środa, 16 maja 2018

Mów do mnie. Potrzebuję Twoich słów.


Myślę, że w życiu niezmiernie ważny jest czas spędzony z sobą samym. Nie chodzi oczywiście o izolowanie się od świata czy ludzi, ale zwyczajne poznanie siebie - wiem, że tekst ten jest odrobinę oklepany, ale nie wyobrażam sobie dnia bez chwili "wsłuchania się" w swoje wnętrze, pogadania ze sobą, z Bogiem, nawet reżyserowania w głowie jakichś rozmów, które nigdy nie będą miały miejsca.
Samotny spacer nie jest dla mnie raczej żadnym problemem, jeśli panuje we mnie równowaga.
Fakt, gdy jestem przybita, rozpaczam, że nie ma do kogo gęby otworzyć i że włóczę się jak bezdomny pies po mieście, którego nie znam.

Ale ogólnie lubię się zaskakiwać.
Zazwyczaj wtedy obserwuję ludzi, wyciągam wnioski, jednym zazdroszczę, innym współczuję. Jedni mnie fascynują, aż mam ochotę podejść i zagadać (czego oczywiście nie robię), inni odpychają.
Nie odkryłam ameryki tym zdaniem, wiem - każdy tak ma.
Trochę dobijające jest to, że po powrocie mam pełno przemyśleń, a nie przychodzi mi do głowy nikt, kto chciałby słuchać mojego paplania o oczywistościach.
Może dlatego, że gadam dużo.
Może dlatego, że ludzi słuchanie nudzi. Albo słuchać nie potrafią.
Nie wiem. Wiem, że potrzebuję jakiejś przestrzeni, w której mogłabym się wyrażać, ale jakoś nie potrafię znaleźć nic, co spełniałoby moje oczekiwania.

Siadam i myślę, jak wdzięczna jestem za rodzinę, przyjaciół, ludzi poznawanych tu i tam, ludzi niepoznanych. O każdym z nich mogę stworzyć historię.
O każdym z nich mogę coś powiedzieć.
Dzisiaj zmęczona wjechałam dość niezdarnie na molo, jedna z rolek się poluzowała i niemal padłam jak długa na deski. Udałam, że nic się nie stało, że panuję nad sytuacją, jak gdyby nigdy nic usiadłam na ławce. Próbowałam przestać myśleć o bolących nogach, więc skupiłam się na wszystkim w koło. Zachód słońca był piękny, zresztą - zawsze jest. Nigdy mi się nie znudzi, nawet jakbym obserwowała go codziennie z tego samego miejsca.
Wszyscy z telefonami, kamerkami, tabletami uwieczniają widoki, fotografują siebie, turyści ustawiają się do zdjęcia w sobie tylko zrozumiałym języku, panowie w garniturach idą dziarskim krokiem z rękami w kieszeniach, jeden wybiega na przód i cyka im fotkę.
Może się wydawać, że są najbardziej absorbujący.
Ale nie.
Po drugiej stronie przy barierce stoi siostra zakonna. Wiatr targa habitem i welonem na prawo i lewo, a jej twarz... wyraża najprawdziwszy spokój. Patrzy w niebo z fascynacją. Jedyna nie trzyma w ręku telefonu.
Naprawdę, nie przesadzam. Jedyna.
Spojrzałam na swój i zaśmiałam się w duchu.
Potrafię go używać nawet podczas jazdy.
Śmiałam się z siebie coraz bardziej.
I doszłam do wniosku, że telefon jest moim symbolem niepokoju. Obawy, że zostanę sama. Że nie zdążę odpisać na ważną wiadomość. Że nie odbiorę telefonu, który może się nie powtórzyć. Że on gwarantuje mi, że zostanę wysłuchana.
Chciałabym z taką wiarą patrzeć w niebo. Napawać się bezbrzeżnym pięknem świata. Nie myśleć, że przydałby się obok drugi człowiek, który wysłucha moich nieidealnych słów, a wiedzieć, że jest obok Ktoś, kto zawsze wysłucha moich nieidealnych myśli.
Nie dostałam żadnej ważnej wiadomości. Żadnego pilnego telefonu.
Zamiast tego po prostu się ograniczyłam. Zamiast myśleć choć przez chwilę o sobie, skupić się na tym, co we mnie, wciąż przejmowałam się innymi. Wciąż myślałam, co zrobić, by innym było dobrze.
I być może moje słowa nie są idealne, ale słowa są dla mnie czymś tak ważnym, bez czego nie potrafiłabym żyć. Czego nie potrafiłabym się pozbyć.
Wysłuchaj mnie.
Mów do mnie.
Choć może to być zwodnicze i lepiej porozumiewać się czynem, to jednak wolę żyć w harmonii jednego i drugiego.
Mów do mnie. Potrzebuję >Twoich< słów.

1 komentarz: