciekawiły mnie ju z w licem, kiedy czytaliśmy książkę Mickiewicza z takim tytułem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za podzielenie się tak dobrym tekstem. Link znajdzie się w zestawieniu konkursowym, już w tym tygodniu na moim blogu :)

    OdpowiedzUsuń