sobota, 29 lutego 2020

Boga na próbę wystawiać po prostu nie można

Jesteś Bogiem wiernym, staram się to zrozumieć moim wybrakowanym sercem. Gdy ja próbuję się oddalić od Ciebie, Ty jesteś. Gdy nie chcę z Tobą rozmawiać, Ty znajdujesz na rozmowę sposób. Gdy nie mam sił się już modlić, Ty kładziesz psalmy i pieśni na moje usta. Wchodzę w moją ciemność, a tam też jesteś. Wychodzę do jasności, Ty mnie oszałamiasz. Nie mogę już uciec od Ciebie, Boże, choć czasem jak mała dziewczynka odwracam się do Ciebie plecami. Na złość Tobie (czy też sobie) podejmuję pochopne decyzje. Krzyczę na Ciebie, że siedzisz sobie w tym Niebie, że znowu wymyślasz, że mam już dość, że nie potrafię - nie chcę. I czuję na sobie Twój wzrok, cierpliwy i pełen ciepła.
Boga na próbę wystawiać po prostu nie można (Pwt 6, 16). Nie można i już. Kropka. Ale gdzie kończy się relacja a zaczyna “próba”? Czasami bym chciała, byś wyznaczył mi konkretne granice: tu możesz iść, ale tam zatrzyma Cię pole elektryczne i... O. I tyle. Ale nie, bo przecież mam wolną wolę - dar? Czasami wolałabym jej nie mieć. Nie wybierać źle, nie popełniać błędów, nie robić głupstw i w efekcie nie płakać w poduszkę podczas nadbudowywania murów i utwardzania zbroi. No więc właśnie, gdzie kończy się relacja?
Mam tendencję do porzucania ludzi, zanim sami mnie porzucą, a Ty przecież mnie nie porzucisz. Ty jesteś wierny. Ty wiesz, dlaczego. Na Ciebie mogę krzyczeć wieczorem, a rano wtulić się w bezpieczne ramiona. Tobie mogę okazać, że mi zależy, nawet powodując kłótnie, łzy i przykrości. Przecież wiem, że Ciebie to boli. Przecież mnie to też boli. Mogę codziennie przed wyjściem z domu szlifować uśmiechy, obdarowywać nimi każdą napotkaną osobę, ale Ty wiesz, że moje serce się nie uśmiecha. Mogę płakać przed Twoją twarzą, unikać każdego wzroku, a Ty wiesz, że dusza moja się raduje. Wiesz to, nawet gdy ja nie jestem tego świadoma.
W końcu dochodzę do wniosku (powoli, bo powoli, ale zawsze to jakiś postęp), że nasza relacja jest już tak głęboka, że nie chcę Cię stracić. Że mi na Tobie zależy. Jesteś tak istotną częścią mego życia, że po prostu nie potrafiłabym nie wierzyć. I w końcu czuję, że mi Ciebie brakuje. Nawet gdy byłam “niewierząca”, nie czułam tak dojmującego braku Ciebie. Nigdy nie czułam się tak bardzo przez Ciebie opuszczona. I to dobrze. Bo pragnę Cię więcej i więcej, ale jak przestać dążyć do tego na moich zasadach?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz