poniedziałek, 16 grudnia 2019

***

Za tydzień o tej godzinie będę w drodze do domu... Albo już na miejscu, kto wie. Gdy wrócę, wszystko będzie inne i nowe. Nowy rok, nowa praca, nowe plany i zapewne marzenia. Ale to za rok. Dziś jest dziś, dziś pachnie piernikami i moimi ulubionymi żelkami lukrecjowymi. Dziś myślę o tych, od których dostałam w tym roku tak wiele... I którym chcę dać więcej, niż dać potrafię. Chodzę i myślę o ludziach i miejscach, o słowach i uśmiechach, milczeniach i zachwytach. Myślę, że to w sumie fascynujące, gdzie jestem i jak się tu znalazłam (a jeszcze bardziej: po co?). Wspominam wszystkich ludzi, którzy przestali się odzywać. I do których ja też przestałam się odzywać. Wszystkich, przy których czułam się dobrze. Z którymi wymieniłam kilka uśmiechów czy nieśmiałych zdań. Wspominam ludzi, którzy mieli odwagę powiedzieć mi w twarz, że kłamię. Że jestem jak pies, którego trzeba przygarnąć i pogłaskać, by stał się wiernym towarzyszem i nie muszę się tego bać. O którego czasami trzeba zadbać, bo sam tego nie zrobi. I dziś, upajając się zapachem pierników, szykując ciasto na kolejną porcję, cieszę się na wszystko, co nadchodzi. Na Jego przyjście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz